wtorek, 24 grudnia 2013

Herbata już wystygła

Obudziłam się w środku nocy i zaczęłam ryczeć. Chyba do mnie dotarło co się stało, w dzień moja świadomość wyparła ten przykry fakt. Teraz w obliczu nocy wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Kiedy zauważyłam, że na korytarzu zapala się światło nabrałam głęboko powietrza, żeby nie wydać żadnego dźwięku. Mimo to drzwi mojego pokoju się otworzyły i zabłysło światło. Zmrużyłam oczy. 
-Tosia, błagam nie płacz.- podszedł do mojego łóżka i usiadł na nim, zrobiłam to samo.- Nie jest tego wart.- przesunęłam się do Łukasza i wtuliłam w jego umięśniony tors.- Obiję mu mordę albo połamię ręce i nogi, tylko nie płacz.- objął mnie rękami kontynuując swój wywód. 
-Nie możesz mu nic połamać, jest siatkarzem. Ręce i nogi się mu jeszcze przydadzą. 
-To obetnę mu to i owo, do siatkówki to nie jest potrzebne.- kąciki moich ust lekko się podniosły. 
-Czemu właściwie nie śpisz?- uzmysłowiłam sobie, że dochodzi 1 pierwsza w nocy. 
-Nie chciałaś oglądać, ze mną filmu to sam obejrzałem. Ale idź już spać i przestań beczeć!

Następnego dnia obudził mnie ciekawy zapach wydobywający się z kuchni. 
-O wstałaś już?- spojrzałam na zegarek, była 10:29.
-Tak. Co Ty właściwie robisz?
-Obiad nie widać?
-Ale Ty robisz obiad?
-Co taka zdziwiona?
-Bartek totalnie nie umiał gotować. 
-Nie rozmawiajmy o nim. Pomożesz mi trochę?
-Jasne tylko poczekaj 5 minut to się przebiorę.- wyszłam z kuchni, po chwili stałam z powrotem koło Łukasza podciągając rękawy koszulki. 
Obiad, powiem nieskromnie, wyszedł nam pyszny. Łukasz uwielbiał włoską kuchnie. Gadaliśmy o głupotach i śmialiśmy się wniebogłosy, dopóki ktoś nie zadzwonił do drzwi. Łukasz poszedł otworzyć a ja kończyłam jeść mój obiad w salonie.
-Co tak ładnie pachnie? Ale jestem głodny!- prawie rzuciłam talerz na ławę i pobiegłam do przedpokoju od razu wskakując Igle w ramiona. 
-Igła co Ty tu robisz? 
-Przyjechałem Cię pocieszyć i poturbować Kurka...
-To samo jej wczoraj mówiłem, należy mu się porządny łomot.- wtrącił swoje trzy grosze Kadziu.
-...ale widzę, że trzymasz się nie najgorzej.- dokończył przerwane zdanie Igła. 
-Łukasz zrobił mi obiad i trochę odżyłam. 
-Znajdzie się jeszcze coś dla mnie?- zrobił oczy kota ze Shreeka, wyswobodziłam się z uścisku Igły i poszłam podgrzać na patelni to co zostało.- Dziękuję, zabieram Cię do nas.- zakomunikował mi Igła.

Kiedy zajechaliśmy pod dom Ignaczaków był już wieczór. Od razu z domu wyszła Iwonka i mocno mnie uściskała.
-Tosia, jak dobrze Cię znowu widzieć, wchodź. Głodna jesteś?
-Ja jestem!- krzyknął Krzysiu wnosząc do domu moją walizkę. Roześmiałyśmy się i poszłyśmy do kuchni.
U Ignaczaków zawsze było czuć tą radosną, rodzinną atmosferę. Dzieciaki przed telewizorem oglądały bajki, gdzieś z daleka było słychać pracującą pralkę, w kuchni grało radio a ekspres cichutko szumiał parząc przepyszną kawę. Prawdziwie sielankowy obrazek. Najchętniej zaszyła bym się tam na całą resztę życia. 
Iwona odgrzewała obiad Krzyśkowi, chciała też mi wcisnąć ale powiedziałam, że jadłam u Łukasza, przemilczałam fakt, że Krzysiek też. Dzieciaki na kolację chciały tosty, więc zadeklarowałam się, że mogę im zrobić. 

Miejsce do rozmyślać znalazłam na tarasie, było zimno ale ciepły koc i gorący kubek w dłoniach pozwalały mi nie zamarznąć. 
-Już jest zimna.
-Hmmm co?- nawet nie usłyszałam jak Krzysiu usiadł na krześle koło mnie. 
-Herbata, już wystygła. 
-Aaaa.- byłam tak pochłonięta swoimi myślami, że na to również nie zwróciłam uwagi. Odstawiłam zimny kubek na stolik. 
-Trzymaj.- wcisnął mi do ręki swój. 
-A Ty?
-A ja sobie zaraz przyniosę.- wyszedł lecz po kilku minutach wrócił z kolejnym kubkiem i jeszcze jednym kocem.- Chodź siądziemy na huśtawce.- otuliliśmy się szczelnie kocami i przez chwilę patrzyliśmy bez słowa w niebo. 
-Powiesz wreszcie co się dokładnie wydarzyło?
-Chciałam mu zrobić niespodziankę, z resztą opowiadałam Ci, że nie chcę tutaj przyjeżdżać. Artur namówił mnie, żebym jednak wsiadła w samolot i odwiedziła Bartka. Tak zrobiłam. Tylko chyba najpierw powinnam Go uprzedzić żeby jego kochanka, nowa dziewczyna?, nie wiem jak ją nazwać, zdążyła się wynieść od niego z mieszkania. 
-Ale mówimy o tym samym Bartoszu Kurku? Szatynie o niebieskich oczach i 205 cm wzrostu?
-Igła proszę Cię, On nie jest i nigdy nie był święty. Nikt nie jest. 
-Nie wierzę.- w końcu stwierdził popularny Igła wygodniej opierając się o oparcie huśtawki.- To do niego nie podobne, nie wierzę. 
-A kto mógł być jeszcze w jego mieszkaniu?- Krzysiek nawet nie musiał odpowiadać, odpowiedź była oczywista.
-I co teraz zrobisz?
-Wrócę do Stanów, dokończę ten sezon, został mi tam jeszcze rok później pewnie wrócę do Polski, może skończę jakieś studia tutaj. Coś się wymyśli. 
-Ale jak będziesz czegoś potrzebować to wiesz, że masz nas?
-Dzięki Krzysiu, szczęściara z tej Iwonki, że ma Ciebie.- mocno się do niego przytuliłam.
"Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie", święta prawda.


__________________________________________________________________



Tak jak obiecałam, wrzucam Wam nowy post przed świętami!! :D

Teraz ze spokojnym sumieniem, życzę Wam wesołych, spokojnych, zdrowych i spędzonych w rodzinnym gronie świąt Bożego Narodzenia. 

Trzymajcie się cieplutko!

Do przyszłego poczytania:

T.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział.Czekam na kolejny :)
    Tobie takę życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku :)
    Pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze dopiero nadrobiłam zaległości bo niestety wcześniej nie miałam czasu i takiego rozwoju wydarzeń się nie spodziewałam :/ nie pomyślałabym że Bartek zdradzi Tośkę, kurcze nie dobrze :( ale to prawda "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" Kadziu i Igła zachowali się świetnie :) czekam na kolejny rozdział :) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń