środa, 14 listopada 2012

Kurek, cholero jedna!

Podeszła do nas dość ładna blondynka. Zmierzyła mnie wzrokiem i przytuliła się do Bartka.
-Bartuś, przedstawisz mi Twoją koleżankę.
-Eee Tośka- Paula, Paula- Tośka.- podałyśmy sobie ręce.
-Jesteś nowa, nigdy Cię tu nie widziałam.- teoretycznie była miła ale w jej zachowaniu wszystko wskazywało na to, że strasznie ją irytuję.
-Tak, przeprowadziłam się tutaj wczoraj. Będę grała w siatkę.
-O a gdzie mieszkasz?
-U mnie.- wtrącił się do rozmowy Bartek. Dla Pauli chyba tego było za wiele, czara się przelała.
-Jak to u CIEBIE?- zapytała zdenerwowana.
-Normalnie, ojciec złożył jej propozycję jako trener żeby przeszła do jego drużyny. Na atak. Za Kornele.
-Ahaa. Wiesz ja muszę już lecieć, mam trening. Widzimy się wieczorem na ognisku?
-Jeszcze nie wiem czy przyjdziemy.
-Ok, ,to paaa.- uśmiechnęła się promiennie do Bartka a mnie na pożegnanie zmierzyła wzrokiem. Chyba nie zostaniemy przyjaciółkami.
-To Twoja dziewczyna?- zapytałam Kurka.
-Chyba żartujesz!?- zaczął się śmiać.
-Ale tak to wyglądało. Ona też gra w siatkę?
-Nie, w tenisa.
-I też chodzi do naszej szkoły?
-Tak, to liceum sportowe i każdy w coś gra. Nie wiem czy wiesz ale w naszej szkole co roku jest bal.
-Jaki bal?? Długie suknie, garnitury i te sprawy?
-Tak i przychodzi się parami.- przecież to jakiś pieprzony high school, pomyślałam.
-Raczej nie zaszczycę nikogo swoją obecnością na balu, nie moje klimaty. A założenie sukienki dla mnie graniczy z cudem.
Bartek tylko się uśmiechnął i ruszył w stronę domu.
-To idziemy na to ognisko?
-My? Jak chcesz to idź, ja nigdzie nie idę. Przecież nikogo nie znam.
-To poznasz.
-Eeeem no nie wiem czy to jest dobry pomysł, może następnym razem. 
Weszliśmy do domu. Od samego progu usłyszeliśmy wołanie mamy Bartka.
-Tosia? Bartek? 
-Tak, jesteśmy.- odkrzyknął Bartek.
Weszliśmy do kuchni bo stamtąd dochodził głos pani Kurek.
-Dzisiaj na obiad będzie spagetti. Bardzo jesteście głodni? Co dzisiaj robiliście?
-Rano dałem Tośce wycisk, bieganiem po lesie a teraz wróciliśmy z boiska, graliśmy w kosza.
-Ooo też grasz w kosza?- pytanie było do mnie
-W zasadzie nie, ale Bartek mnie trochę nauczył.
-Jeszcze kilka lat i spokojnie może grać na najlepszych parkietach koszykarskich.
-Kto będzie grał na koszykarskich parkietach?- właśnie do kuchni wszedł trener.
-Tośka ma smykałkę do kosza.
-Nie, nie, nie, ja pozostanę wierna siatkówce.
-Uff to dobrze bo już się przestraszyłem, że dalej nie mamy atakującej.- i zaczął się śmiać.- A co do siatkówki to jutro mamy trening, ale taki bardziej zapoznawczy. Zobaczymy czy nie trzeba komuś pozycji zmienić i przećwiczymy podstawowe zagrania. Bartek pójdziesz z nami, chyba będę Cię potrzebował.
-Jasne. 
Pobiegłam szybko na górę się trochę ogarnąć. Kiedy wróciłam, nakryłam do stołu i wszyscy przy nim usiedliśmy. Obiad był pyszny. Bartek zaniósł naczynia do zmywarki, a ja poszłam do swojego pokoju. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.- w drzwiach stał trener z jakąś wielką reklamówką.
-Nie przeszkadzam?
-Nie, nie, proszę wejść.- usiadł na krześle koło mojego biurka.
-Proszę, to dla Ciebie.- wyciągnęłam z reklamówki żółto-granatowy stój z numerem 11 i swoim własnym nazwiskiem "A. JARECKA". Dziwnie było trzymać w rękach koszulkę o takich barwach, do tej pory zawsze była ona czarno- biała. W środku były jeszcze ochraniacze na kolana i klubowe dresy, które zakłada się na treningi.- Przymierz.
Poszłam do łazienki i przebrałam się w mój nowy klubowy stój. Pasował jak ulał. 
-I jak?- zapytał trener, kiedy wróciłam do pokoju.
-Pasuje, dziękuję bardzo.
-Nie ma za co. Jutro o 9 jest trening.- i wyszedł z pokoju.
Wieczór minął miło i spokojnie. Graliśmy z Bartkiem w jakieś głupie gry na komputerze. Kurek próbował mnie namówić, żebyśmy poszli na to nieszczęsne ognisko ale uparłam się, a jak ja się na coś uprę to nie odpuszczam.
Obudziłam się o 7:30 następnego dnia. Wzięłam szybki prysznic, założyłam jeansy i top. Wrzuciłam do mojej sportowej torby "nike": dresy i buty "asics" oraz wodę mineralną. Zeszłam na dół do kuchni. Tam już się krzątał Bartek.
-Siadaj, siadaj. Dzisiaj wielki dzień dla Ciebie.
-Eeem ale ja chciałam śniadanie sobie zrobić- próbowałam dostać się do lodówki, jednak miałam z tym mały problem bo wielkolud Kurek zasłonił mi drogę, złapał za ramiona i posadził na krześle.
-Siedź! Cierpliwości.- uśmiechnął się do mnie i przyniósł miskę płatków z mlekiem.
-Śniadanie mistrzów?- zaczęłam się śmiać.
-Coś w tym stylu.- Bartkowi też poprawił się humor.
-Jak samopoczucie?- do kuchni wszedł trener Kurek.
-Bywało lepiej.- bardzo się denerwowałam.
-Wszystko będzie dobrze zobaczysz. Zbieraj się. Za 5 minut widzimy się w garażu.
Poszłam do pokoju po moją torbę. Kiedy otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia z pokoju spotkałam Kurka opierającego się o framugę moich drzwi.
-W czym mogę pomóc?- zapytałam.
-Torba.
-Co torba?
-Daj mi swoją torbę to Ci zaniosę ją do samochodu.- i chwycił za pasek mojej czarnej sportowej torby.
-Daj spokój, przecież dam radę ją zanieść przecież nie jest ciężka. I zejdź mi z drogi bo się spóźnimy.
-Nie spóźnimy jeśli dasz mi torbę.
-Kurek! Daj mi przejść.
-Jak dasz mi torbę.
-Nie denerwuj mnie, nie mamy czasu. Przez Ciebie się spóźnię. Do jasnej ciasnej przesuń się!
Nagle poczułam ręce Bartka na moich udach, moje stopy oderwały się od podłogi a na swoim brzuchu znalazło się ramię Kurka, a w zasadzie odwrotnie bo to on bezceremonialnie przerzucił mnie sobie przez ramię. Wyciągnął mi z ręki torbę i zaczął iść schodami w dół.
-Co Ty wyprawiasz? Postaw mnie natychmiast!!
Niestety ta wielka cholera puściła mnie dopiero w garażu. Byłam na niego śmiertelnie obrażona więc wsiadłam na przednie siedzenie samochodu i czekałam na trenera. Bartek wgramolił się na tył. Chyba zauważył mój bojowy nastrój bo zrezygnował z rozmowy. Zaczął majstrować przy radiu więc jego głowa znalazła się między siedzeniami. Poczułam zapach jego perfum, swoją drogą bardzo ładne. Na szczęście wrócił już trener. Odpalił samochód i ruszyliśmy w stronę hali. Po 10 minutach dojechaliśmy na miejsce. Jako, że moja torba leżała na tylnym siedzeniu od razu zwinął ją Kurek.
-Możesz mi ją oddać?
-Hmmmm niech pomyślę... nie!- i cieszy się jak nagi w pokrzywach.
-Możesz się przestać wygłupiać?
Zamiast odpowiedzieć przyspieszył kroku. Nagle za plecami usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam Ewelinę, która machała do mnie i gestem pokazywała żebym na nią zaczekała.
-Cześć, jak tam samopoczucie? Gdzie masz rzeczy na trening?
-Kurek mi niesie.
-Bartek Ci niesie rzeczy?? Jesteście razem?
-No coś Ty, ja z Bartkiem, błagam Cię. Pospieszmy się bo trener już wszedł na halę.- szybko zmieniłam temat bo nie chciałam dłużej rozmawiać o Kurku.
Kiedy weszłyśmy na halę, trener poruszył kilka podstawowych tematów. Sprawy organizacyjne itd. Następnie zaczęłyśmy się rozgrzewać. Najpierw rozciąganie mięśni a później "zabawa" z piłką. Kiedy ćwiczyłyśmy zagrywkę zapytałam Ewelinę o Paulę. 
-Lepiej się z nią nie zadawaj. Ma totalnego fioła na punkcie Bartka i zjecie jak tylko się do niego zbliżysz.
Czyli moja kobieca intuicja wcale mnie nie zmyliła.
Później zaczęłyśmy ćwiczyć atak i wtedy okazało się do czego był nam potrzebny Kurek. Miał nas blokować. Po pewnym czasie coraz łatwiej było mi zmylić Bartka. 
Następnie po atakach przyszedł czas na grę. Z nową rozgrywającą grało mi się zadziwiająco dobrze. Co prawda Aga to nie była ale kilka tygodni i myślę, że będzie całkiem nieźle. Byłam tak zmęczona po treningu, że nawet nie chciało mi się krzyczeć na Bartka kiedy znowu wziął moją torbę, w tamtym momencie nawet chybabym się nie obraziła jak by  mnie zaniósł do samochodu. Jak tylko wróciliśmy do domu, wzięłam prysznic i rzuciłam się na łóżko. Nie minęło 10 minut a już spałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz