czwartek, 31 października 2013

Tosia ma prośbę

Czas leciał szybko, ciągle tylko uczelnia, trening, mieszkanie i tak w kółko. Za nami były już pierwsze mecze wyjazdowe, byłam pod dużym wrażeniem organizacji. Dziewczyny były bardzo miłe i dużo mi pomagały, miały do mnie dużo cierpliwości pod względem języka chociaż i tak się już trochę poprawił od momentu mojego przyjazdu.
Na hali spędzałam jak najwięcej czasu, do upadłego ćwiczyłam zagrywkę i ataki, mięśnie paliły mnie niemiłosiernie ale ćwiczyłam dalej. Nie mogłam się pogodzić z kwadratem dla rezerwowych. Oczywiście od czasu do czasu wchodziłam na boisko ale to były tylko zmiany zadaniowe. Na każdym treningu starałam się pokazać trenerowi, że powinien dać mi szansę gry od samego początku meczu. Niestety nie dostrzegał albo nie chciał dostrzec mojego poświęcenia.

Cieszyłam się jak głupia na powrót do domu, tzn. do Bartka. Uzgodniliśmy, że wigilię spędzę u mojej babci gdzie zjeżdżała się co roku cała rodzina a pierwszy i drugi dzień świąt u Bartka. 
Latałam po całym mieszkaniu i zbierałam rzeczy, które planowałam zabrać. W ogóle nie mogłam się ogarnąć, euforia związana z zobaczeniem się z Bartkiem była zbyt duża. Następnego dnia rano miałam lot do Warszawy, Artur przyjechał po mnie o 7 rano. Jeszcze leżałam w łóżku ale nie spałam, w ogóle nie mogłam zmrużyć oka tej nocy. 
-Gotowa?- zapytał Artek.
-Tak tak tylko jeszcze trochę się pomaluję i możemy jechać.- pognałam do łazienki, pociągnęłam rzęsy tuszem, przeczesałam włosy i wrzuciłam szczotkę do kosmetyczki. Otworzyłam drzwi łokciem trzymając w jednej ręce kosmetyczkę w drugiej poskładane ubrnaia, które miałam zamiar wziąć ze sobą a nie spakowałam ich wczoraj bo jeszcze były mokre po praniu. Odwracając się o mały włos nie wpadłam na Artura. Trzymał coś w ręku ale nie miałam za bardzo czasu się temu przyglądać bo szybko schował je za siebie. 
-Co tam chowasz?- zapytałam upychając rzeczy wyniesione z łazienki do walizki.
-A takie tam.- podeszłam do niego i założyłam ręce na piersi. 
-Więc?
-Proszę, z okazji świąt.- wyciągnął paczuszkę w moją stronę. Niepewnie wyciągnęłam rękę. 
-Ale ja nic nie mam dla Ciebie.- wzruszył ramionami.
-Otwórz.
-Zwariowałeś, dziękuję bardzo.- rzuciłam mu się na szyję. Dostałam od niego słuchawki. 
-Dobra, dobra zwijaj się, zaraz wyjeżdżamy. 

Kiedy samolot kołował już na płycie lotniska Okęcie, nie mogłam usiedzieć na miejscu. Podczas wysiadania byłam pierwsza przy drzwiach i tylko czekałam aż dołączą rękaw. Jak tylko drzwi się otworzyły a przed sobą zobaczyłam wąskie przejście ruszyłam z miejsca, najpierw szłam bardzo energicznym krokiem ale to było dla mnie zbyt wolno, zaczęłam biec. Zatrzymałam się dopiero przy bramkach gdzie sprawdzili mój paszport i przybili pieczątkę później znów przyspieszyłam i zaczęłam biec do poczekalni, wiedziałam, że tam na mnie czeka Bartek. Widziałam go już biegnąc po schodach, stał odwrócony tyłem. Dopiero kiedy byłam od niego oddalona o jakieś 5 metrów zwolniłam kroku. Stojąc za nim wdychałam zapach miętówek i Bartkowych perfum. Objęłam Go rękami w pasie przytulając twarz do jego pleców. Obrócił się i mocno mnie przytulił. To było cudowne uczucie móc go przytulić po tak długim okresie rozłąki. 
-Cześć.- szepnął mi do ucha. 
-Cześć. Dobrze Cię widzieć. - Kurek złapał mnie za rękę i poprowadził do taśmy po bagaż.  

Gdy tylko weszliśmy do mieszkania w Bełchatowie, Bartek zamknął drzwi przyciskając mnie do nich i namiętnie całując. Wziął na ręce i zaniósł do sypialni.
-Mmmm, fajna koszulka.- powiedział kiedy oboje leżeliśmy na łóżku.
-Też mi się podoba.
-Ale zdecydowanie lepiej będzie wyglądała na mojej podłodze.- zgrabnym ruchem ściągnął mi ją przez głowę. Nie pozostałam mu dłużna rozpinając guziki jego koszuli, miałam tylko problem z jednym guziczkiem.- Oj Ty łajzo.- wymruczał Kurek, sam go rozpinając. 

Obudziłam się następnego ranka szczęśliwa, że to nie był tylko sen i Bartek dalej śpi koło mnie, oddychając miarowo, pogrążony we śnie. Poszłam do łazienki, przemyłam twarz wodą zmyć z twarzy resztki snu. Następnie poszłam do kuchni, nastawiłam czajnik i usiadłam przy stole. Leżały na nim jakieś gazety. Wzięłam pierwszą lepszą i zaczęłam czytać. Miło było znów poczytać sobie polską gazetę i nie zastanawiać się nad znaczeniem co 10 słowa. W tym czasie czajnik się wyłączył a ja zaparzyłam kawę, oczywiście bez cukru z niewielką ilością mleka. Zegar cichutko tykał, wskazując 7:42. Jak na centrum Bełchatowa było zadziwiająco cicho. 
Pierwszy raz od dawna przeczytałam całą gazetę od deski do deski, miałam właśnie sięgnąć po kolejną z małego stosiku ale wszedł Bartek. 
-Cześć wyspałeś się?- podszedł do mnie i krótko pocałował mnie w usta. 
-Cześć. Nie ale nie narzekam, więcej takich nocy.- uśmiechnęłam się na jego słowa.- Zaraz muszę lecieć na trening, jedziesz ze mną?
-Jasne tylko się ubiorę. A Bartek...- urwałam. 
-No?
-Albo nie już nic. 
-No mów. 
-Nie to głupi pomysł.
-Głupi nie głupi mów. 
-Bo tak sobie pomyślałam, że może mogła bym z Wami chociaż rozgrzewkę zrobić no wiesz, żeby nie wypaść z rytmu, w końcu całe dwa tygodnie przede mną bez gry. Ale nie wiem czy trener Nawrocki by się zgodził. 
-Weź na wszelki wypadek rzeczy zapytamy go.- stwierdził Bartek i wrócił do robienia kanapek.  

Jak tylko weszliśmy na halę, natknęliśmy się na Nawrockiego. 
-Dzień dobry.- przywitaliśmy się. 
-O dzień dobry. 
-Trenerze?- zagadnął Bartek. 
-Tak?
-Tosia ma prośbę. 
-Słucham?
-Mogła bym zrobić z chłopakami rozgrzewkę?
-A nie chcesz później z nimi zagrać? Święta już niedługo więc nie będę ich przemęczał. Przebieraj się.- przebiegłam przez oblodzony parking do Bartkowego samochodu żeby wziąć torbę z rzeczami. Później szybko do szatni i przebrałam się. Jak się okazało na parkiecie boiska byłam pierwsza, a mówią, że na kobietę zawsze trzeba najdłużej czekać. 
-Cześć moja ulubiona siatkarko!- krzyknął Plina jak tylko zobaczył mnie odbijającą piłkę. 
-Cześć.
-Będziesz dzisiaj z nami grała? 
-Jak widać.- wyszczerzył się w uśmiechu. 
-Bartek już Ci mówił?
-O czym? 
-Ups.- zrobił skwaszoną minę. 
-Daniel? O czym?- akurat z szatni wyszedł mój chłopak.- Bartek! O czym mi nie powiedziałeś?
-Danieeel! Czy Ty musisz wszystko popsuć??


__________________________________________________________________


Witajcie Kochani! Coś ostatnio mam problemy z wyrobieniem się, przez co mam straszne wyrzuty sumienia, że Was zaniedbuję. Przepraszam! :*



Do przyszłego poczytania:

T.

czwartek, 24 października 2013

I, że to niby dla mnie?

Ryczałam w poduszkę do 1 w nocy. O godzinie 8 rano usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam je otworzyć przypominając w ruchach zombie. 
-Co Ci się stało?- zapytał Artur. 
-Nic.- powiedziałam głosem wypranym z uczuć. 
-No ej! Przecież widzę.- wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. 
-Nie wiem czy to był dobry pomysł. 
-Przyzwyczaisz a teraz się trochę ogarnij, bo mamy w planach zwiedzanie uczelni i spotkanie z Twoim nowym klubem. Raz! Raz!- popatrzyłam na niego zbolałym wzrokiem ale pomaszerowałam do łazienki. Kiedy wyszłam z niej zobaczyłam, że Artur grzebie u mnie w lodówce, która nawiasem mówiąc była pełna.- Nic nie zjadłaś.- powiedział głosem pełnym wyrzutu. 
-Nie miałam apetytu wczoraj. 
-To ja Ci zrobię przynajmniej porządne śniadanie. 
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale".- i już wyciągał jakąś miskę z górnej szafki, nie miałam pojęcia skąd on wiedział, gdzie co jest.
-Artur? 
-Hmm?
-Skąd to wszystko wiesz?
-Ale co?
-Co gdzie jest? Pełna lodówka itd. 
-A myślisz, że kto zaopatrzył Cię w to wszystko?- uśmiechnął się do mnie znad drzwiczek lodówki.
-Dzięki.- zrobił mi omleta, chociaż i tak nie zjadłam całego.  

Pierwszy tydzień był naprawdę ciężki, na wykładach niewiele rozumiałam na treningach byłam przeciętna co mi nie odpowiadało. Zawsze byłam chwalona a tutaj musiałam naprawdę ciężko pracować. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że byłam próżna i wbita w dumę. Zatrzymałam się na pewnym poziomie siatkarskim i przestałam się rozwijać bo każdy mi mówił, że jestem taka dobra, a to nie była prawda. Łatwo jest się wyróżniać na tle przeciętnych zawodniczek, zdecydowanie trudniej doskoczyć do tych naprawdę dobrych. 

Artur tak jak obiecał nie zostawił mnie na pastwę losu, przychodził niemal codziennie na co wkurzał się strasznie Bartek bo czasami jak gadaliśmy przez skyp'a mówiłam, żeby chwilę poczekał bo przyszedł Artur. 
Z każdym dniem bardziej brakowało mi Bartka. Brakowało mi też rodziców, nie dzwonili nawet, nie pisali, zerwali ze mną kompletnie kontakt. 

Pewnego październikowego dnia spieszyłam się na trening, zaspałam i nawet nie zdąrzyłam zjeść śniadania. Z rozmachem otworzyłam drzwi szukając jednocześnie kluczy w mojej torbie, przekraczając próg potknęłam się o coś, spojrzałam w dół a tam stał przeogromny kosz z czerwonymi różami. Stanęłam jak wryta. I, że to niby dla mnie? Na pewno nie. Przestawiłam kosz żebym miała jak przejść, zamknęłam drzwi i pognałam na trening. 
Wielkimi krokami zbliżał się pierwszy mecz, za każdym razem jak o nim pomyślała czułam ściskanie w dołku. Wiedziałam, że nie znajdę się w pierwszej szóstce, czułam się z tym źle. 
Dopiero na wykładzie dotarło do mnie, że jest 21 październik, moje urodziny. Na śmierć zapomniałam. 
Wieczorem weszłam na skypa, od razu wyświetlił mi się dymek z nadchodzącym połączeniem. Bartek. Wcisnęłam przycisk "odbierz" i nagle na ekranie mojego komputera zobaczyłam kilka dobrze mi znanych twarzy, m. in. Bartka, Mariusza, Daniel, Marcin i Piotrka Gacka. Nie zdąrzyłam się odezwać a chłopaki zaczęli się drzeć "sto lat", kiedy wreszcie skończyli Bartek zapytał się mnie czy dostałam prezent.
-Jaki prezent?
-Zamówiłem kwiaty, mieli Ci je dostarczyć. 
-Aaaaa kwiaty! Tak, tak dostałam!- miałam nadzieję, że nie wyczytał nic z mojej twarzy, w końcu bukiet dalej stał za drzwiami. 
Jak tylko zakończyłam rozmowę z Bartkiem dopadłam do drzwi i wniosłam kosz do środka, jak bym była w Polsce pewnie tych kwiatków by nie było zanim bym rano drzwi otworzyła. 
Zalogowałam się na facebooka i szok! Bartman złożył mi życzenia, własnym oczom nie wierzyłam. Kliknęłam "Lubię to!" niech się cieszy. 


_________________________________________________________________


Cześć Misie moje kolorowe! Przepraszam, że dzisiaj a nie wczoraj wstawiam nowy rozdział ale wczoraj od 8 do 18:40 non stop na uczelni bez żadnego okienka na dodatek z "wuefem". Żeby nie było W-F spoko, bo siatkówka ale jak się siedzi tyle godzin to naprawdę wolała bym Go mieć w jakiś inny dzień. 
Z AZSu nici. Treningi są właśnie w środy! Cały świat przeciwko mnie! 
Trzymajcie się Miśki! :*

Do przyszłego poczytania:

T.

środa, 16 października 2013

Kinderki

W nocy z 19 na 20 września nie mogłam zasnąć. Miotałam się po całym łóżku starając się nie obudzić Bartka. Około 3 nad ranem włączyłam komputer i najpierw sprawdziłam fejsa, później pocztę a na końcu yt. W wielkim świecie nic się nie działo. Na fb było jedno zaproszenie do grona znajomych, Zibi Bartman. Miałam wielką ochotę odrzucić za tą "Antkę" ale dobra, głupszym się ustępuje. Na poczcie cisza, z yt puściłam moją ulubioną listę odtwarzania i założyłam słuchawki. Przejrzałam interię, onet i wp. Nudziłam się. Wyłączyłam muzykę i postanowiłam nadrobić zaległości w moim ulubionym serialu "How i met your mother". Jeden z lepszych seriali komediowych, jak dla mnie. Powoli zaczynało wstawać słońce, nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. 
-Ale mnie przestraszyłeś. 
-Czemu nie śpisz?
-Nie mogłam zasnąć.- Bartek sięgnął przez moje ramię do przycisku wyłączającego awaryjnie laptopa. -Ej no oglądałam! Poza tym popsujesz komputer.- pocałował mnie namiętnie w usta i wziął na ręce, zaniósł do łóżka i przez resztę nocy żadne z nas nie zaprzątało sobie głowy snem. 

-Masz wszystko?- zapytał Bartek kiedy około 13 wychodziliśmy z mieszkania. 
-Nie wiem. Nie chcę nigdzie jechać, zaraz zadzwonię do Artura i powiem, że się rozmyśliłam. 
-Nie marudź tylko się zastanów. Telefon? Komputer? Ładowarka jedna i druga? Paszport? 
-Mam, chyba mam. 
-To chyba czy masz? Tośka, spóźnimy się na samolot. 
-Dobra jedźmy już. A! Monika zgłosi się do Ciebie po samochód. 
-Po mój samochód?- zapyta zdziwiony Kurek.
-Po mój samochód. Bez sensu żeby stał i nikt nim nie jeździł więc stwierdziłam, że na ten czas jak mnie nie będzie będzie nim jeździć Monika. 
-Okej. To jedziemy.- Bartek otworzył drzwi do samochodu od strony pasażera. Szybko je zatrzasnęłam. 
-Muszę?- mój chłopak zaczerpnął głęboko powietrza, a później powoli je wypuścił. 
-Musisz.- zrobiłam minę jak z tego mema "okej". Wsiadłam do samochodu. 
Po około 2 godzinach jazdy szukaliśmy miejsca na parkingu na Okęciu. Bartek wyciągnął moje dwie (po co Ci aż dwie?- zapytał Bartek podczas gdy ja byłam z siebie bardzo zadowolona, że tak zgrabnie udało mi się spakować) walizki i ruszyliśmy do głównego terminalu. Później wszystko potoczyło się szybko odprawa i pożegnanie. Nie chciałam puścić Bartka i pójść tym wąskim korytarzem do samolotu. To było za trudne. Kurek głaskał mnie po plecach i przekonywał, że niedługo znów się zobaczymy, że czas do Bożego Narodzenia szybko zleci, że będzie dzwonił. Na odchodnym powiedział mi jeszcze "będzie dobrze". Do samolotu wsiadłam ostatnia. Usiadłam na swoim fotelu w klasie ekonomicznej, wierciłam się niemiłosiernie aż w końcu w mojej głowie pojawił się wielki czerwony napis: "Tośka! Co Ty do cholery robisz w tym samolocie!?". Szybko wstałam zabierając za sobą mój bagaż podręczny i skierowałam się do wyjścia. Z rozpędu wpadłam na jedną ze stewardes.
-Mogę w czymś pomóc?- zapytała zgrabna blondynka ubrana w niebieski uniform. 
-Muszę wysiąść.
-To niestety już jest nie możliwe, zaraz startujemy i musi pani zapiąć pasy, ale jeżeli sprawa jest poważna to postaramy się ją załatwić na lotnisku w Chicago.
-W Chicago to już będzie za późno.- wyszeptałam sama do siebie i wróciłam na miejsce. Włożyłam rękę do swojej torby w poszukiwaniu słuchawek ale zamiast nich znalazłam pudełko kinderków, których wcześniej z całą pewnością tam nie było. Bartek. I wtedy przypomniałam sobie jego ostatnie słowa, normalnie jak w tej reklamie co dziecko idzie pierwszy raz do szkoły a mama daje mu batoniki kinder. Uśmiechnęłam się z głupoty Bartka. Odnalazłam słuchawki i założyłam je na uszy. Musiałam zasnąć bo obudziła mnie ta sama blondynka, która nie chciała mnie wypuścić z samolotu.
-Niedługo lądujemy.- uśmiechnęłam się do niej. 

-No nareszcie moja gwiazda przyleciała!- ucieszył się na mój widok Artur. Przytulił mnie na przywitanie.
-Cześć.
-Jak podróż?
-W porządku, szybko zleciało. 
-Chodź, weźmiemy bagaże i zawiozę Cię do Twojego nowego apartamentu.- zmarszczyłam czoło i spojrzałam na Artura pytającym wzrokiem.- No powiedzmy apartamentu.- nie mogłam się nie uśmiechnąć. 
Mój nowy apartament okazał się pokojem z kuchnią w uczelnianym akademiku.
Kiedy Artur wyszedł i zostawił mnie samą, siadłam na łóżku i się rozpłakałam. 


__________________________________________________________________


Siemano Mordeczki!! :D
Wykurowałam się już (w miarę), ale zdemotywował mnie mój lekarz. Powiedziałam, że chcę zaświadczenie na uczelnię bo muszę jakoś usprawiedliwić nieobecności a on co? Spojrzał na mnie i powiedział: "jasne, jak nic się nie dzieje to zaraz wypiszemy" z mojej strony nastąpiła chwila konsternacji bo jak stwierdził, że nic się nie dzieje skoro nawet mnie nie zbadał? Okej nie wnikam :D

I mam dylemat, nie wiem czy się zapisać od AZSu czy nie ;) oczywiście na siatkę. Z jednej strony chętnie bym poszła z drugiej boję się, że będę tam najsłabsza i nie wiem co zrobić ;)

W niedzielę idę na mecz Skra- Effector ;D Jak już się pewnie domyśliliście, studiuję w Kielcach, a co za tym idzie mieszkam tam przez większą cześć roku. Ale nie martwicie się, pozostanę wierna Skrze :D JEDNO SERCE JEDNO BICIE SKRA BEŁCHATÓW PONAD ŻYCIE! 


Do przyszłego poczytania:

T,

środa, 9 października 2013

Antka

1 września chłopaki mieli lecieć do Izmiru natomiast ja z panem Adamem wylatywaliśmy dzień po nich. Nasz hotel mieścił się tylko kilka kroków od hotelu siatkarzy. Późnym wieczorem kiedy zakwaterowaliśmy się w hotelu, padałam z nóg. Hotel nie był jakiś super luksusowy ale i tak nie zamierzałam w nim spędzać za dużo czasu, w zasadzie to tylko spać. Właśnie miałam zamiar walnąć się na łóżko i z niego nie wstawać kiedy ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć z myślą, że to może tata Bartka ale gdy tylko je otworzyłam poczułam na swoich ustach bardzo dobrze mi znane usta Bartka. Odwzajemniłam pocałunek.
-Co tutaj robisz?
-Przyszedłem się przywitać. 
-Jak tutaj wszedłeś?
-Drzwiami.- suszył zęby w pięknym uśmiechu.- Stęskniłem się za Tobą.- nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, że ja też bo Bartek podniósł mnie i przystawił do ściany namiętnie całując. Oplotłam lewą rękę na jego szyi a palce prawej włożyłam w jego włosy, nogi zawinęłam na Bartka biodrach. Zaniósł mnie do łóżka i delikatnie położył na materacu. Jego usta powoli przesunęły się na moją szyję. 
-Nie.- powiedziałam lekko go odpychając. 
-Dlaczego?
-Może dlatego, że jutro grasz mecz?? Nie możesz być zmęczony.- Bartek przewrócił oczami. 
-Ja się wcale tak szybko nie męczę.- roześmiałam się na te słowa. Jeszcze długo gadaliśmy i leżeliśmy przytuleni. Około 22 Bartek niepostrzeżenie opuścił mój hotel i równie niepostrzeżenie przemknął pod czujnym okiem Castellaniego. 

W nocy nie mogłam spać, najpierw długo nie mogłam zasnąć później gdy już zasnęłam śniły mi się jakieś głupoty związane ze mną i Bartkiem. Pierwszy sen był bardzo rzeczywisty, śniło mi się że byłam poważnie chora ale w szpitalu byłam całkiem sama, nigdzie było ani Bartka ani moich rodziców. Obudziłam się zlana potem, ciężko dysząc. 'Tośka to tylko sen, Bartek jest kilkanaście kroków dalej i kilka godzin temu wyszedł od Ciebie całując Cię w usta, to tylko sen' przekonywałam sama siebie. Kiedy już udało mi się uspokoić i ponownie zasnąć znów miałam sen, tym razem jakby przedstawiał przeszłość ponieważ znajdowałam się znowu w liceum w Nysie i to była studniówka, sądziłam, że moja bo byłam na niej z Kubą Jaroszem. 
Rano obudziłam się, niewyspana i z nieprzyjemnym uczuciem w brzuchu przypominałam sobie sny ostatniej nocy. Ale przecież to tylko sny, nie byłam żadnym cholernym medium żebym obawiała się, że coś takiego naprawdę może mnie spotkać. Poszłam zmyć z siebie nieprzyjemności nocy. O 8:30 zapukał do mnie pan Adam, z pytaniem czy idę z nim na śniadanie z chęcią się zgodziłam. 
Wieczorem poszliśmy kibicować naszym w starciu z Francuzami. Jak się okazało kibicowaliśmy bardzo skutecznie bo chłopaki wygrali z nimi 3:1. Europejski maraton się zaczął lub jak czasami mówią komentatorzy "worek się rozwiązał". Następny mecz był z reprezentacją Niemiec również wygrany do 1, a trzeciego dnia Polacy znowu wygrali tym razem pokonując gospodarzy rozgrywek czyli Turcję. Takim sposobem wyszliśmy z grupy na pierwszym miejscu. Po pięknie wygranych meczach chłopaki mieli 3 dni wolnego od meczów, a następnie przystąpili do walki o półfinały, na pierwszy ogień poszła reprezentacja Hiszpanii, pokonana do 2 w dramatycznym tie breaku. Polacy szli jak burza pokonując po kolei Słowaków i Greków, takim oto sposobem zaczęli grę o medale. W półfinale natrafiliśmy na Bułgarów, którzy dosłownie zostali zmieceni z boiska, przez co już mieliśmy co najmniej srebrny medal. 13 września przystąpiliśmy do finału w którym znów natknęliśmy się na francuzów, dla chłopaków ten mecz to była bułka z masłem po prostu grali jak z nut. Pewnie pokonali ponownie reprezentację Francji 3:1.
Po powrocie do hotelu była wielka feta i dużo alkoholu. Bawiliśmy się aż do białego rana. 
Wieczorem 14 września wróciłam do Polski i zaczęłam pakowanie bo 20 września znów miałam lecieć samolotem ale tym razem na obcy kontynent, czyli do Stanów Zjednoczonych. 
16 września wrócili siatkarze, zadowoleni i ze złotymi medalami na szyi. 
-Jutro grill u Plińskiego.- zakomunikował mi Bartek w drodze do domu. 
-20 wylatuję. 
-Ale jutro jest 17.
-Ale ja się muszę spakować i chcę spędzić z Tobą trochę czasu a nie z całą reprezentacją.
-Czyli nie idziemy?- popatrzyłam na Bartka odwracając wzrok od jezdni. 
-Naprawdę chcesz tam iść?
-Jak nie chcesz to nie pójdziemy.- stwierdził. 
-Okej, o której ten grill??
-Jesteś kochana!- dostałam całusa w policzek.- o 17.

Następnego dnia wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy do Daniela. Najpierw zahaczyliśmy o jakiś sklep, kupiliśmy kiełbaski i wino.
Myślałam, że na ognisku będzie tylko kilka osób a tu zjechało się całe zgrupowanie. 
-Cześć!- przywitaliśmy się z Danielem. 
-Chodźcie, chodźcie już wszyscy w zasadzie są. 
Bartek ruszył między ludzi witając się ze wszystkimi, a ja szłam za nim wszystkim się przedstawiałam, no prawie wszystkim. Widać było, że wszyscy się dobrze znają i świetnie bawią w swoim towarzystwie. Kiedy nasze kiełbaski skwierczały na grillu a Bartek poszedł do łazienki przypałętał się do mnie Kadziewicz. 
-Co taka piękna kobieta robi sama?
-Czeka na swojego chłopaka. 
-Chłopaka? Tego wypłosza Kurka? A nie wolała byś kogoś dojrzalszego?- oczywiście cała rozmowa była utrzymana w tonie żartobliwym, wiedziałam, że Łukasz się nabija. 
-Za staruszków się nie biorę. - akurat zjawił się Bartek. 
-No wiesz co! Nie jestem stary, jestem młody i piękny. 
-O co come on?- zapytał Kurek. 
-Twoja dziewczyna mi ubliża. 
-Twój kolega mnie podrywa.- nie pozostałam dłużna. 
-Ja jej nikomu nie oddam!- mój chłopak otoczył mnie ramieniem.- Cześć Zbyszek.- podał rękę jakiemuś wysokiemu (a to niespodzianka!) brunetowi. 
-Siema. Cześć Zbyszek jestem.- wyciągnął do mnie rękę. 
-Cześć Tośka. 
-Tośka? Tosia? Antka? 
-Tośka. Nie Antka. 
-Spoko Antka. 
-Możesz do mnie nie mówić Antka?
-Ale mi się podoba Antka. Zabronisz mi? 
-A żebyś wiedział, że Ci zabronię.- jeszcze go dobrze nie poznałam a koleś już działał mi na nerwy. Czułam, że się nie polubimy. 

Impreza skończyła się późno w nocy. Do Bełchatowa dojechaliśmy niemalże nad ranem, jakimiś nadludzkimi siłami zdołałam wziąć prysznic a kiedy położyłam się do łóżka to już po kilku sekundach spałam. 



__________________________________________________________________



Cześć Misiaki!!
Jestem chora :( tak mnie rozłożyło, że nawet nie jestem w stanie dzisiaj iść na uczelnię (dlatego mam trochę więcej czasu dla Was :*)

http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/1011115,wyprawa-na-kazbek-sciagnieto-zwloki-wspinacza-z-polski,id,t.html?cookie=1#czytaj_dalej   jeden z nich to mój znajomy, Łukasz. Mam nadzieję, że jeszcze jakimś cudownym sposobem odnajdą Go całego i zdrowego, chociaż szanse są bardzo małe. 

Wracam grzać się pod ciepłą kołderkę, całuski :**

Do przyszłego poczytania:


T.

sobota, 5 października 2013

Mały-duży problem

Po wizycie u lekarza dowiedziałam się, że mam anemię czyli zbyt niski poziom żelaza we krwi. Od małego miałam z tym problemy, ponieważ nienawidziłam mięsa. Mama wmuszała mi go na milion sposobów a ja płakałam, że karzą mi jeść coś tak niedobrego. Poza tym wyglądało, że wszystko ze mną w porządku. Wypełnił mi kartę a ja przekazałam ją w ręce Artura, dalej nie obchodziło mnie co się z nią stanie, wszystkim zajmował się Maciąg. 
Strasznie bawiło mnie zachowanie Bartka w stosunku do mojego "menadżera", jak czasami w żartach nazywałam Artura. Bartek był zazdrosny ale za cholerę nie chciał się do tego przyznać. Jak tylko wspominałam coś o Maciągu to od razu najeżał się i tracił humor. Jak kiedyś wprost zapytałam go czy jest zazdrosny odpowiedział tylko "ja? skąd". To było na swój sposób urocze, znaczyło, że mu na mnie zależy, ale Artur dla niego nie był żadnym zagrożeniem, widocznie Kurek tego nie wiedział. 
Kurek wrócił do Spały ciężko trenować ponieważ wielkimi krokami zbliżały się Mistrzostwa Europy organizowane w tym roku w Izmirze i jak zadecydował trener Castellani Bartek miał na nie jechać. Oczywiście w takim wypadku nie było mowy o jakichś wspólnych wakacjach, więc tym bardziej kiepsko mi się wspominało zeszłoroczną Bułgarię. 
Do Stanów miałam lecieć jakoś z początkiem września ale powiedziałam Arturowi, że nie ma takiej opcji. Chciałam pojechać kibicować naszej reprezentacji do Turcji.  

Dzień przed Bartka urodzinami postanowiłam upiec mu tort i zawieźć do Spały.Więc od samego rana krzątałam się po kuchni. Nie byłam jakimś wybitnym piekarzem ale stwierdziłam, że lepiej jak coś upiekę niż jak bym miała pojechać do cukierni i kupić gotowy (chociaż na pewno byłby smaczniejszy). 
29 sierpnia 2009 roku w godzinach porannych wsiadłam do samochodu wraz z moim ładnie pachnącym (i oby również smacznym) prezentem urodzinowym dla Bartka. Przede mną była mniej więcej godzina jazdy. 
Kiedy tylko minęłam drogowskaz "Spała" napisałam sms'a do Kuby, który miał zorganizować całą akcję. 
Śmiałym krokiem weszłam do hali, zatrzymał mnie jakiś wysoki i nieźle napakowany koleś. 
-A pani do kogo?
-Do mojego chłopaka.- i chciałam ruszyć dalej ale ochroniarz (jak się domyśliłam) zastąpił mi drogę.
-Do którego?
-Do Bartka Kurka.- napakowany bambus wielkości świerku uśmiechnął się pobłażliwie.
-Jasne, kolejna "dziewczyna" siatkarza.
-Ja JESTEM dziewczyną siatkarza, może mnie pan przepuścić?
-Nie, proszę wyjść. Natychmiast.- patrzyłam na niego wściekła, cofnęłam się o kilka kroków, wyjmując telefon. Wybrałam numer Kuby. 
-No cześć gdzie Ty jesteś? Nie mogę ich tutaj trzymać w nieskończoność. 
-Mały problem na korytarzu, możesz po mnie wyjść?
-Już idę.- po chwili otworzyły się drzwi i zobaczyłam w nich rudą czuprynę Jarosza.- Co to za problem?
-Ten tutaj nie chce mnie wpuścić.
-Dlaczego?
-Bo ona powiedziała, że jest dziewczyną Kurka ale codziennie przychodzą tutaj jakieś panienki i podają się za dziewczyny siatkarzy a w rzeczywistości to napalone fanki. Skąd miałem wiedzieć, że ona mówi prawdę.- Jarosz zmierzył go wzrokiem nic nie mówiąc. Nagle odwrócił się w moją stronę. 
-Chodź, już wszyscy czekają. 
Kuba wszedł do sali pierwszy, ja czekałam na znak za drzwiami. Kiedy tylko usłyszałam głośne, tubalne "sto lat" otworzyłam drzwi i hali. Kurka nie było nigdzie widać bo było otoczony przez chłopaków. Miałam chwilę na zapalenie 21 świeczek na torcie. Kiedy Łukasz Kadziewicz krzyknął "A kto!?" chłopaki chórem "Bartek Kurek" rozstąpili się i ja podeszłam do Bartka. Jego twarz wyrażała niedowierzanie. 
-Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki.- uśmiechnęłam się do Bartka. Grzecznie wykonał moje polecenie. Chłopaki wcinali tort, nawet co po niektórzy pochwalili. 
-Co tutaj robisz?- zapytał Kurek. 
-Jak to co? przyjechałam na Twoje urodziny. 
-Przecież nie musiałaś.- już na końcu języka miałam mu wypomnieć moją 18 ale się powstrzymałam. Po co wszczynać kłótnie?
-Nie musiałam ale chciałam.
-Moja mądra dziewczynka.- mocno mnie przytulił.- Ale ja też mam coś dla Ciebie.
-Co?
-Jak pójdziesz ze mną na górę to Ci pokarzę. 
Wymknęliśmy się niepostrzeżenie. Wjechaliśmy na 3 piętro windą, przeszliśmy przez baaaaardzo długi korytarz i weszliśmy do pokoju. Od razu poznałam, że to pokój Bartka bo taki syf to tylko on mógł narobić. Podszedł do szafki i coś z niej wyją. 
-Co to?
-Zobacz.- przyjrzałam się uważniej kartkom które mi wręczył. Bilety na mecze reprezentacji w Mistrzostwach Europy. 
-Żartujesz??
-Ani trochę.- uśmiechał się do mnie. 
-Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!!!!- rzuciłam się mu na szyję. 

Ze Spały wyjechałam późnym wieczorem z wielką radością machając ochroniarzowi, który jakoś nie pałał największym entuzjazmem. 


__________________________________________________________________



Witajcie Misiaki!!!

Przepraszam, że znowu nie napisałam nic w środę ale zaczął się rok akademicki i mam bardzo dużo spraw do załatwiania, poza tym muszę się jakoś ogarnąć i nauczyć znowu wstawania rano co jest w gruncie rzeczy takie łatwe.

Za dwa tygodnie znowu idę na mecz Skry!! :D

Od piątku będę miała wf i będę grać w siatkę!!

Igła powrotu do zdrowia!! 

Nowe koszulki Skry? Jestem na TAK!

Winiar znowu zostanie tatą! :D

Do przyszłego poczytania:

T.