środa, 7 listopada 2012

Trudne trudnego początki

Wysiadłam z samochodu i zaczęłam wyciągać moje walizki. Od razu z domu wyszedł Bartek i jego ojciec, podeszli do nas i się przywitali. Złapałam dwie torby i ruszyłam w stronę domu, niestety na drodze stanął mi Bartek i wyciągnął ręce w stronę moich bagaży. Powiedziałam tylko "dzięki, poradzę sobie" i próbowałam go ominąć jednak on bezceremonialnie wyrwał mi torby z rąk i poszedł do domu. Pobiegłam za nim. Dogoniłam go dopiero w moim nowym pokoju.
-Ej! Ty! Ktoś Cię o to prosił?
-Nie ma za co.- uśmiechnął się od ucha do ucha i wyszedł z pokoju.
Cudownie wręcz. Czuję, że będzie świetnie mi się z nim mieszkać, nie ma co. Zrobiłam głęboki wdech, później wydech i wyszłam z pokoju. Na dole mój ojciec zawzięcie dyskutował z trenerem Kurkiem o jakichś częściach samochodowych, więc poszłam do kuchni. Tam był już Bartek i nalewał sobie soku do szklanki.
-Chcesz soku?
-Nie, dziękuję.- odpowiedziałam grzecznie, jednak Mentos wyciągnął drugą szklankę, nalał do niej soku i wcisnął mi do ręki..- Masz jakieś problemy z uszami? Powiedziałam, że nie chce mi się pić. Może powinieneś iść do laryngologa.
-Słyszałem co powiedziałaś ale chciałem być uprzejmy.
-Byłbyś uprzejmy gdybyś uszanował moją wolę.
-Dobra, zapamiętam.- i wyszedł z kuchni.
Wypiłam sok, no bo skoro już nalał to przecież nie będę wylewać, i wyszłam z kuchni. Bartek właśnie schodził po schodach.
-Zaniosłem Ci już wszystkie walizki, możesz się rozpakować.
-Dzięki.- Bartek nagle stał się strasznie obojętny, niby uprzejmy ale coś mi nie grało.- Ej! Bartek, gdzie jest Twoja mama z Twoim bratem?
-Pojechali do babci.- i poszedł. To się z nim nagadałam.
Zanim poszłam się rozpakować, pożegnałam się z tatą, który już się zbierał do wyjazdu. Długo jeszcze stałam na podjeździe zanim weszłam do domu. Myślałam nad zmianami nastoju Kurka, co On w ciąży jest czy okres ma, to wszystko mi się bardzo nie podobało. A perspektywa mieszkania z nim i jego humorkami zdecydowanie nie była wesoła. "Dobra Tośka przecież nie musisz się nawet do niego odzywać, masz swój świat i swoje kredki a jak Kurka nie malowałaś to wiadomo..." Dzielnie ruszyłam do domu. Gdy tylko pan Adam usłyszał, że zamykam drzwi wyjściowe zapytał czy nie jestem głodna. Grzecznie podziękowałam i poszłam do pokoju się rozpakować. Rozpakowanie czterech walizek nie było najłatwiejsze, zeszło mi z tym do wieczora. Około 19 usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę.- wychyliłam się zza drzwi szafy.
-Kolacja jest, zejdziesz?- to był Bartek.
-Tak, za 5 minut.- usłyszałam ciche zamykanie drzwi, kiedy wróciłam do układania moich koszulek na pułkach w zgrabne kolumny.
-Jak równo.- podskoczyłam, słysząc głos tuż za swoimi plecami.
-Bartek, przestraszyłeś mnie, myślałam, że wyszedłeś.- stał bardzo blisko mnie więc zrobiłam krok w tył przez co wpadłam do szafy. Zgrabnym ruchem wyszłam z szafy, jak bym codziennie to robiła bo przecież wchodzenie do szafy jest całkiem normalne, prawda? Rzuciłam koszulkę, którą trzymałam w rękach na łóżko i skierowałam się do wyjścia.- Idziesz?- Bartek ruszył za mną.
Kolacja była naprawdę bardzo dobra, zapiekanka z serem i milionem rzeczy których moje kubki smakowe nie umiały rozróżnić zrobiła na mnie wrażenie. Z pełnym brzuchem wróciłam do pakowania się, kiedy spojrzałam na pokój a raczej coś co podobno było pokojem bo wszędzie były porozrzucane jakieś bluzki, bluzy, spodnie, buty a nawet moje kosmetyki.
-Pomóc Ci?- do pokoju wparował Kurek.
-Nie, dzięki spróbuję sobie sama poradzić, aczkolwiek czarno to widzę.
-Okej jak byś potrzebowała pomocy to będę na dole w salonie.
Było już dobrze po 22 kiedy padłam na łóżko. Walizki były rozpakowane a pokój już nie wyglądał jak pobojowisko. Wzięłam piżamkę oraz przybory do mycia i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i kiedy zamierzałam się wziąć za mycie zębów zobaczyłam, że nie wzięłam z pokoju szczoteczki. Pognałam szybko do pokoju a kiedy i już byłam w trakcie mycia zębów drzwi do łazienki otworzyły się a ja zobaczyłam nagi tors Bartka.
-Ups, sorry!- popatrzył na mnie nieco zmieszany w zasadzie nie wiem dlaczego bo ja byłam ubrana w przeciwieństwie do niego bo miał na sobie same gatki.- Zazwyczaj tylko ja korzystam z tej łazienki.
-Nic się nie stało. Już kończę.- dokończyłam mycie zębów, zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z łazienki.- Dobranoc!- krzyknęłam przez drzwi.
-Kolorowych!- dobiegło z łazienki.
Położyłam się do łóżka i bardzo szybko zasnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Prooooszę.- powiedziałam ziewając.
-Co powiesz na poranne bieganie??
-A która jest godzina?- rozglądałam się za zegarkiem ale nigdzie go nie widziałam. Zapamiętać: kupić budzić.
-Dochodzi 6. To jak biegasz ze mną czy poddajesz się? Dasz radę dotrzymać mi kroku?
-Daj mi 15 minut.- wyskoczyłam z łóżko, co za bezczel! Ja nie dam rady dotrzymać mu kroku?? A kimże on niby jest?? Uważa się za samego Bolta? Już ja mu pokarzę!! Znalazłam mój ulubiony niebieski top, spodenki, włosy związałam w koński ogon a na nogi założyłam reebooki.
Kurek już czekał na mnie w korytarzu. Najpierw mała rozgrzewka przed domem a później potruchtaliśmy w stronę lasu, który znajdował się na obrzeżach miasta. Po lesie biegaliśmy dobrą godzinę, miałam wrażenie, że zaraz płuca wypluję ale nie dałam tego po sobie poznać. Nigdy nie dałabym Kurkowi tej satysfakcji.
Pod koniec trasy, kiedy byliśmy już naprawdę blisko domu Bartek rzucił hasło "kto pierwszy" i momentalnie przyspieszył. Nie miałam z nim szans ale zajęłam zaszczytne drugie miejsce. Najpierw wpadłam do kuchni po wodę a później od razu pod prysznic. Kiedy zeszłam na dół już czysta i pachnąca Bartek robił śniadanie.
-Głodna??
-Jak wilk. Dałeś mi niezły wycisk.
-Nieźle sobie poradziłaś. Na co masz ochotę?
-Kawior z jesiotra i czerwone wino.- spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.- Tosty?
-Nasz klient nasz pan!- zaczęliśmy się śmiać.
-Pomóc Ci?
-Możesz nastawić czajnik.
Po zjedzonym posiłku położyłam się w salonie na kanapie i włączyłam telewizor. Po kilku minutach dołączył do mnie Kurek. W telewizji właśnie leciał jakiś głupkowaty serial.
-Chodź.- wstał z kanapy, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
-Ale stój, gdzie mnie ciągniesz.
-Zobaczysz.
Wyszliśmy na korytarz, kazał mi ubrać buty i wyprowadził przed dom. Przebiegliśmy przez ulicę i mały park. Za parkiem było boisko do kosza. Kurek wcisnął mi do rąk piłkę do kosza.
-Co ja mam z tym zrobić?
-Rzucić do kosza.
-Ale ja nie gram w kosza.
-To zaczniesz.- zaczął suszyć zęby.- No rzucaj.
Zrobiłam jednego kozła piłką i rzuciłam ją w stronę kosza. Oczywiście nie trafiłam.
-Ale nie tak. Źle trzymasz piłkę, zobacz.- wziął ode mnie piłkę i bez większego problemu trafił do kosza.- Teraz Ty.-znowu rzuciłam.- Nie, nie nie. Nie tak!- stanął za mną, położył swoje dłonie na moich i wypchnął piłkę z moich dłoni. Piłka zatoczyła zgrabny łuk i wpadła do kosza.- O tak to się robi.
-Grasz w kosza?
-Grałem ale stwierdziłem, że z siatkówką sobie lepiej radzę.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę a później rozegraliśmy mały mecz na jeden kosz. Oczywiście przegrałam bo Kurek miał przewagę pod względem wzrostu i umiejętności.
-Cóż chyba musisz jeszcze trochę poćwiczyć.- nabijał się ze mnie kiedy wracaliśmy do domu.
-Na hali w siatkę skopałabym Ci tyłek.- nie pozostałam mu dłużna.
-O jaka pewna siebie. A przypomniało mi się, jutro masz trening.
-Że co?
-To co słyszysz.
-BAAAAARTUUUŚ!!- usłyszałam czyjś damski głos.

_________________________________________________________________________________


Cóż nie miałam za dużo czasu w tym tygodniu ale zdążyłam napisać ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Do przyszłego poczytania:

T.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz