Wielkimi krokami zbliżał się koniec wakacji a tym samym wyjazd Bartka. Specjalnie przyjechałam do Nysy kilka dni wcześniej chcąc jeszcze z nim porozmawiać. W wieczór poprzedzający wyjazd Bartka siedzieliśmy na tarasie. Patrzyliśmy w gwiazdy prawie się do siebie nie odzywając. Bałam się jutrzejszego dnia, nie lubiłam się żegnać, a zwłaszcza nie chciałam się żegnać z Bartkiem. Nie chciałam nawet myśleć jak długo nie będziemy się widzieć. Przez te wakacje byliśmy niemal nierozłączni, wszystko robiliśmy razem często się kłóciliśmy ale to raczej takie przekomarzanie było a ja miałam przeczucie że niedługo nadejdzie prawdziwa burza i się nie myliłam.
Całą noc przewracałam się z boku na bok, wiedziałam że jak jutro się będę z nim żegnać to będę płakać. I wtedy wpadł mi do głowy genialny pomysł: przecież jak się z nim nie pożegnam to tak jakby on nie wyjeżdżał na długo tylko tak na chwilę i będę mogła żyć ze świadomością, że on niedługo wróci. Ta myśl tak mnie podniosła na duchu, że zasnęłam od razu.
Obudziłam się o 7:30, Bartek miał być o 10 w Kędzierzynie więc pewnie wyjechałby chwilę przed 9, miałam sporo czasu. Wzięłam kosmetyczkę i rzeczy do przebrania, w drodze do łazienki zajrzałam do pokoju Bartka, spał jak suseł. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w top i spodnie dresowe, jeszcze raz zajrzałam do pokoju Bartka zabrałam mu bluzę, weszłam do swojego pokoju wzięłam telefon i mp3. Szybko zbiegła na dół, jeszcze będąc na schodach usłyszałam budzik Bartka. Kiedy wychodziłam z domu była 8:15. Poszłam biegać. Wzięcie Jego bluzy było błędem, cały czas towarzyszył mi zapach perfum Bartka pomieszany z miętowym aromatem gum do żucia. Było mi naprawdę smutno i próbowałam pokonać samą siebie. Biegałam ponad godzinę bez chwili wytchnienia, moje nogi mnie znienawidziły.
Weszłam pół żywa do kuchni, spojrzałam na zegarek 9:25.
-Tosia?
-Tak?
-Gdzie Ty byłaś?- zapytała pani Iwonka wchodząc do kuchni.
-Biegałam.
-Nie zdążyłaś się pożegnać z Bartkiem.
-To już pojechał?- udawałam zdziwioną. Pani Iwona kiwnęła głową.
Spojrzałam na wyświetlacz, zero nieodebranych połączeń, zero wiadomości, "pewnie jedzie samochodem" zaświtało mi w głowie. Zadzwoni jak dojedzie, próbowałam uspokoić samą siebie ale trochę mnie zaniepokoiło dlaczego nie zadzwonił zanim wyjechał z Nysy. Pozostało mi czekać. Poszłam pod prysznic, bo wszystko się do mnie kleiło. Ubrania wrzuciłam do brudnych rzeczy. Po kąpieli rzuciłam się na łóżko i wzięłam telefon, dalej nic. Była 10:06. Zeszłam na dół.
-Bartek dzwonił?- zapytałam pana Adama który oglądał wiadomości w telewizji.
-Tak, jakieś 15 minut temu, że dojechał.- do mnie nie zadzwonił, "Tośka nie panikuj, zadzwoni na pewno zadzwoni".
Mijały godziny a on dalej nie dzwonił. 16:37 usłyszałam jak na górze dzwoni mój telefon, pognałam ile miałam sił w nogach "wiedziałam, że zadzwoni!". Chwyciłam telefon nie patrząc nawet na wyświetlacz i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Czerwona herbata!- usłyszałam w słuchawce zanim zdążyłam się odezwać.
-Co?
-Czerwona herbata!- powtórzyła Monika już lekko zirytowana.
-Ale co czerwona herbata?
-Pomaga w odchudzaniu.
-Ahaaaa...
-Bartek pojechał?
-Pojechał.
-Jak zniosłaś pożegnanie?
-Nie zniosłam, nie pożegnała się z nim.
-Powtórz bo chyba do mnie nie dotarło.
-Poszłam biegać a on w tym czasie pojechał.
-Kurwa mać!!! Matematykę umiesz a taka głupia jesteś!! Zadzwoń do niego.- wydzierała się Monika.
-Nie.
-Zaraz tam przyjadę i tak Ci nakopię do dupy, że się nie pozbierasz! Dzwoń!- rozłączyła się.
Z mocno bijącym sercem znalazłam w moim spisie kontaktów "Kurek", nacisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał, drugi, piąty, dziesiąty. Nie odbierał. Siadłam na brzegu łóżka, poprzewracałam w rękach kilka razy telefon i spróbowałam jeszcze raz. Znowu nie odebrał. Zeszłam na dół, wzięłam telefon domowy, wybrałam numer telefonu Bartka. Już po trzech sygnałach usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Halo?
-Bartek?- po drugiej stronie zapadła grobowa cisza.- Przepraszam.
-Dlaczego?- usłyszałam żal w jego głosie i niezrozumienie.
-Nie chciałam się z Tobą żegnać bo nie chciałam żebyś wyjechał.
-I tak wyjechałem w niczym to nie pomogło.
-Wiem, przepraszam.
-Więcej tak nie rób albo chociaż powiedz mi co czujesz bo nie jestem duchem świętym i nie wiem wszystkiego. Dotarło?- kiwnęłam głową po czym uświadomiłam sobie, że przez telefon raczej tego nie widać.
-Tak, jasne. Gniewasz się na mnie?
-Tak, jestem zły na Ciebie bo zachowałaś się jak dziecko. A teraz muszę kończyć. Cześć.
-Cześć.- odpowiedziałam ale On już się rozłączył.
_________________________________________________________________
W tej części pomagała mi moja najlepsza przyjaciółka M. Po wielu dyskusjach i wielokrotnej zmianie scenariusza (wynikało to z mojego niezdecydowania) M skomentowała: "a idź pan w chuj" :D Dzięki M. :*
Ze świata siatkówki: Skra ma piąte miejsce, wolała bym ich widzieć walczących o dwa pierwsze miejsca ale patrząc na ten ostatni sezon to dobrze, że nie są niżej. Po 1 między Zaksą i Sovią między Delectą i Jastrzębiem sytuacja wygląda tak samo. Trzymamy kciuki za Zaksę i Jastrzębie!! :D
Od dwóch dni kiepsko się czuję ale już wracam do świata żywych. Pewna osoba mnie dzisiaj zdemotywowała która wcale mnie nie zna; powiedziała do mnie "... szybkiego powrotu do zdrowia..." od razu pognałam do łazienki żeby sprawdzić czy faktycznie wyglądam aż tak źle...
Ten tydzień zdecydowanie dla mnie nie należał do najlepszych, mam nadzieję że Wasz był zdecydowanie lepszy ;)
Do przyszłego poczytania:
T.
Świetny rozdział juz nie mogę sie doczekać kolejnego :) pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń