środa, 3 kwietnia 2013

Nic! Zero! Nul!

-Nie, proszę Cię, idź stąd, zostaw mnie, zostaw- naciągnęłam kołdrę na głowę chowając się przed Bartkiem, który nieudolnie próbował ściągnąć mnie z łóżka. Lekko się zdziwiłam kiedy wyszedł z mojego pokoju ale nie zamierzałam się dłużej nad tym zastanawiać tylko delektować jeszcze chwilą spokoju. Kiedy już prawie ponownie zasnęłam poczułam coś baaaardzo zimnego i mokrego na mojej twarzy.
-KUREK!! CZYŚ TY OCIPIAŁ!?- szybko siadłam na łóżku, bo ten debil, inaczej się go nie da nazwać bez skrupułów wylał na mnie wiaderko zimnej, ba!, lodowatej wody.
-Zbieraj się, jedziemy do Kędzierzyna.
-Sam sobie jedź.- odparłam obrażona i przesunęłam się na drugi koniec łóżka, który nie był mokry.
-Ale sam sobie nie poradzę z tym wsz...
-A gówno mnie to obchodzi.- leżałam naburmuszona z głową pod kołdrą.
-Tosieńko.
Cisza.
-Bardzo ładnie Cię proszę.
Dalej cisza.
-Długo będziesz się na mnie gniewać?
-Do końca życia.- powoli ściągnął kołdrę z mojej twarzy.
-A jak Cię ładnie przeproszę?- leżał na brzuchu opierając brodę na mojej klatce piersiowej. Zepchnęłam go bez słowa i poszłam do łazienki. 

Całą drogę do Kędzierzyna pokonaliśmy w milczeniu. Dopiero kiedy zajechaliśmy pod blok trochę mi przeszło. 
-Najpierw zostawmy te wszystkie rzeczy w samochodzie, zejdziemy po nie dopiero jak ogarniemy mieszkanie. 
Z samochodu wzięliśmy tylko środki czystości. Weszliśmy do mieszkanie i wzięliśmy się do pracy. Bartek łazienka, ja kuchnia później ja pokój, Bartek korytarzyk, który nawiasem mówiąc był naprawdę malutki. Wynieśliśmy chyba z 10 worków śmieci i mnóstwo rzeczy po poprzednich lokatorach. Nawet choinka się znalazła. Kiedy skończyliśmy sprzątać było już po 14, a przed nami jeszcze kilka rundek na 6 piętro i z powrotem. W końcu trzeba było wnieść te wszystkie rupiecie. Starałam się nie narzekać ale byłam głodna jak wilk, a przed nami jeszcze tyle pracy. 
-Bartek??- klapnęłam na łóżko.
-Hmm?
-Jestem głodna i zmęczona.- usiadł koło mnie.
-To jedziemy do Maka.- złapał mnie za ręce i pociągnął. Oczywiście przekornie nie wstałam, wtedy złapał mnie za nogi, przytrzymałam się oparcia łóżka.- Nie chcesz jeść? 
-Chcę.
-To chodź.- posłusznie wyciągnęłam do niego rękę, ale zanim on zdążył pociągnąć zrobiłam to pierwsza, gdyby nie podparł się ręką upadłby prosto na mnie. Podniosłam się na łokciu tak, że nasze twarze dzieliły milimetry a nogi owinęłam w  pasie Bartka.
-Czyli się już nie gniewasz?
-Zastanowię się.
-To ja Cię przekonam.- poczułam jego ciepły oddech a później ciężar jego ust na moich, charakterystyczny dla Bartka miętowy zapach dotarł do mojego nosa. Kurek zawsze pachniał miętówkami. Odsunęłam się od niego dopiero wtedy kiedy potrzebowałam powietrza.- Przekonana?
-Noooooo powiedzmy- posłałam mu łobuzerski uśmiech i szybko wywinęłam się z jego objęć.- To jedziemy na to szamanko?
Kiedy już najedzeni wychodziliśmy z Macdonalda zobaczyłam Łukasza Żygadłę. 
-AUUUAAAA!!!- krzyknął Bartek kiedy z całej siły szturchnęłam go w żebra.
-Sorry, patrz!
-Gdzie?
-No tam, na parkingu, widzisz??
-Ale co mam widzieć?
-Żygadło.
-No widzę. AUUUUAAA! Co znowu!?- zapytał zirytowany bo znowu dostał w żebra. 
-Pilarz.
-Mhmm, wiem. Będę grał z nimi w zespole.- odparł Kurek rozcierając obolałe żebro.
-I nic mi nie powiedziałeś?? Nic! Zero! Nul! Ani słowa!- patrzył na mnie jak bym postradała rozum.- No co się tak patrzysz?
-Na pewno się dobrze czujesz? Może ten twistter Ci zaszkodził.
-Znowu chcesz się kłócić??- Bartek podniósł obydwie ręce w geście poddańczym.
-Chodź jedziemy, mamy jeszcze trochę roboty.- z ociąganiem wsiadłam do samochodu, wcale mi się nie spieszyło z powrotem do pracy. 
Kiedy na zegarze wybiła 18 mogliśmy podziwiać efekty swojej pracy. Wszystko było zgrabnie poukładane na półkach, ubrania równo ułożone w szafie i mieszkanie nadawało się do zamieszkania. 
-Nie mam telewizora. 
-Po co Ci telewizor? Masz laptopa i internet, po co Ci telewizor?? 
-Żeby mieć.- z nim to jak z dzieckiem. Ale zaczęłam myśleć skąd wykombinować dla niego telewizor.- Co tak stoisz? 
-Myślę.
-Ale ja serio pytałem a Tobie na żarty się zebrało.
-To sobie sam telewizor załatwiaj!
-To taki niewinny żarcik.
-Wcale nie zabawny.
-Tu bym polemizował. Dobra już koniec. Więc, masz jakiś pomysł skąd go wziąć?
-Mam ale musimy jechać do mnie do domu.
-Do Sandomierza? Ale dzisiaj?
-Chce Ci się jechać 400 km? to jakieś 5 i pół godziny. 
-Trochę bym depnął, bylibyśmy w 4.
-Jest 18:15.
-Dobra załatwimy to jutro.
-To jedziemy do domu.
-Nie chce mi się.- spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-To gdzie zamierzasz spać?
-Tutaj!- rzucił się na łóżko.
-A ja?
-Tutaj.- wskazał podłogę. 
-Słucham?? Ja tu sprzątam, układam Twoje rzeczy, pomagam Ci a Ty mi się tak odwdzięczasz??
-Ojj no żartowałem.- podszedł do mnie i mnie przytulił.
-No to zbieraj się, jedziemy do Nysy.
Wziął kurtkę, zamknął drzwi, otoczył mnie ramieniem, wsiedliśmy do windy później wyszliśmy z bloku, poszliśmy na parking, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę zachodzącego słońca.

_________________________________________________________________

GDZIE JEST WIOSNA!?
Witam Was kochani bardzo serdecznie, przepraszam że zaczęłam od takich słów ale już mnie dobija ta pogoda. Budzę się rano i co!? I śnieg pada!!! ŚNIEG!! Kurde w kwietniu!! 
No dobrze już się powkurzałam i mogę przejść do rzeczy :D
Jak Wam minęły święta?? Dla mnie były zdecydowanie za krótkie, ale za to jakie pyszne!! :P
W każdym razie życzę Wam miłego czytania! 
Pozdrawiam :*

Do przyszłego poczytania:

T.


2 komentarze:

  1. Przepraszam ale wczesnie nie miałam kiedy przeczytać i skomentować. Mam strasznie duzo obowiązków na uczelni, tak wię nie zawsze będę miała czas żeby skomentować, ale będę czytała na pewno. Rozdział świetny i czekam na kolejny rozdział. pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń