środa, 26 grudnia 2012

Przyjaźń??

Następne tygodnie minęły szybko. Zajęta treningami i nauką nie miałam czasu myśleć o innych rzeczach. Z Bartkiem widywaliśmy się tylko rano na śniadaniu i w drodze do szkoły oraz wieczorami przy kolacji. 
Postanowiłam, że tydzień przed moimi urodzinami pojadę do domu. W piątek po treningu wróciłam do domu, zjadłam obiad i zaczęłam się pakować, do odjazdu pociągu miałam jeszcze 2h. Kiedy już kończyłam pakowanie się, do pokoju wszedł Bartek.
-Już wróciłeś z treningu?
-Tak.- młody Kurek wydawał mi się jakiś dziwny.
-Coś się stało? Mogę Ci jakoś pomóc?
-Nie, wszystko jest w porządku, po prostu gorszy dzień dzisiaj. Zanieść Ci torbę do samochodu?- właśnie zasuwałam zamek mojej torby podróżnej.
-Jak chcesz.- zeszliśmy na dół zahaczając o kuchnię. Pożegnałam się z panią Iwoną i małym Kubusiem. Wsiedliśmy z Bartkiem do samochodu. Po chwili przyszedł pan Adam. Ruszyliśmy na PKP.
Po kilku godzinnej podróży, z dworca odebrał mnie tata. Kiedy weszłam do domu przywitała mnie prawie cała moja rodzina. Rodzice postanowili mi zrobić przyjęcie niespodziankę nie przewidzieli tylko, że będę zmęczona po podróży bez jakiejkolwiek ochoty na imprezę rodzinną. Jednak kiedy z wszystkimi gośćmi się już przywitałam, grzecznie ich przeprosiłam i poszłam się trochę odświeżyć i przebrać. 
Goście zaczęli się zbierać około 20. Byłam tak zmęczona, że dosłownie zasypiałam na stojąco. Klapnęłam na sofę, od razu na kolana wskoczył mi mój kochany kotek. Zaraz do salonu weszli moi rodzice. Złożyli mi życzenia i dali prezent: telefon. Podziękowałam i czym prędzej poszłam do pokoju, mój organizm rozpaczliwie potrzebował snu.
Jednak nie dane mi było się wyspać w moim własnym domu bo już o godzinie 7:30 (!) w sobotę (!) obudził mnie dzwonek do drzwi. Niestety już wiedziałam, kto stoi za moimi drzwiami wejściowymi. Nie kto inny jak moja kochana Moniczka. 
-Ojejku!! Wyglądasz jak zombie, obudziłam Cię??
-Mnie? Nie! Skąd! Kto normalny śpi w sobotę o 7:30??
-Oj tam oj tam. Już nie histeryzuj, Ty to musisz wszystko wyolbrzymiać i robić z igły widły.- wyminęła mnie w drzwiach i rozsiadła się przy kuchennym stole, dopiero teraz zauważyłam wielkie pudło, które na nim leżało.
-Co to??
-Mój prezent dla Ciebie wariatko, otwórz!- lekko uchyliłam wieko. Moim oczom ukazały się jakieś tiule i falbanki.
-Mogę się zapytać cóż to u licha jest??
-Wyjmij i przymierz!
-Tylko mi nie mów, że to sukienka.
-Teraz już nie masz wymówki, żeby nie iść z Bartkiem na bal.- uśmiechnęła się przebiegle.
-Do reszty Cię pogięło?? Przecież on wcale mnie nie zaprosił na ten bal, tylko tak powiedział przy dziewczynie, która go zaprosiła żeby nie musiał z nią iść, bo za nią nie przepada, rozumiesz??
-Rozumiem jedno, że to Ty nic nie rozumiesz. Chłopak Cię zaprosił a Ty wymyślasz jakieś głupoty! Lilka ogarnij się wreszcie!!- jak zwykle zjechała mnie od góry do dołu i jak zwykle to ja jestem ta zła.- No a teraz przymierz!!! 
Kiedy zaczęłam się przebierać okazało się, że jednak w tej sukience nie wyglądam jak żółtodziób z ulicy sezamkowej. Była to prosta zwiewna sukienka do samej ziemi w kolorze butelkowej zieleni idealnie pasująca do moich zielonych oczu i lekko rudawych włosów. 
Kiedy weszłam do kuchni w tej sukni Monika klasnęła w ręce jak małe dziecko i krzyknęła "pięknie!".
-Moniś tylko, że jak on mnie nie zaprosi na ten bal to nie mam zamiaru na niego iść.
-Dobrze to będzie trzeba jeszcze jakieś buty Ci kupić, do tej sukienki.
-Czy Ty w ogóle słyszysz co ja do Ciebie mówię??  
-Słyszę, słyszę. Ale on Cię zaprosi, chociaż w zasadzie już to zrobił.
I gadaj z taką. Przecież ona nic nie rozumie! Już byłam naprawdę na nią zła, skąd miała taką pewność. Praktycznie wcale się nie znali a ona zachowywała się jak by go znała od dobrych kilku lat. Denerwowało mnie to. A już naprawdę byłam zła kiedy poprosiła mnie, żebym dała Barkowi jakąś małą paczuszkę. Ona go po prostu zarywała! Byłam totalnie zazdrosna! Moja najlepsza przyjaciółka chce poderwać chłopaka który mi się podoba i na dodatek ona o tym wie. Byłam wściekła ale nie dałam tego po sobie poznać. Pogadałyśmy jeszcze trochę i Monika powiedziała, że musi już iść. 
Weekend u rodziców zleciał bardzo szybko. Ani się obejrzałam a już byłam w drodze powrotnej do Nysy. 

_________________________________________________________________


Jak tam moje miśki kolorowe żyjecie (prawie) po świętach?? Ja czuję się jak superbohater ponieważ kolejny raz przeżyłam koniec świata!!! Jeeeee!! Cieszmy się wszyscy!! ;D 
A teraz sprawy organizacyjne: nie jestem pewna czy uda mi się wyrobić na środę z kolejnym wpisem ponieważ w piątek wyjeżdżam a wracam dopiero w środę i co najważniejsze nie biorę komputera. Więc będzie ciężko ale zrobię wszystko co w mojej mocy żeby nowy post pojawił się w środę, a jeżeli nie to proszę się na mnie nie gniewać :*
Szczęśliwego Nowego Roku i szampańskiej zabawy w sylwestra wam życzę!!! :* :* :*

Do przyszłego poczytania:


T.

środa, 19 grudnia 2012

Lost

-Więc co masz mi do powiedzenia?
-Nic??- zrobił niewinną minę.
-Tylko bez takich, co kombinujesz z Moniką?
-Przecież mówię, że nic.
-Uważasz, że jestem ślepa, głucha i upośledzona umysłowo??
-Nic takiego nie powiedziałem!
-Mów!
-Ale ja nie mam Ci nic do powiedzenia.- odwrócił się i wszedł do domu, pobiegłam za nim, tak szybko mi się nie wywinie.
-Co planujecie?
-Chryste! Czy Ty musisz być taka uparta??
-Dam Ci spokój jak mi powiesz co przede mną ukrywacie.
-Wiesz co znaczy "tajemnica"?
-Ha! Czyli jednak coś kombinujecie! Już jesteśmy o krok do przodu, więc skoro powiedziałeś A to teraz powiedz B.- ja uśmiechnęłam się triumfalnie a on przewrócił oczami.
-Wiesz, że jesteś strasznie upierdliwa?
-Nie powiesz mi??
-Wreszcie to do Ciebie dotarło.- stał z założonymi rękami i wyraźnie powstrzymywał się od śmiechu.
-Jesteś chamski! Chyba mam prawo wiedzieć??
Podszedł do mnie, przyłożył usta do mojego ucha i wyszeptał "nie". Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi ale dzielnie stałam przed nim i starałam się równo oddychać.
-Bartek, możesz mi przynieść wiśnie ze spiżarni?- akurat na korytarz wyszła pani Iwona.
-Jasne mamo.
Poszedł schodami w dół a ja na górę. Runęłam na swoje łóżko i próbowałam uspokoić palpitacje serca. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech... cholera nie pomaga. Idę na spacer. Zbiegłam schodami w dół, przy drzwiach wpadłam na pomysł żeby wziąć ze sobą mp3, ponownie wbiegłam na górę odszukałam odtwarzacz w mojej sportowej torbie i znów zbiegłam na dół. Na korytarzu natknęłam się na Kurasia.
-Gdzie idziesz?
Wyminęłam go bez słowa, otworzyłam drzwi i wyszłam. Chodziłam po całej Nysie i poznałam wiele nowych miejsc bo chociaż byłam już w tym mieście od 2 miesięcy to szkoła i treningi nie pozwalały mi "zwiedzać". Znałam tylko moją budę i halę treningową. 
Tak długo łaziłam po mieście, że zaczynało się już robić szaro a ja nie miałam pojęcia gdzie jestem i jak wrócić do domu. Starałam się nie panikować i spróbowałam wrócić tą drogą, którą przyszłam. Pomysł wydawał się dobry ale wykonanie trochę trudniejsze. Przeszłam przez park, doszłam do jakiejś ulicy i przeszłam na drugą stronę. Postanowiłam iść tą ulicą, później skręciłam kilka razy, robiło się coraz ciemniej i zimniej a ja byłam w jeansowych rybaczkach i koszulce z krótkim rękawem, domu Kurków dalej nie było widać. Powoli wpadałam w panikę, nie wiedziałam co robić, nie było żadnych ludzi, których mogłabym się zapytać o drogę więc siadłam na ławce, wydawało mi się to lepszym pomysłem niż krążenie po całym mieście poza tym byłam już zmęczona. Zrobiło się ciemno i zapaliły się uliczne latarnie. Było zimno, do tego stopnia, że zaczęłam się trząść. 
Starałam się uspokoić samą siebie, przecież ktoś mnie zacznie szukać, zobaczą, że mnie nie ma. Tylko lepiej, żeby szybciej to zauważyli. Głupia! Głupia! Głupia! Co mnie podkusiło, żeby iść na miasto?? Czy ja zawsze muszę mieć takie głupie pomysły? Błagam! Niech mnie ktoś znajdzie!
Nagle usłyszałam jak ktoś biegnie, przestraszyłam się nie na żarty. Powoli się odwróciłam i zobaczyłam kogoś wysokiego, nie mogłam zobaczyć kto to bo wciąż był poza strumieniem światła. 
-Tośka, do cholery! Co Ty tutaj robisz? Dlaczego nie wracasz do domu? Wszyscy Cię szukają!!
Jeszcze go nie widziałam ale bardzo wyraźnie usłyszałam głos Bartka. Zerwałam się z ławki i rzuciłam w jego ramiona. Złapał mnie i przytulił do siebie.
-Jesteś zmarznięta.
Zdjął z siebie bluzę i zarzucił mi ją na ramiona. Objął mnie ramieniem, zrobiło mi się cieplej. Powoli szliśmy w stronę domu (przynajmniej taką miałam nadzieję).
-Co Ci strzeliło do głowy? Dlaczego nie wracałaś do domu?
-Zgubiłam się.
Bartek pokręcił głową, mocniej mnie do siebie przytulił i już się nie odzywaliśmy aż do samego domu. Kiedy tam dotarliśmy światło paliło się we wszystkich pokojach, a w oknie w kuchni stała pani Iwona z małym Kubusiem na rękach. Kiedy nas zobaczyła widać było, że jej ulżyło. 
-Tosia gdzie Ty byłaś?
-Zgubiłam się, przepraszam za zamieszanie.
-Gdzie tata?- zapytał Bartek.
-Poszedł szukać Tosi.
-Zadzwonię do niego i powiem, że ją znalazłem. 
Poszłam na górę, wykąpałam się przebrałam w piżamę, założyłam szlafrok i zeszłam na dół. Jeszcze raz przeprosiłam wszystkich za zamieszanie, zjadłam kolację bo byłam strasznie głodna i poszłam spać.


_________________________________________________________________


Taaaak!! Pierwszy raz wyrobiłam się wcześniej z rozdziałem ;D 
Oglądaliście mecz Skra- Reprezentacja?? Bo ja obejrzałam i wyciągnęłam następujące wnioski:
1. Zatiego na atak.
2. Po nieudanej zagrywce powinno się serwować drugi raz (jak w tenisie).
3. Nowemu systemowi mówimy NIE! Tutaj mam uzasadnienie: mecz mi się strasznie dłużył i obejrzenie 8 setów graniczyło u mnie z nieziemską cierpliwością.
4. Kanapeczki i czekoladki w czasie meczu? Czemu nie tylko, żeby chłopakom się za bardzo nie przytyło :P
5. Trzeba robić mocniejsze stoliki, no przynajmniej takie żeby siatkarze nie zdołali ich staranować.
Z mojej strony było by tyle, a Wy jakie wyciągnęliście wnioski??

Chciałam wam życzyć wesołych, spokojnych i siatkarskich świąt!! Całuski dla wszystkich moich czytelników :* :* :*

Do przyszłego poczytania:


T.

środa, 12 grudnia 2012

Zdemaskowana

Pierwszy i drugi set poszły gładko po naszej myśli, do 19 i 21. Ale już na drugiej przerwie przegrywałyśmy 16: 7.  Moje ataki często omijały boisko i przyjęcie też było nienajlepsze. Pan Adam próbował nas zmotywować wszelkimi różnymi sposobami. Totalnie nam nie szło.
Wzrokiem odszukałam moich rodziców, Monikę i Bartka którzy siedzieli na trybunach. Wszyscy zobaczyli, że na nich patrzę, rodzice z moją kochaną przyjaciółką pokazali mi zaciśnięte kciuki a Bartek bezgłośnie powiedział "dasz radę, wierzę w Ciebie" udało mi się wyczytać z ruchu jego warg. To dało mi strasznego kopa. Wróciłyśmy z dziewczynami na boisko. Piłka znów leciała na naszą połowę po zagrywce. Odebrała Ewelina, wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia z Wiktorią, naszą rozgrywającą, szybka piłka do mnie i... boisko!
Później już było tylko lepiej Jowita zafundowała kilka asów, później kilka świetnych obron naszej libero i trzeci set był w naszym posiadaniu. Na dodatek niespodziewanie zostałam zawodnikiem meczu. Moje szczęście było nieopisane!
Kiedy już się przebrałam, wyszłam z szatni i skierowałam się na parking z tyłu hali. Tam już wszyscy na mnie czekali.
-Idzie nasza gwiazda.- cieszył się mój ojciec.
-Gratuluję!!- krzyknął Bartek. 
Rodzice i Monika mnie przytulili i pogratulowali. Bartka wolałam unikać ze względów bezpieczeństwa. Szybko wsiadłam do samochodu rodziców razem z Monią, drugim samochodem jechali Kurkowie. Ruszyliśmy do domu świętować.
Kiedy mały Kuba zasnął i na dół zeszła pani Kurek, rodzice zajęli się rozmową a my wyszliśmy na zewnątrz. Wieczór był jeszcze ciepły chociaż była już połowa września, słychać było świerszcze i od czasu do czasu przeleciał jakiś świetlik.
Siedliśmy na ławkach dookoła miejsca na ognisko. Świetnie nam się gadało, widać było, że Monika polubiła Bartka, gadała z nim jak ze starym znajomym. W sumie to nie było dziwne bo Monia miała zdolność do zjednywania sobie ludzi. Więc kiedy tamta dwójka gadała sobie w najlepsze ja mogłam porozmyślać. Przede wszystkim zastanawiałam się co słychać u dziewczyn, jak radzi sobie Aga jako nowy kapitan i co słychać u mojej paczki, która zawsze przychodziła na nasze mecze i już zaczęłam planować kiedy pojechać do domu kiedy nagle usłyszałam jak Bartek wspomina coś o balu i o tym, że nie chcę z nim iść, jednak najbardziej moją uwagę przykuła odpowiedź Moniki "nie martw się, już moja w tym głowa żeby z Tobą poszła".
-Przepraszam bardzo, czy coś mnie ominęło?- stwierdziłam, że jednak pora zacząć interweniować.
-Nie, nie wszystko jest w najlepszym porządku.- odpowiedziała mi Monika, która była zbyt wesoła.
Posiedzieliśmy tam jeszcze chwilkę a potem poszliśmy do swoich pokoi. 
-Lilka!! Dlaczego to robisz?- zapytała mnie Monika, już wykąpana i gotowa do spania.
-Ale co??- zgasiłam światło i położyłam się w łóżku.
-Nie chcesz iść z Bartkiem na bal.
-Bo ja nie chodzę na bale, poza tym wyobrażasz sobie mnie w jakiejś balowej sukni i szpileczkach?? Przy moim wzroście?
-Akurat wzrost tutaj nie gra roli możesz założyć piętnastki i dalej będziesz niższa od Bartka.- no tak przy Bartku wzrost to nie był wystarczający argument.-On naprawdę chce z Tobą iść.
-Nie mam sukienki.- gorączkowo szukałam jakiejś wymówki.
-To też nie jest problem, dużo jest sklepów w okolicy.
-Monika zlituj się, ja naprawdę nie przepadam za takimi imprezami.
-Dam Ci spokój jeżeli odpowiesz mi na jedno pytanie.
-No słucham.- z doświadczenia wiedziałam, że na jednym pytaniu się nie skończy, a zwłaszcza jak ona sobie coś postanowiła to tak musiało być i nie było mowy o jakimkolwiek kompromisie.
-Nie chcesz iść na ten bal bo trzeba założyć sukienkę czy dlatego, że miałabyś tam iść z Bartkiem?
-Dlatego, że trzeba założyć sukienkę.- chlapnęłam bez zastanowienia.
-Czyli lubisz Bartka tak?- drążyła temat.
-Lubię i co z tego?
-Jak bardzo lubisz?- zaczęły mnie te pytania irytować więc popełniłam błąd życia i powiedziałam:
-Nie Twój interes!
-Ha! On Ci się podoba! Kurek Ci się podoba! Wiedziałam!! Wiedziałam!!- zaczęła się wydzierać wniebogłosy. 
-Monia zamknij mordę! Kubuś śpi! 
-Jasne Kubuś, naprzeciwko Bartuś śpi a może nie śpi i mógłby to przez przypadek usłyszeć.- to moje wredne ale jakże kochane dziewuszysko dalej się ze mnie nabijało.
-Monia śpij już.- ucięłam temat wielce obrażona o to, że mnie zdemaskowała.
Następnego dnia po południu moi rodzice z Monią musieli wracać do domu. Od samego rana widziałam jak Bartek spiskuje z Moniką, miałam zamiar wypytać później o wszystko Bartka bo przecież Monika by mi nie powiedziała "dla mojego dobra" jak to ona zawsze mówiła. 
Pożegnałam się najpierw z moją kochaną mamusią później z faderkiem a na końcu przyszedł czas na Monikę. 
-Mam nadzieję, że przyjedziesz do nas niedługo?
-Pewnie tak.
-Tylko tak przed Twoimi urodzinami, mam nadzieję.- wtedy coś mi zaczęło śmierdzieć, ooo już ja wezmę Bartka w obroty.
-Nie wiem, zobaczę jeszcze.- nie chciałam składać żadnych obietnic bo Monika była bardzo pamiętliwą osobą.- Trzymaj się kochana.
-Ty też się nie puszczaj.- puściła oczko do Bartka, pewnie myślała, że tego nie widzę, wsiedli do samochodu i pojechali.
Kiedy samochód opuścił podjazd, odwróciłam się na pięcie i groźnie spojrzałam na Bartka.
-Bartek!?

_________________________________________________________________


I znowu ledwie się wyrobiłam z tym rozdziałem, ale grunt, że jest! 
Dzisiaj mam totalnie pechowy dzień: popsuł mi się telefon, pomieszały mi się godziny i poszłam za wcześnie na ćwiczenia, po prostu masakraaaa :/
U Was lepiej? Mam nadzieję ;)

Do przyszłego poczytania:

T.

środa, 5 grudnia 2012

Mieszane uczucia...

Dwa dni przed naszym pierwszym meczem ogłoszono w szkole bal. Obowiązywały długie suknie i garnitury. To wielkie wydarzenie miało się odbyć 21 października czyli w dzień moich urodzin. Nie zaprzątałam sobie tym głowy ponieważ nie miałam zamiaru tam iść a poza tym już niedługo miał być mój wielki debiut na boisku. Trener wystawił mnie w podstawowym składzie, byłam bardzo szczęśliwa.
Tego samego dnia kiedy czekaliśmy z Bartkiem i Michałem na Wojtka przed szkołą podeszła do nas Paula.
-Hejka wszystkim- mi się momentalnie podniosło ciśnienie a chłopaki coś tam jej odbąknęli.- Bartuś, mam sprawę do Ciebie.
-Słucham?- odniosłam wrażenie, że Paula chciała porozmawiać na osobności ale Bartek ani drgnął więc przeszła do sedna sprawy.
-Nie poszedłbyś ze mną na bal?
-Bardzo mi przykro ale już się z kimś umówiłem.
-Ojjjj to szkoda, a z kim jeśli mogę wiedzieć.
-Idę z Tośką, prawda?- pytanie było skierowane do mnie jednak zanim odpowiedziałam spiorunowałam go wzrokiem.
-Tak, idziemy razem.- posłałam triumfujące spojrzenie Pauli.
Tenisistka była tak zła, że nawet się nie pożegnała tylko odwróciła się na pięcie i odeszła.
-Kurek! Ostatni raz ratuję Ci dupę.
-Dzięki wielkie ale teraz nie mamy wyjścia musimy iść razem na bal.
-O nie, nie, nie. Nie wybieram się na żaden bal.
-To co ja mam powiedzieć Pauli?
-Najlepiej nic a jak już Cię zapyta to możesz powiedzieć, że miałam pilny wyjazd do domu. Poza tym do balu jest jeszcze ponad miesiąc, coś wymyślisz. Albo zaproś jakąś inną dziewczynę.- mówiąc to cichy głosik w mojej głowie krzyczał "nie zapraszaj nikogo, przekonaj mnie, żebym poszła z Tobą!"
W piątek, 16 września po południu szykowałam się na trening a wieczorem mieli przyjechać moi rodzice z Moniką i zostać na jutrzejszy mecz. Byłam bardzo podekscytowana bo to był pierwszy raz kiedy rodzice mieli zobaczyć jak gram.
Nagle do mojego pokoju wpadł Bartek.
-Gołaś nie żyje.
-Co? Co Ty w ogóle mówisz?
-W wiadomościach właśnie mówili.
-Ale jak to?
-Miał wypadek samochodowy, jechał z żoną. Ona przeżyła, on nie.
Usiadłam na łóżku. Nie mogłam zrozumieć dlaczego tak młody i zdolny człowiek musiał zginąć. To było niewyobrażalne. Bartek chyba bił się z podobnymi myślami bo też usiadł na moim łóżku i zapatrzył się w przestrzeń. Chociaż byłam zszokowana to mój organizm zarejestrował że moje ramię dotyka ramienia Bartka. Nie mogłam się skupić, więc wstałam i podeszłam do szafy. Wrzuciłam do mojej torby jeszcze ochraniacze, zamknęłam drzwi szafy i oparłam się o nie.
Drzwi mojego pokoju ponownie się otworzyły i do pokoju wszedł pan Adam.
-Słyszeliście już?- pokiwaliśmy z Bartkiem głowami.- Gotowa? To jedziemy na halę.
Trening rozpoczęłyśmy minutą ciszy żeby uczcić pamięć Arkadiusza. Wszystkie bardzo się mobilizowałyśmy i starałyśmy się z całych sił. Bez spięć i niepotrzebnych krzyków przebiegał trening. Każdy był skupiony i chciał jak najlepiej wykonać swoją pracę. 
Kiedy po treningu zajechaliśmy pod dom, na podjeździe stał już samochód moich rodziców.
Weszłam do domu, położyłam swoją torbę w korytarzu i od razu coś się na mnie rzuciło, a usłyszałam coś na wzór syreny strażackiej ale to na szczęście była tylko moja Monia, która piszczała z radości.
-Lilkaaaaaa! Boże! Kiedy ja Cię widziałam!!- zaczęła mnie dusić.
-Yyy Monia ja też się cieszę ale błagam nie duś mnie.- udało mi się wykrztusić kilka słów.
-To co u Ciebie słychać? Tak strasznie się za Tobą stęskniłam, a właśnie gdzie jest ten Bartek, bo braciszka ma przeuroczego.- spojrzałam na zegarek, no tak Bartek był na treningu.
-Wszystko Ci opowiem tylko daj mi się najpierw przywitać z rodzicami, ok?- wyswobodziłam się z jej uścisku i weszłam do salonu. Mama od razu do mnie podeszła i mocno mnie uścisnęła. Usłyszałam jej szept w moim uchu
-Tęskniłam.
-Ja też mamo. 
Kiedy już z mamą się przywitałam podszedł do mnie ojciec, też mnie przytulił i wyglądał na szczęśliwego. Wiedziałam ile kosztowała ich zgoda na moje przejście do Nysy, a mimo to byli szczęśliwi i dumni (?), być może tak mi się tylko wydawało. 
Usłyszeliśmy zamykane drzwi wejściowe, po kilku sekundach do salonu wszedł Bartek. Monika od razu zaczęła mnie szturchać, nie wytrzymałam.
-Co!?
-To jest Bartek?- popatrzyłam na nią z politowaniem, odpowiedź była oczywista. Monika tylko wywróciła oczami co miało znaczyć mniej więcej "niezłe z niego ciacho, ja Ciebie wcale nie rozumiem", wolałam zostawić to bez komentarza.
Do późnego wieczora siedzieliśmy wszyscy w salonie rozmawialiśmy, jedliśmy i śmialiśmy się. Jednak kiedy dochodziła 23 pan Adam wygonił mnie do łóżka z racji tego, że mecz miał się rozpocząć o 11 to już o 9:30 powinniśmy się stawić na hali. 
Monika spała razem ze mną, więc zanim obgadałyśmy te najważniejsze sprawy, minęła 2, no ładnie.
Budzik zadzwonił o 8 ale to nie on mnie obudził tylko krzyk Moniki:
-Wyłącz tooooo!- cóż on miała zdecydowanie lżejszy sen niż ja.
Zaczęłam szukać ręką z półprzymkniętymi powiekami budzika, kiedy w końcu udało mi się go znaleźć obie byłyśmy już rozbudzone. Poszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam, wyczesałam włosy w kitkę a grzywkę podpięłam wsuwkami, sprawdziłam czy wszystkie potrzebne rzeczy mam w torbie i poczekałam aż Monika wyjdzie z łazienki. Razem zeszłyśmy na śniadanie. Zjadłyśmy tosty, popiłyśmy pomarańczowym sokiem. 
Zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma sensu aby moi rodzice Bartek i Monika (mama Bartka nie jechała na mecz ponieważ ktoś musiał zostać z Kubusiem) jechali tak wcześnie, oni mięli dojechać później. 
Dotarliśmy na halę, szybko się przebrałam i dołączyłam do dziewczyn które już się rozgrzewały. 
Usłyszałyśmy gwizdek sędziego, mecz miał się zacząć. Spiker wywoływał nasze nazwiska nagle usłyszałam "...Jarecka..." poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Rozejrzałam się po trybunach i zobaczyłam pierwszy raz moich rodziców na meczu, to dodało mi pewności siebie.
Gwizdek. Mecz rozpoczęty. Pierwsza piłka w górze. "Niech się dzieje wola nieba..."


_________________________________________________________________


Ojej! Dzisiaj na szybkiego musiałam kończyć ten rozdział. Totalnie nie mam czasu, na dodatek mam jakieś problemy z internetem, normalnie wszystko przeciwko mnie! :/ 
Mam nadzieję, że u was jest zdecydowanie lepiej z gospodarowaniem czasu ;)

Do przyszłego poczytania:

T.

środa, 28 listopada 2012

Pomieszanie z poplątaniem

-Bartek!! Wyłaź z tej łazienki!! Przez Ciebie spóźnię się do szkoły!- drzwi się otworzyły i z łazienki wyszedł pół nagi Kurek. Chryste jaką on ma klatę!! "Ziemia do Tośki! Kurek to Twój wróg ar ju rimember??" odezwał się cichy głosik w mojej głowie.
-Koszulki Ci się skończyły?- a on się tylko uśmiechnął i zaczął zbliżać się do mnie z głupim uśmiechem, położyłam swoją rękę na jego nagim torsie i lekko odepchnęłam, chowając się za drzwiami łazienki.- Totalnie Ci już mózg wyżarło.- Szybko zamknęłam drzwi na klucz, oparłam ręce o krawędzie umywali i próbowałam zebrać myśli. Obmyłam twarz wodą i udało mi się przekonać samą siebie, że klatka piersiowa młodego siatkarza nie zrobiła na mnie wrażenia.
W szkole lekcje zleciały mi dość szybko i spokojnie.Szybko zyskałam sławę w szkole pod tytułem "ta co mieszka z Kurkiem", przechodząc korytarzem słyszałam to kilka razy. Na którejś przerwie podszedł do mnie Bartek.
-Hej, sprawa jest.
-Słucham?
-Organizujemy z chłopakami mecz uczniowie kontra nauczyciele i mogła byś sędziować?- zrobił oczy kota ze shreka, więc nie mogłam mu odmówić.
-Jasne, kiedy i gdzie?
-W piątek o 13 u nas na sali gimnastycznej.
-Ok, załatw mi tylko gwizdek.- Bartek patrzył na kogoś ponad moim ramieniem, już się chciałam odwrócić kiedy on niespodziewanie się pochylił i pocałował mnie w policzek.- Ej! Co Ty robisz debilu??
-Chcę wkurzyć Paulę. Ona musi się w końcu ode mnie odczepić.
-Tak, no po prostu świetnie geniuszu! Ona mnie przecież zabije.
-To Cię obronię.- pomimo, że to była po prostu grzecznościowa odpowiedź to poczułam się bezpiecznie.
-Muszę już lecieć, mam matmę.
-Powodzenia.- odwrócił się już i zaczął iść w stronę schodów.- Bartek! Poczekasz na mnie przed szkołą po lekcjach?- on się tylko uśmiechnął i kiwnął głową.
Kiedy się odwróciłam zobaczyłam niemal purpurową twarz Pauli, uśmiechnęłam się do niej promiennie i podeszłam do Eweliny.
Po lekcjach miałam trening. Pierwszy raz nie mogłam się skupić. Popełniałam głupie błędy i nie mogłam trafić w boisko. Trener się wściekał bo  przecież już niedługo miał się rozpocząć sezon. Za karę musiałam zostać i biegać dookoła boiska. Nie przeszkadzało mi to bo przy wysiłku niewymagającym myślenia mogłam zająć swój umysł czymś innym. Nigdy tyle nie myślałam o Bartku, po prostu nie zasługiwał na moją uwagę. Bożyszcze większości dziewczyn w mojej szkole nie mogło być również moim bożyszczem. Nie jestem jakąś napaloną fanką Kurka, nie mogłam być taka jak Paula. Byłam tak zamyślona, że nawet nie usłyszałam jak pan Adam mnie wołał.
-Tośka co się dzisiaj z Tobą dzieje?
-Przepraszam, to nie mój dzień.
-Lepiej niech będzie Twój za 2 tygodnie bo gramy mecz i zastanawiam się nad Twoim udziałem w podstawowej 6. Pamiętaj, zastanawiam się ale jak na jutrzejszym treningu nie poprawisz swojej gry to raczej się w niej nie znajdziesz. Wszystko w Twoich rękach, a teraz idź do szatni.

Piątek nadszedł dość szybko. Było kilka minut po 12, akurat miałam język polski kiedy do klasy wszedł Bartek i zapytał czy może mnie zwolnić z lekcji. Nauczycielka nie była zachwycona ale ostatecznie się zgodziła. Poszliśmy na halę, Bartek dał mi gwizdek i reklamówkę.
-Co tam jest?
-Strój sędziego.
-To nie mogłam być w jeansach i zwykłej koszulce?
-Żartujesz sobie? To jest poważny mecz. Masz też do dyspozycji drugiego sędziego.- byłam w szoku.
Poszłam do szatni się przebrać. Miałam białą koszulkę polo i granatowe spodnie. Związałam włosy w kitkę i wyszłam z szatni. Podszedł Bartek i wręczył mi żółtą i czerwoną kartkę, spojrzałam na niego ze zdziwieniem ale on zachował powagę, wzruszyłam ramionami i siadłam na ławce. Chłopaki i nauczyciele zaczęli się rozgrzewać. Oczywiście w drużynie chłopaków z osób których znałam grał Bartek, Wojtek i Michał natomiast w drużynie nauczycieli grał mój matematyk i pan Adam. Nagle koło mnie zmaterializował się koleś ubrany dokładnie tak jak ja.
-Cześć, jesteś sędzią liniowym?
-W zasadzie to jestem sędzią głównym.- pokazałam mu gwizdek i kartki które trzymałam w rękach.
-Ty?? Ale Ty jesteś dziewczyną.
-I co z tego, że jestem dziewczyną?
-No tak, to Ty jesteś tą dziewczyną co mieszka z Kurkami i pewnie dlatego jesteś pierwszym sędzią.- akurat przechodził Bartek i chyba usłyszał naszą rozmowę.
-Jakiś problem?- koleś lekko się zmieszał i niepewnie spojrzał na mnie.
-Nie, kolega bardzo się cieszy, że będzie drugim sędzią meczu.- rozbrzmiał dzwonek i fala ludzi zaczęła wchodzić na halę.
Do 13 brakowało 20 minut. Poza boiskiem zaczęły się zbierać obie drużyny. Stwierdziłam, że moim obowiązkiem jest podejść do nich i chociaż dowiedzieć się kto jest kapitanem w której drużynie i trzeba było zrobić losowanie kto wprowadzi piłkę do gry. W obu drużynach kapitanami byli Kurkowie, czyli szykował się pojedynek pokoleń, natomiast piłkę wylosował  Kurek senior. 
Mecz się zaczął. Pojedynek był długi i zacięty bo było aż 5 setów ale wygrała młodość i werwa uczniów. Oczywiście zawodnikiem meczu został Bartek. A ja nie miałam pojęcia, że sędziowanie jest tak trudnym zajęciem, ciągłe skupienie i stanie w miejscu prawie 3h mnie wykończyły do tego stopnia, że nie mogłam zejść z pozycji sędziowskiej. Podszedł Bartek i zdjął mnie stamtąd. Poczułam jego silne ręce wokół mojej tali i świat mi zawirował przed oczami. 
-Wszystko w porządku?- spojrzał na mnie niemal z troską.
-Tak, tak jasne.- uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę szatni.

_________________________________________________________________

Jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że trochę lepszy niż ostatnie.
Jaka reakcja na odejście Dejana ze Skry?? Przyznam szczerze, że nie przepadałam za nim i raczej mi go nie będzie brakować u Skrzatów. 

Do przyszłego poczytania:


T. 

środa, 21 listopada 2012

Wróg numer 1

Obudziło mnie wołanie Kurka. Jednak coś mi nie pasowało bo niby jakim prawem on krzyczy "Lilka"?? Nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się na oścież i stanął w nich Bartek.
-Lilka! Nie śpij! Telefon do Ciebie.
-Skąd wiesz, że jestem Lilka?- zapytałam gramoląc się z łóżka jednak od razu rąbnęłam się ręką w łeb.- Monia, no przecież ja ją kiedyś zabiję...- wzięłam słuchawkę od Barka, klapnęłam na krzesło a Kurek dalej stał w drzwiach.- Czekasz na oklaski??- poszedł.
-Co się nic nie odzywasz?? Zapomniałaś o mnie?
-A daj spokój, ciągła wojna z Bartkiem mnie wykańcza psychicznie.
-Liluś dlaczego się z nim kłócisz nie mogła byś być dla niego milsza? Może coś by z tego było? A tak w ogóle to on ma bardzo seksowny głos.
-Moniś, żelazko Ci na łepetynę spadło?? 
-Dobra, dobra nie kłóćmy się. Jak tam kariera??
-Nie najgorzej. Dziewczyny są całkiem spoko, ale już poznałam mojego wroga numer 1. Niejaką Paulę, która gra w tenisa i leci na Kurka więc uznała mnie za zagrożenie. Poza tym dziewczyno, to jakiś pieprzony High School jest, wyobrażasz sobie, że oni tu mają nawet jakiś bal? 
-Idziesz z Bartkiem?
-Chora jesteś? Wcale się na niego nie wybieram. Opowiadaj lepiej jak tam dziewczyny żyją. Mają już nową atakującą?
-Radzą sobie ale czarno to widzę. Atakującą jest Nina, teraz awansowała przez to, że Ty odeszłaś. Będzie miała swoje 5 minut.
-Poradzi sobie. Nina jest zdolna.
-Wiem, muszę kończyć. Trzymaj się, Lilka.
-Też się nie puszczaj. Papa.
Rozłączyłam się i skierowałam się prosto do pokoju Bartka. Wpadłam tam nawet nie pukając.
-Puka się, Lilka.
-Nie mów do mnie Lilka. Dla Ciebie jestem Tośka i tak ma zostać. 
-A dlaczego ta dziewczyna, Monika, tak? mówiła do Ciebie Lilka?
-Nie Twój interes. Dla Ciebie jestem Tośka.
Wyszłam trzaskając drzwiami. Z dołu usłyszałam jak pan Adam mnie woła więc szybko zbiegałam na dół. 
-Tak?
-Dostaliśmy kasę na nowe piłki, właśnie po nie jadę. Jedziesz ze mną?
-Pewnie tylko się przebiorę. 5 minut i jestem.
Wpadłam do pokoju założyłam jasne jeansy, niebieską sportową koszulkę i pognałam na dół. W biegu założyłam trampki i kilka sekund później jechaliśmy w stronę sklepu sportowego. Byłam w siódmym niebie wchodząc do tego sklepu. Kupiliśmy cały kosz piłek plus ja sobie kupiłam nowe ochraniacze na kolana oraz worek na lód.
Następne tygodnie minęły na ciągłej wojnie z Kurkiem i regularnych treningach. Odbył się również mały sparing, który udało się wygrać. Nie grałam w podstawowym składzie ale wyszłam kilka razy na boisko. 29 sierpnia Bartek miał urodziny więc poszłam do empiku i kupiłam mu płytę zespołu "My Chemical Brothers"- cieszył się jak dziecko. Aż w końcu nadszedł 1 wrzesień czyli dzień, którego żaden uczeń raczej nie lubi. Już o 8 rano byłam ubrana w czarne rurki, białą koszulkę i czarną marynarkę. Największym problemem były dla mnie buty, do wyboru miałam baleriny albo szpileczki 5 cm (jak dla mnie to i tak za dużo). Wybór padł na baleriny, po co się katować? Zeszłam na dół. Bartek już czekał na mnie, ubrany był w garnitur (gdzie on znalazł na siebie garnitur? to chyba zostanie odwieczną zagadką). Wsiedliśmy do samochodu a kiedy przyszedł Bartka ojciec pojechaliśmy do szkoły. Przed szkołą kręciło się mnóstwo ludzi. Nie miałam pojęcia w którą stronę iść. Ale w końcu do czegoś przydał się Bartek. Złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć przez tłum, po drodze przywitał się z kilkoma znajomymi (w tym z Paulą, która od chyba postanowiła mnie ignorować). 
Apel rozpoczynający rok szkolny trwał nie dłużej niż 20 minut, później każdy miał się rozejść do swoich sal, moją była 6 ale nie miałam pojęcia gdzie ona  jest. O pomoc zwróciłam się do Bartka, który zaprowadził mnie pod salę. Na nieszczęście pod salą stała Paula (z którą na nieszczęście miałam chodzić do klasy).
-"O! sierotka Marysia się zgubiła? Trzeba za rączkę zaprowadzić małą dziewczynkę? Niańki potrzebujesz??"- Paula zmieniła taktykę na obrażanie mnie, już jej chciałam coś odszczeknąć ale Bartek wszedł między ją a mnie i wyszeptał mi do ucha: "nie zwracaj na nią uwagi". 
Na szczęście przyszedł nasz wychowawca i Paula musiała się zamknąć. Wychowawca podał nam plan na cały tydzień i mogliśmy iść do domu. 
Przed szkołą czekał na mnie Kurek z kolegami.
-Ile można na Ciebie czekać?- zaczął mi robić wyrzuty.
-Nie kazałam Ci na siebie czekać.
-Cześć, jestem Wojtek.- podszedł do mnie wysoki (na bank siatkarz) brunet.
-Miło mi Tośka jestem.
-To jest Kamil i Michał.- przedstawił mi resztę kolegów Wojtek.
-Dobra skoro już się znacie to możemy iść do domu?- zapytał Kurek poirytowany nie wiadomo czym.
Ruszyliśmy do domu. 
-Czemu nie jesteś z Paulą?
-Słucham??
-Czemu nie jesteście razem?
-Nie widzisz jaka ona jest? Chamska, opryskliwa,wredna, złośliwa, zarozumiała i arogancka. Chciała byś mieć chłopaka, który ma wszystkie te cechy?- spojrzałam na niego, był naprawdę przystojny. I jak się okazało można z nim było porozmawiać o wielu rzeczach. Hmm może rzeczywiście niepotrzebnie z nim się kłócę.
-Nie, nie chciała bym.- spuściłam wzrok. Już nie poruszaliśmy żadnego tematu i w milczeniu dotarliśmy do domu. 



_________________________________________________________________


Przepraszam wiem, że ostatnie rozdziały nie należą do najlepszych ale kompletnie nie mam czasu pisać. Jak będę pisała następny rozdział to się bardziej postaram, obiecuję. W każdym razie bardzo dziękuję i pragnę pozdrowić osoby, które regularnie odwiedzają mojego bloga.

Do przyszłego poczytania:

T.

środa, 14 listopada 2012

Kurek, cholero jedna!

Podeszła do nas dość ładna blondynka. Zmierzyła mnie wzrokiem i przytuliła się do Bartka.
-Bartuś, przedstawisz mi Twoją koleżankę.
-Eee Tośka- Paula, Paula- Tośka.- podałyśmy sobie ręce.
-Jesteś nowa, nigdy Cię tu nie widziałam.- teoretycznie była miła ale w jej zachowaniu wszystko wskazywało na to, że strasznie ją irytuję.
-Tak, przeprowadziłam się tutaj wczoraj. Będę grała w siatkę.
-O a gdzie mieszkasz?
-U mnie.- wtrącił się do rozmowy Bartek. Dla Pauli chyba tego było za wiele, czara się przelała.
-Jak to u CIEBIE?- zapytała zdenerwowana.
-Normalnie, ojciec złożył jej propozycję jako trener żeby przeszła do jego drużyny. Na atak. Za Kornele.
-Ahaa. Wiesz ja muszę już lecieć, mam trening. Widzimy się wieczorem na ognisku?
-Jeszcze nie wiem czy przyjdziemy.
-Ok, ,to paaa.- uśmiechnęła się promiennie do Bartka a mnie na pożegnanie zmierzyła wzrokiem. Chyba nie zostaniemy przyjaciółkami.
-To Twoja dziewczyna?- zapytałam Kurka.
-Chyba żartujesz!?- zaczął się śmiać.
-Ale tak to wyglądało. Ona też gra w siatkę?
-Nie, w tenisa.
-I też chodzi do naszej szkoły?
-Tak, to liceum sportowe i każdy w coś gra. Nie wiem czy wiesz ale w naszej szkole co roku jest bal.
-Jaki bal?? Długie suknie, garnitury i te sprawy?
-Tak i przychodzi się parami.- przecież to jakiś pieprzony high school, pomyślałam.
-Raczej nie zaszczycę nikogo swoją obecnością na balu, nie moje klimaty. A założenie sukienki dla mnie graniczy z cudem.
Bartek tylko się uśmiechnął i ruszył w stronę domu.
-To idziemy na to ognisko?
-My? Jak chcesz to idź, ja nigdzie nie idę. Przecież nikogo nie znam.
-To poznasz.
-Eeeem no nie wiem czy to jest dobry pomysł, może następnym razem. 
Weszliśmy do domu. Od samego progu usłyszeliśmy wołanie mamy Bartka.
-Tosia? Bartek? 
-Tak, jesteśmy.- odkrzyknął Bartek.
Weszliśmy do kuchni bo stamtąd dochodził głos pani Kurek.
-Dzisiaj na obiad będzie spagetti. Bardzo jesteście głodni? Co dzisiaj robiliście?
-Rano dałem Tośce wycisk, bieganiem po lesie a teraz wróciliśmy z boiska, graliśmy w kosza.
-Ooo też grasz w kosza?- pytanie było do mnie
-W zasadzie nie, ale Bartek mnie trochę nauczył.
-Jeszcze kilka lat i spokojnie może grać na najlepszych parkietach koszykarskich.
-Kto będzie grał na koszykarskich parkietach?- właśnie do kuchni wszedł trener.
-Tośka ma smykałkę do kosza.
-Nie, nie, nie, ja pozostanę wierna siatkówce.
-Uff to dobrze bo już się przestraszyłem, że dalej nie mamy atakującej.- i zaczął się śmiać.- A co do siatkówki to jutro mamy trening, ale taki bardziej zapoznawczy. Zobaczymy czy nie trzeba komuś pozycji zmienić i przećwiczymy podstawowe zagrania. Bartek pójdziesz z nami, chyba będę Cię potrzebował.
-Jasne. 
Pobiegłam szybko na górę się trochę ogarnąć. Kiedy wróciłam, nakryłam do stołu i wszyscy przy nim usiedliśmy. Obiad był pyszny. Bartek zaniósł naczynia do zmywarki, a ja poszłam do swojego pokoju. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.- w drzwiach stał trener z jakąś wielką reklamówką.
-Nie przeszkadzam?
-Nie, nie, proszę wejść.- usiadł na krześle koło mojego biurka.
-Proszę, to dla Ciebie.- wyciągnęłam z reklamówki żółto-granatowy stój z numerem 11 i swoim własnym nazwiskiem "A. JARECKA". Dziwnie było trzymać w rękach koszulkę o takich barwach, do tej pory zawsze była ona czarno- biała. W środku były jeszcze ochraniacze na kolana i klubowe dresy, które zakłada się na treningi.- Przymierz.
Poszłam do łazienki i przebrałam się w mój nowy klubowy stój. Pasował jak ulał. 
-I jak?- zapytał trener, kiedy wróciłam do pokoju.
-Pasuje, dziękuję bardzo.
-Nie ma za co. Jutro o 9 jest trening.- i wyszedł z pokoju.
Wieczór minął miło i spokojnie. Graliśmy z Bartkiem w jakieś głupie gry na komputerze. Kurek próbował mnie namówić, żebyśmy poszli na to nieszczęsne ognisko ale uparłam się, a jak ja się na coś uprę to nie odpuszczam.
Obudziłam się o 7:30 następnego dnia. Wzięłam szybki prysznic, założyłam jeansy i top. Wrzuciłam do mojej sportowej torby "nike": dresy i buty "asics" oraz wodę mineralną. Zeszłam na dół do kuchni. Tam już się krzątał Bartek.
-Siadaj, siadaj. Dzisiaj wielki dzień dla Ciebie.
-Eeem ale ja chciałam śniadanie sobie zrobić- próbowałam dostać się do lodówki, jednak miałam z tym mały problem bo wielkolud Kurek zasłonił mi drogę, złapał za ramiona i posadził na krześle.
-Siedź! Cierpliwości.- uśmiechnął się do mnie i przyniósł miskę płatków z mlekiem.
-Śniadanie mistrzów?- zaczęłam się śmiać.
-Coś w tym stylu.- Bartkowi też poprawił się humor.
-Jak samopoczucie?- do kuchni wszedł trener Kurek.
-Bywało lepiej.- bardzo się denerwowałam.
-Wszystko będzie dobrze zobaczysz. Zbieraj się. Za 5 minut widzimy się w garażu.
Poszłam do pokoju po moją torbę. Kiedy otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia z pokoju spotkałam Kurka opierającego się o framugę moich drzwi.
-W czym mogę pomóc?- zapytałam.
-Torba.
-Co torba?
-Daj mi swoją torbę to Ci zaniosę ją do samochodu.- i chwycił za pasek mojej czarnej sportowej torby.
-Daj spokój, przecież dam radę ją zanieść przecież nie jest ciężka. I zejdź mi z drogi bo się spóźnimy.
-Nie spóźnimy jeśli dasz mi torbę.
-Kurek! Daj mi przejść.
-Jak dasz mi torbę.
-Nie denerwuj mnie, nie mamy czasu. Przez Ciebie się spóźnię. Do jasnej ciasnej przesuń się!
Nagle poczułam ręce Bartka na moich udach, moje stopy oderwały się od podłogi a na swoim brzuchu znalazło się ramię Kurka, a w zasadzie odwrotnie bo to on bezceremonialnie przerzucił mnie sobie przez ramię. Wyciągnął mi z ręki torbę i zaczął iść schodami w dół.
-Co Ty wyprawiasz? Postaw mnie natychmiast!!
Niestety ta wielka cholera puściła mnie dopiero w garażu. Byłam na niego śmiertelnie obrażona więc wsiadłam na przednie siedzenie samochodu i czekałam na trenera. Bartek wgramolił się na tył. Chyba zauważył mój bojowy nastrój bo zrezygnował z rozmowy. Zaczął majstrować przy radiu więc jego głowa znalazła się między siedzeniami. Poczułam zapach jego perfum, swoją drogą bardzo ładne. Na szczęście wrócił już trener. Odpalił samochód i ruszyliśmy w stronę hali. Po 10 minutach dojechaliśmy na miejsce. Jako, że moja torba leżała na tylnym siedzeniu od razu zwinął ją Kurek.
-Możesz mi ją oddać?
-Hmmmm niech pomyślę... nie!- i cieszy się jak nagi w pokrzywach.
-Możesz się przestać wygłupiać?
Zamiast odpowiedzieć przyspieszył kroku. Nagle za plecami usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam Ewelinę, która machała do mnie i gestem pokazywała żebym na nią zaczekała.
-Cześć, jak tam samopoczucie? Gdzie masz rzeczy na trening?
-Kurek mi niesie.
-Bartek Ci niesie rzeczy?? Jesteście razem?
-No coś Ty, ja z Bartkiem, błagam Cię. Pospieszmy się bo trener już wszedł na halę.- szybko zmieniłam temat bo nie chciałam dłużej rozmawiać o Kurku.
Kiedy weszłyśmy na halę, trener poruszył kilka podstawowych tematów. Sprawy organizacyjne itd. Następnie zaczęłyśmy się rozgrzewać. Najpierw rozciąganie mięśni a później "zabawa" z piłką. Kiedy ćwiczyłyśmy zagrywkę zapytałam Ewelinę o Paulę. 
-Lepiej się z nią nie zadawaj. Ma totalnego fioła na punkcie Bartka i zjecie jak tylko się do niego zbliżysz.
Czyli moja kobieca intuicja wcale mnie nie zmyliła.
Później zaczęłyśmy ćwiczyć atak i wtedy okazało się do czego był nam potrzebny Kurek. Miał nas blokować. Po pewnym czasie coraz łatwiej było mi zmylić Bartka. 
Następnie po atakach przyszedł czas na grę. Z nową rozgrywającą grało mi się zadziwiająco dobrze. Co prawda Aga to nie była ale kilka tygodni i myślę, że będzie całkiem nieźle. Byłam tak zmęczona po treningu, że nawet nie chciało mi się krzyczeć na Bartka kiedy znowu wziął moją torbę, w tamtym momencie nawet chybabym się nie obraziła jak by  mnie zaniósł do samochodu. Jak tylko wróciliśmy do domu, wzięłam prysznic i rzuciłam się na łóżko. Nie minęło 10 minut a już spałam.

środa, 7 listopada 2012

Trudne trudnego początki

Wysiadłam z samochodu i zaczęłam wyciągać moje walizki. Od razu z domu wyszedł Bartek i jego ojciec, podeszli do nas i się przywitali. Złapałam dwie torby i ruszyłam w stronę domu, niestety na drodze stanął mi Bartek i wyciągnął ręce w stronę moich bagaży. Powiedziałam tylko "dzięki, poradzę sobie" i próbowałam go ominąć jednak on bezceremonialnie wyrwał mi torby z rąk i poszedł do domu. Pobiegłam za nim. Dogoniłam go dopiero w moim nowym pokoju.
-Ej! Ty! Ktoś Cię o to prosił?
-Nie ma za co.- uśmiechnął się od ucha do ucha i wyszedł z pokoju.
Cudownie wręcz. Czuję, że będzie świetnie mi się z nim mieszkać, nie ma co. Zrobiłam głęboki wdech, później wydech i wyszłam z pokoju. Na dole mój ojciec zawzięcie dyskutował z trenerem Kurkiem o jakichś częściach samochodowych, więc poszłam do kuchni. Tam był już Bartek i nalewał sobie soku do szklanki.
-Chcesz soku?
-Nie, dziękuję.- odpowiedziałam grzecznie, jednak Mentos wyciągnął drugą szklankę, nalał do niej soku i wcisnął mi do ręki..- Masz jakieś problemy z uszami? Powiedziałam, że nie chce mi się pić. Może powinieneś iść do laryngologa.
-Słyszałem co powiedziałaś ale chciałem być uprzejmy.
-Byłbyś uprzejmy gdybyś uszanował moją wolę.
-Dobra, zapamiętam.- i wyszedł z kuchni.
Wypiłam sok, no bo skoro już nalał to przecież nie będę wylewać, i wyszłam z kuchni. Bartek właśnie schodził po schodach.
-Zaniosłem Ci już wszystkie walizki, możesz się rozpakować.
-Dzięki.- Bartek nagle stał się strasznie obojętny, niby uprzejmy ale coś mi nie grało.- Ej! Bartek, gdzie jest Twoja mama z Twoim bratem?
-Pojechali do babci.- i poszedł. To się z nim nagadałam.
Zanim poszłam się rozpakować, pożegnałam się z tatą, który już się zbierał do wyjazdu. Długo jeszcze stałam na podjeździe zanim weszłam do domu. Myślałam nad zmianami nastoju Kurka, co On w ciąży jest czy okres ma, to wszystko mi się bardzo nie podobało. A perspektywa mieszkania z nim i jego humorkami zdecydowanie nie była wesoła. "Dobra Tośka przecież nie musisz się nawet do niego odzywać, masz swój świat i swoje kredki a jak Kurka nie malowałaś to wiadomo..." Dzielnie ruszyłam do domu. Gdy tylko pan Adam usłyszał, że zamykam drzwi wyjściowe zapytał czy nie jestem głodna. Grzecznie podziękowałam i poszłam do pokoju się rozpakować. Rozpakowanie czterech walizek nie było najłatwiejsze, zeszło mi z tym do wieczora. Około 19 usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę.- wychyliłam się zza drzwi szafy.
-Kolacja jest, zejdziesz?- to był Bartek.
-Tak, za 5 minut.- usłyszałam ciche zamykanie drzwi, kiedy wróciłam do układania moich koszulek na pułkach w zgrabne kolumny.
-Jak równo.- podskoczyłam, słysząc głos tuż za swoimi plecami.
-Bartek, przestraszyłeś mnie, myślałam, że wyszedłeś.- stał bardzo blisko mnie więc zrobiłam krok w tył przez co wpadłam do szafy. Zgrabnym ruchem wyszłam z szafy, jak bym codziennie to robiła bo przecież wchodzenie do szafy jest całkiem normalne, prawda? Rzuciłam koszulkę, którą trzymałam w rękach na łóżko i skierowałam się do wyjścia.- Idziesz?- Bartek ruszył za mną.
Kolacja była naprawdę bardzo dobra, zapiekanka z serem i milionem rzeczy których moje kubki smakowe nie umiały rozróżnić zrobiła na mnie wrażenie. Z pełnym brzuchem wróciłam do pakowania się, kiedy spojrzałam na pokój a raczej coś co podobno było pokojem bo wszędzie były porozrzucane jakieś bluzki, bluzy, spodnie, buty a nawet moje kosmetyki.
-Pomóc Ci?- do pokoju wparował Kurek.
-Nie, dzięki spróbuję sobie sama poradzić, aczkolwiek czarno to widzę.
-Okej jak byś potrzebowała pomocy to będę na dole w salonie.
Było już dobrze po 22 kiedy padłam na łóżko. Walizki były rozpakowane a pokój już nie wyglądał jak pobojowisko. Wzięłam piżamkę oraz przybory do mycia i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i kiedy zamierzałam się wziąć za mycie zębów zobaczyłam, że nie wzięłam z pokoju szczoteczki. Pognałam szybko do pokoju a kiedy i już byłam w trakcie mycia zębów drzwi do łazienki otworzyły się a ja zobaczyłam nagi tors Bartka.
-Ups, sorry!- popatrzył na mnie nieco zmieszany w zasadzie nie wiem dlaczego bo ja byłam ubrana w przeciwieństwie do niego bo miał na sobie same gatki.- Zazwyczaj tylko ja korzystam z tej łazienki.
-Nic się nie stało. Już kończę.- dokończyłam mycie zębów, zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z łazienki.- Dobranoc!- krzyknęłam przez drzwi.
-Kolorowych!- dobiegło z łazienki.
Położyłam się do łóżka i bardzo szybko zasnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Prooooszę.- powiedziałam ziewając.
-Co powiesz na poranne bieganie??
-A która jest godzina?- rozglądałam się za zegarkiem ale nigdzie go nie widziałam. Zapamiętać: kupić budzić.
-Dochodzi 6. To jak biegasz ze mną czy poddajesz się? Dasz radę dotrzymać mi kroku?
-Daj mi 15 minut.- wyskoczyłam z łóżko, co za bezczel! Ja nie dam rady dotrzymać mu kroku?? A kimże on niby jest?? Uważa się za samego Bolta? Już ja mu pokarzę!! Znalazłam mój ulubiony niebieski top, spodenki, włosy związałam w koński ogon a na nogi założyłam reebooki.
Kurek już czekał na mnie w korytarzu. Najpierw mała rozgrzewka przed domem a później potruchtaliśmy w stronę lasu, który znajdował się na obrzeżach miasta. Po lesie biegaliśmy dobrą godzinę, miałam wrażenie, że zaraz płuca wypluję ale nie dałam tego po sobie poznać. Nigdy nie dałabym Kurkowi tej satysfakcji.
Pod koniec trasy, kiedy byliśmy już naprawdę blisko domu Bartek rzucił hasło "kto pierwszy" i momentalnie przyspieszył. Nie miałam z nim szans ale zajęłam zaszczytne drugie miejsce. Najpierw wpadłam do kuchni po wodę a później od razu pod prysznic. Kiedy zeszłam na dół już czysta i pachnąca Bartek robił śniadanie.
-Głodna??
-Jak wilk. Dałeś mi niezły wycisk.
-Nieźle sobie poradziłaś. Na co masz ochotę?
-Kawior z jesiotra i czerwone wino.- spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.- Tosty?
-Nasz klient nasz pan!- zaczęliśmy się śmiać.
-Pomóc Ci?
-Możesz nastawić czajnik.
Po zjedzonym posiłku położyłam się w salonie na kanapie i włączyłam telewizor. Po kilku minutach dołączył do mnie Kurek. W telewizji właśnie leciał jakiś głupkowaty serial.
-Chodź.- wstał z kanapy, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
-Ale stój, gdzie mnie ciągniesz.
-Zobaczysz.
Wyszliśmy na korytarz, kazał mi ubrać buty i wyprowadził przed dom. Przebiegliśmy przez ulicę i mały park. Za parkiem było boisko do kosza. Kurek wcisnął mi do rąk piłkę do kosza.
-Co ja mam z tym zrobić?
-Rzucić do kosza.
-Ale ja nie gram w kosza.
-To zaczniesz.- zaczął suszyć zęby.- No rzucaj.
Zrobiłam jednego kozła piłką i rzuciłam ją w stronę kosza. Oczywiście nie trafiłam.
-Ale nie tak. Źle trzymasz piłkę, zobacz.- wziął ode mnie piłkę i bez większego problemu trafił do kosza.- Teraz Ty.-znowu rzuciłam.- Nie, nie nie. Nie tak!- stanął za mną, położył swoje dłonie na moich i wypchnął piłkę z moich dłoni. Piłka zatoczyła zgrabny łuk i wpadła do kosza.- O tak to się robi.
-Grasz w kosza?
-Grałem ale stwierdziłem, że z siatkówką sobie lepiej radzę.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę a później rozegraliśmy mały mecz na jeden kosz. Oczywiście przegrałam bo Kurek miał przewagę pod względem wzrostu i umiejętności.
-Cóż chyba musisz jeszcze trochę poćwiczyć.- nabijał się ze mnie kiedy wracaliśmy do domu.
-Na hali w siatkę skopałabym Ci tyłek.- nie pozostałam mu dłużna.
-O jaka pewna siebie. A przypomniało mi się, jutro masz trening.
-Że co?
-To co słyszysz.
-BAAAAARTUUUŚ!!- usłyszałam czyjś damski głos.

_________________________________________________________________________________


Cóż nie miałam za dużo czasu w tym tygodniu ale zdążyłam napisać ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Do przyszłego poczytania:

T.

środa, 31 października 2012

Zrównana z podłożem, zmieciona z powierzchni ziemi

Wpadłam na halę lekko zadyszana. Od samych drzwi usłyszałam krzyki dziewczyn.
-EEJJJJ!!!- wszystkie dziewczyny na mnie spojrzały.- przestańcie się na siebie wydzierać!
-Możesz się wypchać, nie jesteś jedną z nas.- no tak, Klaudia.
-Jak tak patrzę to nie ma "was". Toczycie ze sobą wojnę, tak się zachowuje drużyna? Poza tym macie nowego kapitana i zero respektu dla niej? Dziewczyny, co wy robicie?? Co to w ogóle ma być??
-Jakim prawem w ogóle tu przyszłaś? Wystawiłaś nas, odwróciłaś się do nas plecami i od razu poleciałaś do Nysy. Tak się nie zachowuje kapitan. Jest nam wstyd, że mieliśmy takiego kapitana.
-Zadzwoniła do mnie Aga z prośbą o pomoc, jeśli chcesz wiedzieć i nie odwróciłam się do was plecami a to, że tu jestem jest tego najlepszym dowodem, poza tym dostałam propozycje z której chcę skorzystać. A jeżeli jest wam wstyd, że miałyście takiego kapitana to po jaką cholerę mnie wybierałyście? Dobra, nie ważne nie przyszłam tutaj się wam tłumaczyć. Macie nowego kapitana i przynajmniej powinnyście wysłuchać tego co ma wam do powiedzenia. To leży w waszym interesie.
-Dobra weź skończ bo już nie mogę Cię słuchać. Nie mogłam Cię słuchać nawet jak byłaś kapitanem, zawsze się wymądrzałaś i wydawało Ci się, że jesteś najlepsza z nas wszystkich a wiesz jaka jesteś? Do niczego! Nawet nie umiesz porządnie piłki odebrać.
Sparaliżowało mnie. Jak ona mogła powiedzieć takie rzeczy? Wiedziałam, że nie jestem idealna ale nie wiedziałam, że tak mnie odbierały. Odwróciłam się do nich, podeszłam do Agi powiedziałam, że chyba musi sobie poradzić sama i wybiegłam z hali. Po drodze zaczęłam płakać, łzy spływały mi po policzkach. Zależało mi na tych dziewczynach a one tak po prostu zrównały mnie z powierzchnią ziemi.
Kiedy weszłam do domu usłyszałam dzwonek telefonu, "o nieeee! znowu!?" przemknęło mi przez myśl ale podeszłam i podniosłam słuchawkę:
-Słucham?- starałam się zachować jak najnormalniejszy ton głosu.
-Cześć!
-Bartek??- byłam lekko zdezorientowana.
-Tak, dzwonię bo mój ojciec będzie zamawiał koszulki i chciał wiedzieć z jakim numerem grasz.
-Powiedz, że 11
-Okej, dzięki... Ty płaczesz?- cholera spostrzegawczy jest.
-Nie, jestem trochę przeziębiona.- przeziębiona? w lipcu? Tośka co Ty gadasz??
-To wracaj do zdrowia, widzimy się już niedługo, papa!- i się rozłączył. Hmm on ma naprawdę fajny głos.
Ledwie odłożyłam słuchawkę, telefon znów zadzwonił. Co ja jestem!? Centrala? Już lekko zirytowana podniosłam po raz trzeci dzisiaj słuchawkę.
-Tośka, to nie prawda co powiedziała dzisiaj Klaudia. Dobrze wiesz, że byłaś dla nas bardzo ważna i kiedy drużyna była w dużych tarapatach to Ty trzymałaś wszystkich w ryzach. Nigdy nie pozwoliłaś nam się załamać. Drużyna była silna bo Ty byłaś silna, a Klaudią się nie przejmuj to dobra zawodniczka tylko jej charakter jest nie do zniesienia.
-Dzięki Aga. Naprawdę będzie mi was brakować i to nie jest dla mnie łatwe jak to się niektórym wydaje. Poza tym boję się, że nie dorównam tamtym dziewczynom no i przede wszystkim trenerowi, rozumiesz, że zawiodę wszystkich i cały ten sezon przesiedzę na ławce.
-Ale Tośka tym to się wcale nie przejmuj, wszyscy wiedzą jak grasz. Nieraz widziały Cię w akcji na boisku i tak moim zdaniem to Ty powinnaś zgarnąć MVP w finale. Sorry, że zapytam ale wyprowadzasz razem z rodzicami?
-Nie, będę mieszkać z trenerem Kurkiem, a moi rodzice zostają tutaj.
-Wow! Nareszcie się stąd wyrwiesz, zazdroszczę Ci a jednocześnie życzę powodzenia w nowym klubie. Trzymaj się kochana.
-Ty też się trzymaj i nie daj się Klaudii. Powodzenia.
Kiedy w końcu klapnęłam na tyłek czułam, że jestem strasznie zmęczona, a przecież dochodziło dopiero południe. Włączyłam telewizor bo nie miałam nic lepszego do roboty, akurat lecieli "Kiepscy", kiedy już się wygodnie rozłożyłam na kanapie zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie!!! Co to w ogóle za dzień?? Człowiek spokoju nie ma. Najpierw przyszło mi do głowy, żeby udawać, że nikogo nie ma w domu ale stwierdziłam, że to głupi pomysł więc wstałam z kanapy. Otworzyłam drzwi a za nimi stała moja babcia.
-Tosiuniu! Co się stało, czemu nie otwierałaś drzwi? Już myślałam, że coś się stało. Ale kochanie jak Ty schudłaś. Chyba nic nie jesz, jak tak można wyglądać. Będę musiała porozmawiać z rodzicami na temat Twojego zdrowia bo tak nie można żyć, jeszcze się rozchorujesz. Pewnie całymi dniami siedzisz na tej całej hali sportowej i grasz. A rodziców nie ma?
-Nie, są w pracy.
-To pewnie jeszcze nie jadłaś obiadu- była 12:15 chyba trochę za wcześnie na obiad, ale babcia kontynuowała swój wywód.- teraz już się nie dziwię, że tak marnie wyglądasz skoro matka nawet obiadu nie ugotuje, chodzisz pewnie cały dzień głodna. Wyjeżdżasz gdzieś na wakacje? Pewnie znowu jakiś obóz siatkarski- babcia była samowystarczalna, sama zadawała pytanie i sama sobie na nie umiała odpowiedzieć.- ale sądzę, że najlepiej by było jak byś wyjechała gdzieś za granicę, może do Anglii, podszkoliła byś język bo  w tych Polskich szkołach to sama musisz przyznać nie bardzo da się języka nauczyć a teraz bez języka to ani rusz. No co się nic Tosiu nie odzywasz, jakaś taka smutna jesteś. Stało się coś? Może coś Cię boli, byłaś ostatnio u ortopedy bo coś mi mama wspominała, że masz problemy ze stawem skokowym, już dawno Ci mówiłam, że ta siatkówka to tylko niszczenie zdrowia.
Trzeba było pozwolić jej się wygadać poza tym i tak nie było możliwości wtrącenia czegokolwiek do jej monologu.
Babcia została u nas jeszcze 4 dni, a kolejny tydzień zleciał bardzo szybko i ani się obejrzałam już musiałam jechać do Nysy. Od rodziców dostałam laptopa i mnóstwo zakazów, nakazów, poleceń i uwag jak się zachowywać i że mam się uczyć, nie sprawiać nikomu problemów itd itd. W sobotę 23 lipca z samego rana zaczęłam pakować swoje rzeczy. Uzbierały się cztery ogromne walizki aż sama byłam zdziwiona skąd ja mam tyle rzeczy ale to pewnie zasługa mojej kochanej Moni, która przez cały tydzień ciągała mnie po sklepach. Kiedy wybiła 9 już zwarta i gotowa z rzeczami wpakowanymi do samochodu, z mieszanymi uczuciami ale jak najbardziej szczęśliwa wyruszyliśmy z ojcem w kierunku Nysy.

_________________________________________________________________________________


Cóż Tośka jak na razie nie ma łatwego życia jak widzicie. Jak myślicie czy poradzi sobie w nowej drużynie? Będzie umiała się zaaklimatyzować w Nysie, no i przede wszystkim jak dogada się z Bartkiem? Już niedługo kolejna część opowieści ;D

Do przyszłego poczytania:

T.



środa, 24 października 2012

A jednak boli.

-... a później wróciliśmy do domu. Czujesz to!? Będę grała w Nysie!- skakałam z radości po pokoju Moniki
-Lilka, a dziewczyny już wiedzą??- sprowadziła mnie na ziemię.
-Właśnie nie, myślisz, że będą złe?
-Zachwycone na pewno nie będą, w końcu straciły nie tylko świetną atakującą ale też kapitana. Ale o dziewczyny będziemy się martwić później. Opowiadaj o tym Bartku!- oczywiście Monika nie była by sobą gdyby każdego chłopaka którego poznałam nie uważała za świetnego kandydata dla mnie.
-Oj no co mam Ci opowiadać? Jest całkiem miły, chyba trochę laleczka z niego bo się szybko obraża, no dobra brzydki nie jest ale wygląd to nie wszystko.
-Oj Lilka Lilka czy ja Ci wszystko muszę od podstaw tłumaczyć?
-Dobra Monia skończ, nie zaczynajmy od nowa tej rozmowy. Mam dość kazań w stylu "jesteś sama a w koło tylu chłopaków" dobrze wiesz, że w zasadzie to nie mam nawet wolnego czasu i moją jedyną miłością jest siatkówka.
-Dobra, jak chcesz tylko żeby potem nie było że nikogo nie masz.
Westchnęłam. Oczywiście Monika była moją najlepszą przyjaciółką ale czasami strasznie mnie irytowała. Spojrzałam na zegarek, była 15 a o 16 miało być zebranie zwołane przez trenera. Ja niestety wiedziałam na jaki temat i strasznie się bałam reakcji dziewczyn, w końcu byłyśmy jedną wielką rodziną i mogą to potraktować jak zdradę ale trudno będę musiała to przeżyć.
-Moniś, już muszę lecieć. Trener, zebranie, stawianie czoła dziewczynom i inne przyjemne rzeczy.
-Okej, będę trzymać za Ciebie kciuki, wiesz żeby Cię nie zlinczowały.
-Heh, dzięki za poprawę humoru.
Wpadłam do domu, założyłam krótkie spodenki, bluzeczkę na bardzo cienkich ramiączkach, skarpetki, adidasy i pognałam na halę. Kiedy wchodziłam do budynku była 15:45, skierowałam się do szatni. Tam siedziało już kilka dziewczyn, które intensywnie zastanawiały się po co trener zwołał zebranie. Byłam jedyną osobą która doskonale znała powód ale nie chciałam ich jeszcze uświadamiać, chciałam mieć jeszcze 15 minut spokoju. W końcu przyszła cała drużyna łącznie z trenerem. Siedziałam jak na szpilkach.
-Dzień dobry dziewczyny. Dzisiaj mam do zakomunikowania kilka rzeczy. Przede wszystkim zmieni nam się delikatnie skład i kapitan.- wszystkie dziewczyny zwróciły głowy w moją stronę.- Tosia przechodzi do Nysy. Musimy poszukać nowej atakującej i wybrać kapitana. Tośka jako były kapitan- nie wiedziałam, że słowa "były kapitan" tak zabolą, wtedy zrozumiałam że jakiś etap się zakończył.- możesz podać propozycję przyszłego kapitana.
Wyszłam na środek i stanęłam koło trenera. Wiedziałam, że ostatni raz przemawiam do tych dziewczyn z tego właśnie miejsca, to była moja ostatnia funkcja jako kapitana. Było mi bardzo smutno z tego powodu, że zostawiam te dziewczyny, które tak dobrze znam i jestem z nimi zżyta.
Popatrzyłam po dziewczynach, chyba nie były za bardzo zachwycone, niektóre patrzyły na mnie wręcz z wrogością. W tamtym momencie przemknęło mi przez myśl, że to chyba ja powinnam im o tym powiedzieć.
-Może najpierw kilka słów wyjaśnienia bo wam się należą. O przejściu do Nysy dowiedziałam się wczoraj, tzn propozycję od trenera Kurka dostałam w kwietniu, zaraz po finale ale moi rodzice nie zgodzili się na przeprowadzkę do Nysy i w ogóle nie chcieli o tym rozmawiać. Nie chciałam wam o tym mówić bo skoro i tak nie wypaliło to po co to roztrząsać. Jednak wczoraj z samego rana rodzice wywieźli mnie do Nysy i dowiedziałam się dopiero na miejscu, że jednak będę tam grać. Dzisiaj z samego rana zadzwoniłam do trenera i powiedziałam mu o wszystkim, a trener zwołał to zebranie. A teraz mój typ na przyszłego kapitana to Aga Gołąb, która jest naprawdę genialną rozgrywającą i potrafi świetnie poprowadzić drużynę na boisku i mam nadzieję że będzie równie dobrze umiała to zrobić poza nim. Oczywiście decyzja należy do was. Życzę powodzenia w przyszłym sezonie i będę trzymać za was kciuk, również bardzo chciałam podziękować na współpracę i naprawdę będzie mi was brakować. Myślę, że już pora na mnie, do widzenia i jeszcze raz powodzenia.
Wyszłam z szatni ze świeczkami w oczach, "Tośka ogarnij się!" ale niestety było mi naprawdę przykro, że muszę ich opuścić.
Powoli spacerkiem poszłam do domu w drzwiach przywitał mnie jak zwykle mój kochany kotek. Wzięłam go na ręce i poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam książkę, schowałam się pod kocem i uciekłam do innego świata bo dzisiaj świat mojego życia bardzo mi zalazł za skórę.
-Tosia śpisz?
-Hmmm? Nie, nie śpię- powiedziałam sennie.
-Dzwonił pan Kurek, powiedział, że spodziewają się Ciebie za dwa tygodnie.
-Po co już za dwa tygodnie, Bartek mi mówił, że treningi zaczynają się na początku sierpnia więc po co mam jechać w połowie lipca?
-Adam powiedział, żebyś przyjechała za dwa tygodnie. Ale czy wszystko u Ciebie w porządku?- w tej rodzinie to zawsze ojciec zwracał większą uwagę co u mnie słychać, cóż taka rodzina.
Pokręciłam głową bo chyba naprawdę potrzebowałam się wygadać a nie chciałam dzwonić do Moniki, pomimo że to moja najlepsza przyjaciółka to wiedziałam jak zareaguje, "nie przejmuj się, tam poznasz inne dziewczyny" albo "jaka Ty Lilka jesteś sentymentalna, one już o Tobie zapomniały" tak, to cała Monia. I chociaż wiedziałam, że chce dobrze to jednak jej pokrętne myślenie nie do końca rozumiem.
-Dziewczyny dowiedziały się, że idę do Nysy.
-I co?
-I smutno bo mam teraz status "byłego kapitana".
-Córciu, wiedziałaś na co się decydujesz, przecież chciałaś jechać do Nysy i rozwijać się siatkarsko.
-No tak, wiem, ale jak na razie jest ciężko.
-Chodź, obejrzymy jakąś komedię. Wybierz film i włącz DVD a ja skoczę po chipsy, popcorn i ... chcesz coś jeszcze?
-Wodę mineralną niegazowaną.- mój ojczulek zrobił wielkie oczy.
-Kupię pepsi.
Poszłam do salonu gdzie siedziała mama i czytała gazetę. Podeszłam do regału z filmami i z dość okazałej kolekcji wybrałam Pacyfikatora. Tak minął cały wieczór.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek 7:30. Chryste!!! Założyłam szlafrok i pognałam do drzwi. Otworzyłam i..
-Czemu nie otwierasz!? Jeszcze śpisz!? Ubieraj się!! Idziemy na zakupy!
-Monika, wiesz która jest godzina?- mamrotałam sennie pod nosem.
-Słyszałam o całej aferze w szatni.- była jakaś afera?- swoją drogą to bardzo miło, że wszystkiego dowiaduję się od Agi a nie od mojej PRZYJACIÓŁKI, którą podobno jesteś.- Monia gadała z Agą dobrze wiedzieć.- No to już do łazienki, później szamanko i na zakupy!
-Poczekaj, poczekaj po kolei. Jaka afera? I dlaczego muszę iść na zakupy? Przecież mam w czym chodzić.- tak, nienawidziłam zakupów i unikałam ich jak ognia.
-To nie wiesz, że drużyna jest w rozłamie?- oo nie dobrze.- Klaudia nastawiła pół drużyny przeciwko Tobie, swoją drogą to zawsze wiedziałam, że ona chce Cię wygryźć, a Agata i drugie pół drużyny zaczęły Cię bronić, skakały sobie nieźle do oczu, trener załamany bo to na pewno dobrze nie wpłynie na drużynę a na dodatek Aga została kapitanem i już w ogóle zrobił się niezły galimatias.- o cholerka, bardzo nie dobrze.- a na zakupy idziemy bo jak jedziesz do Bartka- westchnęłam tylko bo było za wcześnie, żeby się z nią sprzeczać.- to musisz mieć coś ładnego. No raz, raz!
Już po godzinie latałyśmy jak głupie po sklepach, ja oczywiście rozglądałam się za bluzami, dresami i sportowymi butami, Monia natomiast za krótkimi spódniczkami i butami... na szpilce (!?) czy ona zwariowała? Przy moich 179 cm mam chodzić w szpilkach?? Boże widzisz i nie grzmisz!
Kiedy już wróciłam z tymi wszystkimi torbami do domu od razu usłyszałam dzwonek telefonu, rzuciłam swoje zdobycze i podniosłam słuchawkę:
-Słucham?
-...
Rzuciłam słuchawką i wybiegłam z domu.

_________________________________________________________________________________

Buuu! Wróciłam z nowym rozdziałem. Jakieś propozycje co się mogło stać?? Ciekawi?
Mam nadzieję, że tak.
Do przyszłego poczytania:

T.


środa, 17 października 2012

O wszystkim dowiaduję się ostatnia.

-Tośka obudź się. Dojechaliśmy- dobiegły gdzieś z oddali słowa taty.
W momencie przypomniałam sobie dzisiejszy poranek. Wyjrzałam przez okno samochodu. Hmmmm nigdy tu nie byłam ale może to nowy dom cioci Eli czyli mamy siostry. Spojrzałam na zegarek, było parę minut po 13, o to na pewno nie jest dom cioci Eli bo ona mieszka całkiem niedaleko nas a nie 5h jazdy! 
Wyskoczyłam z samochodu.
-Gdzie my jesteśmy??
-Dzień dobry, cieszę się że państwo przyjechali.- usłyszałam zza pleców. Zaraz zaraz znam ten głos, ale to jest raczej niemożliwe, powoli się odwróciłam i dosłownie zgłupiałam. Co to za szopka?? W drzwiach wejściowych domu stał trener Kurek. A za nim, no jeśli Mont Everest nagle w cudowny sposób nie przywędrował do Polski to ja nie wiem co to stało. Po krótkim czasie jednak domyśliłam się że to prawdopodobnie syn trenera Kurka, tylko jak mu było?
Podszedł do nas pan Adam i się przywitał a zaraz za nim jego syn.
-Cześć, Bartek jestem.- musiałam naprawdę wysoko zadrzeć głowę do góry. Ile on miał wzrostu?
-Hej, Tośka.- podaliśmy sobie ręce.- Może Ty wiesz co to za szopka??
-Jaka szopka?- zaczął się rozglądać dookoła z głupkowatą miną.
-No co ja tutaj robię.
-Czekaj czekaj to Ty nic nie wiesz?? Ty naprawdę nic nie wiesz!- geniusz, skoro pytam to nie wiem.- Będziesz grała w Nyskim zespole i mieszkała u nas.
-Nie, przecież mój tata zdzwonił 2 miesiące temu i odmówił, coś Ci się musiało pomieszać.
-Tak ale później zadzwonił jeszcze raz powiedział że jeżeli propozycja jest jeszcze aktualna to Ty bardzo chętnie zostaniesz atakującą.- hmmm miało to jakiś sens.- Chodź do domu bo już wszyscy weszli.
Weszliśmy do dużego przestronnego i bardzo jasnego domu. Bartek poprowadził mnie do salonu gdzie siedzieli już moi rodzice i trener. Nagle do salonu weszła mama Bartka z małym dzieckiem na rękach.
-To mój braciszek. Kuba.- wyjaśnił mi Bartek.
-Bartek! Tosia! Siadajcie!- "Tośka" poprawiłam w myślach pana Kurka
Popołudnie zleciało w bardzo przyjemnej atmosferze, było wesoło i bardzo rodzinnie. Zjedliśmy obiad, nie obyło się oczywiście bez kompromitujących opowieści pod tytułem "jak to Tosia była mała" jednak rodzice Bartka również podzielili się anegdotami z życia małego Bartusia. Później rozmowa zeszła na temat siatkówki. Jak się okazało Bartek gra w zespole AZS PWSZ Nysa na przyjęciu, nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, no błagam was przy jego wzroście??
Nagle głos zabrała mama Bartka.
-Bartuś! Może byś zaprowadził Tośkę na halę i pokazał jej nową szkołę.
-Moją nową szkołę?? To już nawet jestem do szkoły zapisana??
-Jasne będziemy chodzić do tej samej szkoły, ale nie przejmuj się nie jest taka tragiczna, da się przeżyć.- przynajmniej już znam jedną osobę w nowej budzie.- No! Zbieraj się Mała, idziemy na spacer!
-Mała!? Nie waż się mówić do mnie mała- zaczęłam się wkurzać jak już byliśmy na korytarzu i zakładaliśmy buty.
-Czemu? Przecież jesteś mała.
-Jeeeeezuuuuu! Kurek! Dla Ciebie każdy jest mały. Ile Ty masz właściwie wzrostu, 2 metry?
-Troszeczkę ponad.- cuuuudownie.
-Ooo to jak jesteś w przymierzalni w jakimś sklepie to Ci łeb znad parawanu nie wystaje??- zapytałam z sarkazmem
-Zgryźliwa bestia z Ciebie.- i cieszył jak jakiś głupek.- No chodź już, marudo!
Szliśmy jakieś dobre 2 km. Mało się odzywałam do tej "kruszyny" co szła obok mnie ale trudno, skoro on niewiele się odzywał to ja nie będę się wysilać. Nagle się zatrzymał.
-Jesteśmy.
-Jesteśmy, gdzie??- musiałam mieć naprawdę głupią minę bo zaczął się śmiać
-No na hali.- owszem staliśmy koło czegoś wielkiego i przeszklonego ale w życiu bym nie powiedziała że to hala sportowa.
-To jest hala??
-Jane że hala a co, sanktuarium na Jasnej Górze?- i zaczął się kierować w stronę wejścia.- No pospiesz się Tośka, bo nas noc zastanie!- poszłam szybko za nim i jak prawdziwy dżentelmen puścił mnie pierwszą w drzwiach, no nieźle...
Nagle usłyszałam, a przynajmniej tak mi się wydawało, odbijanie piłki.
-Bartek, ktoś ma trening?
-Nie ale to dziewczyny z Twojej nowej drużyny sobie przyszły pograć, treningi się zaczynają za miesiąc.
-Już za miesiąc??- byłam w lekkim szoku, nasze treningi zaczynały się we wrześniu wraz z rozpoczęciem roku szkolnego.
-Tak, za miesiąc bo jest taka jedna nowa zawodniczka i trzeba ją ograć z zespołem- ach jaki on był zabawny, buuuu!
-To może przyjdziemy innym razem.
-Tośka nie wygłupiaj się! To są dziewczyny z którymi będziesz grała przez najbliższe trzy sezony, musisz się z nimi poznać, nie zabiją Cię. Hej! Dziewczyny! Patrzcie kogo przyprowadziłem!
I jakieś 12 par oczu zwróciło się na nas a ściślej mówiąc na mnie.
-Emmm cześć- wydukałam.
Podeszła do mnie bardzo ładna brunetka, troszeczkę wyższa ode mnie. Pamiętałam ją z finału.
-Cześć, jestem Ewelina- Ewelina, trzeba zapamiętać, zapamiętanie imion to dla mnie wielki problem.- Będziesz naszą nową atakującą, prawda? Ja gram na przyjęciu więc spotkamy się pod siatką. Pamiętam jak grałaś w finale byłaś naprawdę bardzo dobra. Chodź ,przedstawię Ci resztę drużyny.- i pociągnęła mnie w stronę tłumu a Bartek poszedł sobie siąść na trybunach. Ewelina, przedstawiła mi wszystkie dziewczyny cóż chyba nie zapamiętałam żadnej, trudno, będę musiała nad tym popracować, błogosławieństwem dla mnie są nazwiska na koszulkach.
Po około pół godziny wyszliśmy z Bartkiem z hali.
-I co? Rzeczywiście było tak źle?- zagadną Bartek.
- Nie, było w porządku, sądzę że się z nimi dogadam.
-Na pewno się dogadasz. A teraz kolejny punkt programu!- krzyknął z udawanym entuzjazmem, nie mogłam się zaśmiać.- Idziemy do szkoły. Cieszysz się??.- uśmiechną się od ucha do ucha.
-Raduję.- i również strzeliłam mój firmowy uśmiech, podobno ten najładniejszy  wg Moniki oczywiście
-No to już! Komu w drogę temu trampki.- spojrzałam na jego buty. Cóż trampek nie miał ale co się będę czepiać.
-No to chodź Mentos.- ups chyba mi się coś wyrwało, Mentos! Mentos!? MENTOS!? Buahahahaha!
-Jaki Mentos??- zrobił naprawdę głupią minę przez co zaczęłam śmiać jeszcze bardziej, i już nie było totalnie mowy o tym żebym się opanowała.
-No hahahahahah bo hahhahahah Ty hahahah ojej nie wytrzymam hahahahaha cały czas hahaahaahahah coś masz w buzi.- udało mi się wydusić między jedną a drugą salwą śmiechu. Po policzkach płynęły mi łzy a w duchu cały czas nakazywałam sobie żebym w końcu przestała się tak histerycznie śmiać bo koleś uzna mnie za chorą psychicznie i  pomimo że by się nie pomylił to jeszcze nie jest ten czas żeby się o tym dowiedział.
-Bo ja uwielbiam gumy do żucia, to nie są żadne mentosy tylko orbitki.-zaczął się biedny tłumaczyć a ja powoli wracałam do świata żywych.
-Jejku przepraszam Cię za tego Mentosa, niechcący mi się wyrwało. Ale niestety już chyba zostaniesz tym Mentosem bo Orbitka to raczej byś chyba nie chciał mieć ksywki, co?
-Dobra, odpuść- ups chyba się zdenerwował, hmm trudno.
-To gdzie ta szkoła?- zmieniłam temat żeby go nie denerwować.-Daleko jeszcze?
-Nie daleko.-uciął, aha no tak teraz będzie zgrywał wielce obrażonego, jejku jaka z niego laleczka
-Bartek! Kurcze przecież Cię przeprosiłam, o co Ci chodzi??
-O nic, voilà! oto Twoja nowa buda.
-Fajna. Bartek? Możemy już wracać? Trochę mi zimno.- Bartek zaczął ściągać swoją bluzę i podał mi ją. 
-Chcesz żebym się w niej utopiła?
-Chcesz marznąć?-ok, jego argumenty były przeważające, założyłam bluzę i usłyszałam śmiech Bartka, czyli jednak poprawił mu się humor??
-Nie komentuj! Mentos, idziemy??
Kiedy w końcu wróciliśmy do domu moi rodzice już zbierali się do odjazdu, a mały Kuba spał na rękach matki. Kiedy podszedł Bartek wziął od matki małego a pani Kurek podeszła do mnie.
-Chodź, pokażę Ci jeszcze Twój nowy pokój.- i weszła do domu, podreptałam za nią.
Najpierw poszliśmy schodami na górę. Pokazała mi gdzie jest łazienka, pokój Bartka a później weszła do pokoju na przeciwko. Zobaczyłam bardzo przytulny i duży pokój, ściany były pomalowane w dwóch odcieniach fioletu, jeden był bardzo ciemny a drugi wrzosowy, moje ulubione kolory, tylko skąd oni wiedzieli?? Pod oknem stało duże biurko a po jego prawej stronie pod ściną ogroooomne łóżko. Pokój był na poddaszu więc w suficie było małe okienko, coś pięknego. Nawet w domu nie miałam takiego pokoju. Owszem był bardzo ładny i go lubiłam ale nie mógł się równać z tym.
-Jest piękny, dziękuję bardzo.- przytuliłam się do mamy Bartka
-Mamy nadzieję że będzie Ci tutaj dobrze.
Zeszłyśmy na dół. Pożegnałam się z trenerem i jego żoną a na końcu podszedł do mnie Bartek i przytulił mnie na pożegnanie "trzymaj się Mała", "trzymaj się Mentos". Wsiadłam do samochodu razem z rodzicami i pojechaliśmy do domu. Już po paru minutach smacznie spałam.

_________________________________________________________________

Wow! W końcu skończyłam ten rozdział, męczyłam się z nim niemiłosiernie ale jest ;D
A teraz drobna sprawa organizacyjna. Dla spójności opowieści będzie małe zamieszanie z klubami Bartka, tzn nie będą się zgadzać lata, ale mam nadzieję że mi wybaczycie tą małą zmianę ;)

Do przyszłego poczytania:


T.