środa, 26 grudnia 2012

Przyjaźń??

Następne tygodnie minęły szybko. Zajęta treningami i nauką nie miałam czasu myśleć o innych rzeczach. Z Bartkiem widywaliśmy się tylko rano na śniadaniu i w drodze do szkoły oraz wieczorami przy kolacji. 
Postanowiłam, że tydzień przed moimi urodzinami pojadę do domu. W piątek po treningu wróciłam do domu, zjadłam obiad i zaczęłam się pakować, do odjazdu pociągu miałam jeszcze 2h. Kiedy już kończyłam pakowanie się, do pokoju wszedł Bartek.
-Już wróciłeś z treningu?
-Tak.- młody Kurek wydawał mi się jakiś dziwny.
-Coś się stało? Mogę Ci jakoś pomóc?
-Nie, wszystko jest w porządku, po prostu gorszy dzień dzisiaj. Zanieść Ci torbę do samochodu?- właśnie zasuwałam zamek mojej torby podróżnej.
-Jak chcesz.- zeszliśmy na dół zahaczając o kuchnię. Pożegnałam się z panią Iwoną i małym Kubusiem. Wsiedliśmy z Bartkiem do samochodu. Po chwili przyszedł pan Adam. Ruszyliśmy na PKP.
Po kilku godzinnej podróży, z dworca odebrał mnie tata. Kiedy weszłam do domu przywitała mnie prawie cała moja rodzina. Rodzice postanowili mi zrobić przyjęcie niespodziankę nie przewidzieli tylko, że będę zmęczona po podróży bez jakiejkolwiek ochoty na imprezę rodzinną. Jednak kiedy z wszystkimi gośćmi się już przywitałam, grzecznie ich przeprosiłam i poszłam się trochę odświeżyć i przebrać. 
Goście zaczęli się zbierać około 20. Byłam tak zmęczona, że dosłownie zasypiałam na stojąco. Klapnęłam na sofę, od razu na kolana wskoczył mi mój kochany kotek. Zaraz do salonu weszli moi rodzice. Złożyli mi życzenia i dali prezent: telefon. Podziękowałam i czym prędzej poszłam do pokoju, mój organizm rozpaczliwie potrzebował snu.
Jednak nie dane mi było się wyspać w moim własnym domu bo już o godzinie 7:30 (!) w sobotę (!) obudził mnie dzwonek do drzwi. Niestety już wiedziałam, kto stoi za moimi drzwiami wejściowymi. Nie kto inny jak moja kochana Moniczka. 
-Ojejku!! Wyglądasz jak zombie, obudziłam Cię??
-Mnie? Nie! Skąd! Kto normalny śpi w sobotę o 7:30??
-Oj tam oj tam. Już nie histeryzuj, Ty to musisz wszystko wyolbrzymiać i robić z igły widły.- wyminęła mnie w drzwiach i rozsiadła się przy kuchennym stole, dopiero teraz zauważyłam wielkie pudło, które na nim leżało.
-Co to??
-Mój prezent dla Ciebie wariatko, otwórz!- lekko uchyliłam wieko. Moim oczom ukazały się jakieś tiule i falbanki.
-Mogę się zapytać cóż to u licha jest??
-Wyjmij i przymierz!
-Tylko mi nie mów, że to sukienka.
-Teraz już nie masz wymówki, żeby nie iść z Bartkiem na bal.- uśmiechnęła się przebiegle.
-Do reszty Cię pogięło?? Przecież on wcale mnie nie zaprosił na ten bal, tylko tak powiedział przy dziewczynie, która go zaprosiła żeby nie musiał z nią iść, bo za nią nie przepada, rozumiesz??
-Rozumiem jedno, że to Ty nic nie rozumiesz. Chłopak Cię zaprosił a Ty wymyślasz jakieś głupoty! Lilka ogarnij się wreszcie!!- jak zwykle zjechała mnie od góry do dołu i jak zwykle to ja jestem ta zła.- No a teraz przymierz!!! 
Kiedy zaczęłam się przebierać okazało się, że jednak w tej sukience nie wyglądam jak żółtodziób z ulicy sezamkowej. Była to prosta zwiewna sukienka do samej ziemi w kolorze butelkowej zieleni idealnie pasująca do moich zielonych oczu i lekko rudawych włosów. 
Kiedy weszłam do kuchni w tej sukni Monika klasnęła w ręce jak małe dziecko i krzyknęła "pięknie!".
-Moniś tylko, że jak on mnie nie zaprosi na ten bal to nie mam zamiaru na niego iść.
-Dobrze to będzie trzeba jeszcze jakieś buty Ci kupić, do tej sukienki.
-Czy Ty w ogóle słyszysz co ja do Ciebie mówię??  
-Słyszę, słyszę. Ale on Cię zaprosi, chociaż w zasadzie już to zrobił.
I gadaj z taką. Przecież ona nic nie rozumie! Już byłam naprawdę na nią zła, skąd miała taką pewność. Praktycznie wcale się nie znali a ona zachowywała się jak by go znała od dobrych kilku lat. Denerwowało mnie to. A już naprawdę byłam zła kiedy poprosiła mnie, żebym dała Barkowi jakąś małą paczuszkę. Ona go po prostu zarywała! Byłam totalnie zazdrosna! Moja najlepsza przyjaciółka chce poderwać chłopaka który mi się podoba i na dodatek ona o tym wie. Byłam wściekła ale nie dałam tego po sobie poznać. Pogadałyśmy jeszcze trochę i Monika powiedziała, że musi już iść. 
Weekend u rodziców zleciał bardzo szybko. Ani się obejrzałam a już byłam w drodze powrotnej do Nysy. 

_________________________________________________________________


Jak tam moje miśki kolorowe żyjecie (prawie) po świętach?? Ja czuję się jak superbohater ponieważ kolejny raz przeżyłam koniec świata!!! Jeeeee!! Cieszmy się wszyscy!! ;D 
A teraz sprawy organizacyjne: nie jestem pewna czy uda mi się wyrobić na środę z kolejnym wpisem ponieważ w piątek wyjeżdżam a wracam dopiero w środę i co najważniejsze nie biorę komputera. Więc będzie ciężko ale zrobię wszystko co w mojej mocy żeby nowy post pojawił się w środę, a jeżeli nie to proszę się na mnie nie gniewać :*
Szczęśliwego Nowego Roku i szampańskiej zabawy w sylwestra wam życzę!!! :* :* :*

Do przyszłego poczytania:


T.

środa, 19 grudnia 2012

Lost

-Więc co masz mi do powiedzenia?
-Nic??- zrobił niewinną minę.
-Tylko bez takich, co kombinujesz z Moniką?
-Przecież mówię, że nic.
-Uważasz, że jestem ślepa, głucha i upośledzona umysłowo??
-Nic takiego nie powiedziałem!
-Mów!
-Ale ja nie mam Ci nic do powiedzenia.- odwrócił się i wszedł do domu, pobiegłam za nim, tak szybko mi się nie wywinie.
-Co planujecie?
-Chryste! Czy Ty musisz być taka uparta??
-Dam Ci spokój jak mi powiesz co przede mną ukrywacie.
-Wiesz co znaczy "tajemnica"?
-Ha! Czyli jednak coś kombinujecie! Już jesteśmy o krok do przodu, więc skoro powiedziałeś A to teraz powiedz B.- ja uśmiechnęłam się triumfalnie a on przewrócił oczami.
-Wiesz, że jesteś strasznie upierdliwa?
-Nie powiesz mi??
-Wreszcie to do Ciebie dotarło.- stał z założonymi rękami i wyraźnie powstrzymywał się od śmiechu.
-Jesteś chamski! Chyba mam prawo wiedzieć??
Podszedł do mnie, przyłożył usta do mojego ucha i wyszeptał "nie". Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi ale dzielnie stałam przed nim i starałam się równo oddychać.
-Bartek, możesz mi przynieść wiśnie ze spiżarni?- akurat na korytarz wyszła pani Iwona.
-Jasne mamo.
Poszedł schodami w dół a ja na górę. Runęłam na swoje łóżko i próbowałam uspokoić palpitacje serca. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech... cholera nie pomaga. Idę na spacer. Zbiegłam schodami w dół, przy drzwiach wpadłam na pomysł żeby wziąć ze sobą mp3, ponownie wbiegłam na górę odszukałam odtwarzacz w mojej sportowej torbie i znów zbiegłam na dół. Na korytarzu natknęłam się na Kurasia.
-Gdzie idziesz?
Wyminęłam go bez słowa, otworzyłam drzwi i wyszłam. Chodziłam po całej Nysie i poznałam wiele nowych miejsc bo chociaż byłam już w tym mieście od 2 miesięcy to szkoła i treningi nie pozwalały mi "zwiedzać". Znałam tylko moją budę i halę treningową. 
Tak długo łaziłam po mieście, że zaczynało się już robić szaro a ja nie miałam pojęcia gdzie jestem i jak wrócić do domu. Starałam się nie panikować i spróbowałam wrócić tą drogą, którą przyszłam. Pomysł wydawał się dobry ale wykonanie trochę trudniejsze. Przeszłam przez park, doszłam do jakiejś ulicy i przeszłam na drugą stronę. Postanowiłam iść tą ulicą, później skręciłam kilka razy, robiło się coraz ciemniej i zimniej a ja byłam w jeansowych rybaczkach i koszulce z krótkim rękawem, domu Kurków dalej nie było widać. Powoli wpadałam w panikę, nie wiedziałam co robić, nie było żadnych ludzi, których mogłabym się zapytać o drogę więc siadłam na ławce, wydawało mi się to lepszym pomysłem niż krążenie po całym mieście poza tym byłam już zmęczona. Zrobiło się ciemno i zapaliły się uliczne latarnie. Było zimno, do tego stopnia, że zaczęłam się trząść. 
Starałam się uspokoić samą siebie, przecież ktoś mnie zacznie szukać, zobaczą, że mnie nie ma. Tylko lepiej, żeby szybciej to zauważyli. Głupia! Głupia! Głupia! Co mnie podkusiło, żeby iść na miasto?? Czy ja zawsze muszę mieć takie głupie pomysły? Błagam! Niech mnie ktoś znajdzie!
Nagle usłyszałam jak ktoś biegnie, przestraszyłam się nie na żarty. Powoli się odwróciłam i zobaczyłam kogoś wysokiego, nie mogłam zobaczyć kto to bo wciąż był poza strumieniem światła. 
-Tośka, do cholery! Co Ty tutaj robisz? Dlaczego nie wracasz do domu? Wszyscy Cię szukają!!
Jeszcze go nie widziałam ale bardzo wyraźnie usłyszałam głos Bartka. Zerwałam się z ławki i rzuciłam w jego ramiona. Złapał mnie i przytulił do siebie.
-Jesteś zmarznięta.
Zdjął z siebie bluzę i zarzucił mi ją na ramiona. Objął mnie ramieniem, zrobiło mi się cieplej. Powoli szliśmy w stronę domu (przynajmniej taką miałam nadzieję).
-Co Ci strzeliło do głowy? Dlaczego nie wracałaś do domu?
-Zgubiłam się.
Bartek pokręcił głową, mocniej mnie do siebie przytulił i już się nie odzywaliśmy aż do samego domu. Kiedy tam dotarliśmy światło paliło się we wszystkich pokojach, a w oknie w kuchni stała pani Iwona z małym Kubusiem na rękach. Kiedy nas zobaczyła widać było, że jej ulżyło. 
-Tosia gdzie Ty byłaś?
-Zgubiłam się, przepraszam za zamieszanie.
-Gdzie tata?- zapytał Bartek.
-Poszedł szukać Tosi.
-Zadzwonię do niego i powiem, że ją znalazłem. 
Poszłam na górę, wykąpałam się przebrałam w piżamę, założyłam szlafrok i zeszłam na dół. Jeszcze raz przeprosiłam wszystkich za zamieszanie, zjadłam kolację bo byłam strasznie głodna i poszłam spać.


_________________________________________________________________


Taaaak!! Pierwszy raz wyrobiłam się wcześniej z rozdziałem ;D 
Oglądaliście mecz Skra- Reprezentacja?? Bo ja obejrzałam i wyciągnęłam następujące wnioski:
1. Zatiego na atak.
2. Po nieudanej zagrywce powinno się serwować drugi raz (jak w tenisie).
3. Nowemu systemowi mówimy NIE! Tutaj mam uzasadnienie: mecz mi się strasznie dłużył i obejrzenie 8 setów graniczyło u mnie z nieziemską cierpliwością.
4. Kanapeczki i czekoladki w czasie meczu? Czemu nie tylko, żeby chłopakom się za bardzo nie przytyło :P
5. Trzeba robić mocniejsze stoliki, no przynajmniej takie żeby siatkarze nie zdołali ich staranować.
Z mojej strony było by tyle, a Wy jakie wyciągnęliście wnioski??

Chciałam wam życzyć wesołych, spokojnych i siatkarskich świąt!! Całuski dla wszystkich moich czytelników :* :* :*

Do przyszłego poczytania:


T.

środa, 12 grudnia 2012

Zdemaskowana

Pierwszy i drugi set poszły gładko po naszej myśli, do 19 i 21. Ale już na drugiej przerwie przegrywałyśmy 16: 7.  Moje ataki często omijały boisko i przyjęcie też było nienajlepsze. Pan Adam próbował nas zmotywować wszelkimi różnymi sposobami. Totalnie nam nie szło.
Wzrokiem odszukałam moich rodziców, Monikę i Bartka którzy siedzieli na trybunach. Wszyscy zobaczyli, że na nich patrzę, rodzice z moją kochaną przyjaciółką pokazali mi zaciśnięte kciuki a Bartek bezgłośnie powiedział "dasz radę, wierzę w Ciebie" udało mi się wyczytać z ruchu jego warg. To dało mi strasznego kopa. Wróciłyśmy z dziewczynami na boisko. Piłka znów leciała na naszą połowę po zagrywce. Odebrała Ewelina, wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia z Wiktorią, naszą rozgrywającą, szybka piłka do mnie i... boisko!
Później już było tylko lepiej Jowita zafundowała kilka asów, później kilka świetnych obron naszej libero i trzeci set był w naszym posiadaniu. Na dodatek niespodziewanie zostałam zawodnikiem meczu. Moje szczęście było nieopisane!
Kiedy już się przebrałam, wyszłam z szatni i skierowałam się na parking z tyłu hali. Tam już wszyscy na mnie czekali.
-Idzie nasza gwiazda.- cieszył się mój ojciec.
-Gratuluję!!- krzyknął Bartek. 
Rodzice i Monika mnie przytulili i pogratulowali. Bartka wolałam unikać ze względów bezpieczeństwa. Szybko wsiadłam do samochodu rodziców razem z Monią, drugim samochodem jechali Kurkowie. Ruszyliśmy do domu świętować.
Kiedy mały Kuba zasnął i na dół zeszła pani Kurek, rodzice zajęli się rozmową a my wyszliśmy na zewnątrz. Wieczór był jeszcze ciepły chociaż była już połowa września, słychać było świerszcze i od czasu do czasu przeleciał jakiś świetlik.
Siedliśmy na ławkach dookoła miejsca na ognisko. Świetnie nam się gadało, widać było, że Monika polubiła Bartka, gadała z nim jak ze starym znajomym. W sumie to nie było dziwne bo Monia miała zdolność do zjednywania sobie ludzi. Więc kiedy tamta dwójka gadała sobie w najlepsze ja mogłam porozmyślać. Przede wszystkim zastanawiałam się co słychać u dziewczyn, jak radzi sobie Aga jako nowy kapitan i co słychać u mojej paczki, która zawsze przychodziła na nasze mecze i już zaczęłam planować kiedy pojechać do domu kiedy nagle usłyszałam jak Bartek wspomina coś o balu i o tym, że nie chcę z nim iść, jednak najbardziej moją uwagę przykuła odpowiedź Moniki "nie martw się, już moja w tym głowa żeby z Tobą poszła".
-Przepraszam bardzo, czy coś mnie ominęło?- stwierdziłam, że jednak pora zacząć interweniować.
-Nie, nie wszystko jest w najlepszym porządku.- odpowiedziała mi Monika, która była zbyt wesoła.
Posiedzieliśmy tam jeszcze chwilkę a potem poszliśmy do swoich pokoi. 
-Lilka!! Dlaczego to robisz?- zapytała mnie Monika, już wykąpana i gotowa do spania.
-Ale co??- zgasiłam światło i położyłam się w łóżku.
-Nie chcesz iść z Bartkiem na bal.
-Bo ja nie chodzę na bale, poza tym wyobrażasz sobie mnie w jakiejś balowej sukni i szpileczkach?? Przy moim wzroście?
-Akurat wzrost tutaj nie gra roli możesz założyć piętnastki i dalej będziesz niższa od Bartka.- no tak przy Bartku wzrost to nie był wystarczający argument.-On naprawdę chce z Tobą iść.
-Nie mam sukienki.- gorączkowo szukałam jakiejś wymówki.
-To też nie jest problem, dużo jest sklepów w okolicy.
-Monika zlituj się, ja naprawdę nie przepadam za takimi imprezami.
-Dam Ci spokój jeżeli odpowiesz mi na jedno pytanie.
-No słucham.- z doświadczenia wiedziałam, że na jednym pytaniu się nie skończy, a zwłaszcza jak ona sobie coś postanowiła to tak musiało być i nie było mowy o jakimkolwiek kompromisie.
-Nie chcesz iść na ten bal bo trzeba założyć sukienkę czy dlatego, że miałabyś tam iść z Bartkiem?
-Dlatego, że trzeba założyć sukienkę.- chlapnęłam bez zastanowienia.
-Czyli lubisz Bartka tak?- drążyła temat.
-Lubię i co z tego?
-Jak bardzo lubisz?- zaczęły mnie te pytania irytować więc popełniłam błąd życia i powiedziałam:
-Nie Twój interes!
-Ha! On Ci się podoba! Kurek Ci się podoba! Wiedziałam!! Wiedziałam!!- zaczęła się wydzierać wniebogłosy. 
-Monia zamknij mordę! Kubuś śpi! 
-Jasne Kubuś, naprzeciwko Bartuś śpi a może nie śpi i mógłby to przez przypadek usłyszeć.- to moje wredne ale jakże kochane dziewuszysko dalej się ze mnie nabijało.
-Monia śpij już.- ucięłam temat wielce obrażona o to, że mnie zdemaskowała.
Następnego dnia po południu moi rodzice z Monią musieli wracać do domu. Od samego rana widziałam jak Bartek spiskuje z Moniką, miałam zamiar wypytać później o wszystko Bartka bo przecież Monika by mi nie powiedziała "dla mojego dobra" jak to ona zawsze mówiła. 
Pożegnałam się najpierw z moją kochaną mamusią później z faderkiem a na końcu przyszedł czas na Monikę. 
-Mam nadzieję, że przyjedziesz do nas niedługo?
-Pewnie tak.
-Tylko tak przed Twoimi urodzinami, mam nadzieję.- wtedy coś mi zaczęło śmierdzieć, ooo już ja wezmę Bartka w obroty.
-Nie wiem, zobaczę jeszcze.- nie chciałam składać żadnych obietnic bo Monika była bardzo pamiętliwą osobą.- Trzymaj się kochana.
-Ty też się nie puszczaj.- puściła oczko do Bartka, pewnie myślała, że tego nie widzę, wsiedli do samochodu i pojechali.
Kiedy samochód opuścił podjazd, odwróciłam się na pięcie i groźnie spojrzałam na Bartka.
-Bartek!?

_________________________________________________________________


I znowu ledwie się wyrobiłam z tym rozdziałem, ale grunt, że jest! 
Dzisiaj mam totalnie pechowy dzień: popsuł mi się telefon, pomieszały mi się godziny i poszłam za wcześnie na ćwiczenia, po prostu masakraaaa :/
U Was lepiej? Mam nadzieję ;)

Do przyszłego poczytania:

T.

środa, 5 grudnia 2012

Mieszane uczucia...

Dwa dni przed naszym pierwszym meczem ogłoszono w szkole bal. Obowiązywały długie suknie i garnitury. To wielkie wydarzenie miało się odbyć 21 października czyli w dzień moich urodzin. Nie zaprzątałam sobie tym głowy ponieważ nie miałam zamiaru tam iść a poza tym już niedługo miał być mój wielki debiut na boisku. Trener wystawił mnie w podstawowym składzie, byłam bardzo szczęśliwa.
Tego samego dnia kiedy czekaliśmy z Bartkiem i Michałem na Wojtka przed szkołą podeszła do nas Paula.
-Hejka wszystkim- mi się momentalnie podniosło ciśnienie a chłopaki coś tam jej odbąknęli.- Bartuś, mam sprawę do Ciebie.
-Słucham?- odniosłam wrażenie, że Paula chciała porozmawiać na osobności ale Bartek ani drgnął więc przeszła do sedna sprawy.
-Nie poszedłbyś ze mną na bal?
-Bardzo mi przykro ale już się z kimś umówiłem.
-Ojjjj to szkoda, a z kim jeśli mogę wiedzieć.
-Idę z Tośką, prawda?- pytanie było skierowane do mnie jednak zanim odpowiedziałam spiorunowałam go wzrokiem.
-Tak, idziemy razem.- posłałam triumfujące spojrzenie Pauli.
Tenisistka była tak zła, że nawet się nie pożegnała tylko odwróciła się na pięcie i odeszła.
-Kurek! Ostatni raz ratuję Ci dupę.
-Dzięki wielkie ale teraz nie mamy wyjścia musimy iść razem na bal.
-O nie, nie, nie. Nie wybieram się na żaden bal.
-To co ja mam powiedzieć Pauli?
-Najlepiej nic a jak już Cię zapyta to możesz powiedzieć, że miałam pilny wyjazd do domu. Poza tym do balu jest jeszcze ponad miesiąc, coś wymyślisz. Albo zaproś jakąś inną dziewczynę.- mówiąc to cichy głosik w mojej głowie krzyczał "nie zapraszaj nikogo, przekonaj mnie, żebym poszła z Tobą!"
W piątek, 16 września po południu szykowałam się na trening a wieczorem mieli przyjechać moi rodzice z Moniką i zostać na jutrzejszy mecz. Byłam bardzo podekscytowana bo to był pierwszy raz kiedy rodzice mieli zobaczyć jak gram.
Nagle do mojego pokoju wpadł Bartek.
-Gołaś nie żyje.
-Co? Co Ty w ogóle mówisz?
-W wiadomościach właśnie mówili.
-Ale jak to?
-Miał wypadek samochodowy, jechał z żoną. Ona przeżyła, on nie.
Usiadłam na łóżku. Nie mogłam zrozumieć dlaczego tak młody i zdolny człowiek musiał zginąć. To było niewyobrażalne. Bartek chyba bił się z podobnymi myślami bo też usiadł na moim łóżku i zapatrzył się w przestrzeń. Chociaż byłam zszokowana to mój organizm zarejestrował że moje ramię dotyka ramienia Bartka. Nie mogłam się skupić, więc wstałam i podeszłam do szafy. Wrzuciłam do mojej torby jeszcze ochraniacze, zamknęłam drzwi szafy i oparłam się o nie.
Drzwi mojego pokoju ponownie się otworzyły i do pokoju wszedł pan Adam.
-Słyszeliście już?- pokiwaliśmy z Bartkiem głowami.- Gotowa? To jedziemy na halę.
Trening rozpoczęłyśmy minutą ciszy żeby uczcić pamięć Arkadiusza. Wszystkie bardzo się mobilizowałyśmy i starałyśmy się z całych sił. Bez spięć i niepotrzebnych krzyków przebiegał trening. Każdy był skupiony i chciał jak najlepiej wykonać swoją pracę. 
Kiedy po treningu zajechaliśmy pod dom, na podjeździe stał już samochód moich rodziców.
Weszłam do domu, położyłam swoją torbę w korytarzu i od razu coś się na mnie rzuciło, a usłyszałam coś na wzór syreny strażackiej ale to na szczęście była tylko moja Monia, która piszczała z radości.
-Lilkaaaaaa! Boże! Kiedy ja Cię widziałam!!- zaczęła mnie dusić.
-Yyy Monia ja też się cieszę ale błagam nie duś mnie.- udało mi się wykrztusić kilka słów.
-To co u Ciebie słychać? Tak strasznie się za Tobą stęskniłam, a właśnie gdzie jest ten Bartek, bo braciszka ma przeuroczego.- spojrzałam na zegarek, no tak Bartek był na treningu.
-Wszystko Ci opowiem tylko daj mi się najpierw przywitać z rodzicami, ok?- wyswobodziłam się z jej uścisku i weszłam do salonu. Mama od razu do mnie podeszła i mocno mnie uścisnęła. Usłyszałam jej szept w moim uchu
-Tęskniłam.
-Ja też mamo. 
Kiedy już z mamą się przywitałam podszedł do mnie ojciec, też mnie przytulił i wyglądał na szczęśliwego. Wiedziałam ile kosztowała ich zgoda na moje przejście do Nysy, a mimo to byli szczęśliwi i dumni (?), być może tak mi się tylko wydawało. 
Usłyszeliśmy zamykane drzwi wejściowe, po kilku sekundach do salonu wszedł Bartek. Monika od razu zaczęła mnie szturchać, nie wytrzymałam.
-Co!?
-To jest Bartek?- popatrzyłam na nią z politowaniem, odpowiedź była oczywista. Monika tylko wywróciła oczami co miało znaczyć mniej więcej "niezłe z niego ciacho, ja Ciebie wcale nie rozumiem", wolałam zostawić to bez komentarza.
Do późnego wieczora siedzieliśmy wszyscy w salonie rozmawialiśmy, jedliśmy i śmialiśmy się. Jednak kiedy dochodziła 23 pan Adam wygonił mnie do łóżka z racji tego, że mecz miał się rozpocząć o 11 to już o 9:30 powinniśmy się stawić na hali. 
Monika spała razem ze mną, więc zanim obgadałyśmy te najważniejsze sprawy, minęła 2, no ładnie.
Budzik zadzwonił o 8 ale to nie on mnie obudził tylko krzyk Moniki:
-Wyłącz tooooo!- cóż on miała zdecydowanie lżejszy sen niż ja.
Zaczęłam szukać ręką z półprzymkniętymi powiekami budzika, kiedy w końcu udało mi się go znaleźć obie byłyśmy już rozbudzone. Poszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam, wyczesałam włosy w kitkę a grzywkę podpięłam wsuwkami, sprawdziłam czy wszystkie potrzebne rzeczy mam w torbie i poczekałam aż Monika wyjdzie z łazienki. Razem zeszłyśmy na śniadanie. Zjadłyśmy tosty, popiłyśmy pomarańczowym sokiem. 
Zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma sensu aby moi rodzice Bartek i Monika (mama Bartka nie jechała na mecz ponieważ ktoś musiał zostać z Kubusiem) jechali tak wcześnie, oni mięli dojechać później. 
Dotarliśmy na halę, szybko się przebrałam i dołączyłam do dziewczyn które już się rozgrzewały. 
Usłyszałyśmy gwizdek sędziego, mecz miał się zacząć. Spiker wywoływał nasze nazwiska nagle usłyszałam "...Jarecka..." poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Rozejrzałam się po trybunach i zobaczyłam pierwszy raz moich rodziców na meczu, to dodało mi pewności siebie.
Gwizdek. Mecz rozpoczęty. Pierwsza piłka w górze. "Niech się dzieje wola nieba..."


_________________________________________________________________


Ojej! Dzisiaj na szybkiego musiałam kończyć ten rozdział. Totalnie nie mam czasu, na dodatek mam jakieś problemy z internetem, normalnie wszystko przeciwko mnie! :/ 
Mam nadzieję, że u was jest zdecydowanie lepiej z gospodarowaniem czasu ;)

Do przyszłego poczytania:

T.