niedziela, 5 stycznia 2014

Dr. House

Na święta wróciłam do domu, jednak największą niespodzianką był dla mnie Michał, którego spotkałam u Moniki wpadając do niej jak zwykle na ploteczki. Byli razem, pasowali do siebie. 

Dokończyłam pierwszy sezon w USA z całkiem niezłym wynikiem, 1 miejsce w stanie i 5 w kraju, udało nam się przebić wynik z poprzedniego roku. Na wakacje nie wróciłam do Polski, znalazłam sobie dorywczą pracę i pracowałam w barze mlecznym, a dzięki stypendium sportowemu i naukowemu mogłam wynająć sobie małe mieszkanie z koleżanką, która też była polką. Dogadywałyśmy się nie najgorzej ale do zostania przyjaciółkami trochę nam jeszcze brakowało. 
Klucze do mieszkania Bartka zostawiłam Igle, który zgodził się odebrać moje rzeczy z Jego mieszkania i zwrócić klucze. Bartek początkowo próbował się ze mną skontaktować ale nie odbierałam telefonów. Kadziu później mi mówił, że nawet chciał do mnie jechać ale sezon mu na to nie pozwolił. Nie pomyliłam się, dalej dla niego ważniejsza była siatkówka, nigdy bym jej nie przebiła. Smutne było tylko to, że zmarnowałam tyle lat i nerwów na związek z Bartkiem, ale nie żałowałam żadnej z decyzji którą podjęłam, teraz z perspektywy czasu to doceniam. 

W grudniu znów mogłam przyjechać do Polski na 3 tygodnie, oczywiście w okresie świątecznym. Spotkałam się z Igłą, Kadziewiczem i Łukaszem Żygadło, oczywiście z Michałem Kubiakiem też, czasami nawet częściej niż bym sobie tego życzyła. Za jedno mogłam Bartkowi podziękować, pewnie gdyby nie on nie poznała bym tak wspaniałych ludzi, który z biegiem czasu okazali się dla mnie przyjaciółmi. 

Luty 2011 roku zmienił wszystko. Mecz rozpoczął się jak każdy inny, gwizdek, serw, odbiór, wystawa, atak, niezależnie z kim grałyśmy, cel był jeden ale schemat ten sam, najpierw jedna później druga przerwa techniczna, zmiana boisk i kolejny set, wszystko zaczynało się od nowa. Rutyna przerywana czasem na żądanie trenera, którejś z ekip. Tak samo miał wyglądać międzystanowy mecz z Downtown Minneapolis ale nie wyglądał. Po pierwszych dwóch setach zaczęłam czuć się naprawdę źle, ból głowy stawał się nie do wytrzymania, na pierwszej przerwie technicznej pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam całe śniadanie. Poprosiłam trenera o zmianę,zgodził się ale miał to zrobić dopiero po następnej akcji. Serwowały przeciwniczki a mi dźwięk rozjechał się z obrazem, jak źle nagrany film kiedy obraz leci szybciej niż dialogi. Piłka już dawno spadła koło mojej nogi a ja dalej nie słyszałam jej dźwięku, widziałam, że dziewczyny coś do mnie krzyczą ale ich zwyczajnie nie słyszałam. W moich uszach rozbrzmiał bardzo wkurzający dźwięk, jakby dzwonek w później było mi już wszystko jedno, nie straciłam przytomności bo widziałam ludzi wokół siebie i czułam ręce ludzi którzy znosili mnie z boiska ale mnie sparaliżowało nie mogłam ruszyć ręką ani nogą, nie mówiąc o tym żeby wydać z siebie jakikolwiek głos. Oprócz tego byłam śmiertelnie przerażona bo nie wiedziałam co się ze mną dzieje. 
Karetka zawiozła mnie do szpitala, zostałam poddana szczegółowym badaniom. Resztę dnia przespałam a przynajmniej tyle na ile pozwolili mi lekarze. Tak minęły kolejne dwa dni, wszystko się unormowało (podobno samo) a lekarze dalej nie wiedzieli co było przyczyną takiego stanu. Bezczynnie leżałam w szpitalu bo każdy bał się mnie wypisać i wszyscy dookoła powtarzali, że wyniki są w normie, ale jeżeli wyniki były w normie to w takim razie co to było to 3 dni temu??

Odpowiedź przyszła następnego dnia, dość niespodziewanie niczym w filmie dr. House. Lekarz ponownie zadawał mi miliony pytań, aż doszedł do najmniej (dla mnie) istotnego pytania: 
-Jak się pani czuła przez ostatni rok?- byłam już tak zmęczona i sfrustrowana, że wypaliłam -Gdybym ciągle nie mdlała to można by powiedzieć że świetnie- lekarz zbladł i kazał pielęgniarce zawieźć mnie na rezonans. 

Wieczorem znów mnie odwiedził "dr. House" jak nazywałam Go w myślach, z nietęgą minął.
-Wiemy już co pani jest.
-Super! To znaczy, że możecie mnie już stąd wypisać?
-Nie, absolutnie nie. 
-A chociaż będę żyć?- zacisnął usta a ja przestraszyłam się nie na żarty.- Panie doktorze co mi jest?


__________________________________________________________________

Siemano! Miałam Wam napisać rozdział jeszcze przed sylwestrem ale nie ogarnęłam sprawy i jak zwykle obudziłam się pięć po wpół do ;D

Mam nadzieję, że Wasz sylwester był udany ;D Bo mój nawet bardzo! Nie ma to jak drzeć się do ludzi stojących pod blokiem "Szczęśliwego Nowego Roku" stojąc na 6 piętrze ;D 

Ale cóż pora wracać do rzeczywistości :/ 

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał bo już niebawem kolejny, muszę trochę przyspieszyć bo to opowiadanie równie dobrze mogło by mieć dwa razy tyle wpisów ale nie jestem pewna czy chciało by się Wam to czytać ;) więc żeby Was nie zanudzić przyspieszymy i skończymy to opowiadanie mam nadzieję za 2-3 miesiące :D



Do przyszłego poczytania:

T.

5 komentarzy:

  1. Ojej co jej jest :( ??? Ale nadałaś teraz napięcia nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Zapraszam do siebie w wolnej chwili http://pamietaszmnie.blog.pl/
    Pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie nadrabiam zaległości w Twoim blogu ;D
      pozdrawiam :)

      Usuń
  2. O kurde tego sie nie spodziewałam mam nadzieję że to nic poważnego. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Kiedy mogę sie go spodziewać? pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No nieźle ! W takim momencie zakonczyc ? Jaja se robisz ? :-D swietny ale smutny rozdzial z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial i pozdrawiam <3 :-*

    OdpowiedzUsuń