niedziela, 26 stycznia 2014

Spotkanie pierwszego stopnia

Kolejny miesiąc to była radioterapia, raz w tygodniu musiałam się zgłaszać do szpitala. Najgorszy był pierwszy raz, założyli mi jakąś dziwną siatkę na twarz, położyli na twardym czymś co miało chyba przypominać łóżku, po czym wsunęli do jasno świecącego tunelu. Później wszystko zrobiło się kolorowe i tak przez pół godziny z pięciominutową przerwą. Nie było to zbyt przyjemne ale do wytrzymania. 
Monika z Iwonką były przy mnie cały czas. Moi rodzice kiedy już się upewnili, że nie grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo, po moich długich namowach wrócili do Polski. Bartek, cóż, chyba dla niego przestałam istnieć. Zasłużyłam sobie. 
Uczelnia poszła mi bardzo na rękę ponieważ nie brali pod uwagę moich nieobecności, wystarczyło, że zaliczę egzaminy. Koleżanki pożyczyły mi wszystkie swoje notatki i pomału wszystko udało mi się zaliczyć. Byłam wolna, mój kontrakt siatkarski się skończył, ukończyłam pierwszy etap na uczelni coś jak u nas licencjat. Nic mnie tu nie trzymało. W normalnych okolicznościach pewnie bym się ucieszyła z powrotu do Polski ale wiedziałam, że nikt oprócz rodziców na mnie nie czeka. Oczywiście uczelnia zaproponowała mi przedłużenie kontraktu ale nie chciałam tam dłużej być pomijając fakt, że przez najbliższe pół roku miałam się nie przemęczać, czyli treningi odpadały nie mówiąc o meczach. Podziękowałam Arturowi za współpracę, trenerowi i dziewczynom z klubu. Mimo wszystko to były naprawdę udane i owocne 2 lata.
Czas było wracać do domu. Dokładnie 21 maja 2011 roku po raz ostatni wysiadłam z samolotu linii Chicago-Warszawa i stanęłam na płycie lotniska. Był słoneczny i ciepły dzień. Poszłam do głównego terminalu, później po walizkę. Ostatnio kiedy przyleciałam towarzyszyło mi przyjemne podekscytowanie z zobaczenia Bartka teraz było mi wszystko obojętne, nie spieszyłam się, nie denerwowałam ale mimo wszystko jedna rzecz pozostała niezmienna, tęskniłam. Ojciec zabrał mnie do domu. Monika w Łodzi jeszcze na uczelni siedziała przez co nie miałam nawet do kogo paszczy otworzyć. Kolejne dni mijały mi naoglądaniu jakiś seriali w internecie albo bezmyślnym przeskakiwaniu z kanału na kanał telewizyjny. Po głowie kołatała mi się pewna myśl, sprawdziłam stan mojego konta bankowego, widniała na nim całkiem ładna sumka uzbierana ze stypendium i nagród siatkarskich. A gdyby tak sobie kupić samochód? Teoretycznie jeden miałam ale cały czas był w posiadaniu Moniki i najwyraźniej dobrze jej służył. Tak, samochód to świetny pomysł. Usiadłam a na kompie jednocześnie włączając allegro. Przejrzałam może ze 3 strony kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć. 
-Cześć, rekonwalescentko.- przywitała mnie uśmiechnięta mordka.
-Igła! Co tu robisz?
-Jak to co? Przyjechałem odwiedzić moją ukochaną siatkarkę. 
-Cześć, Tosia. - za Igłą do domu wszedł Ziomek. 
-Cześć, kurcze jak Was dobrze widzieć. Wchodźcie, wchodźcie.- zaprowadziłam ich do salonu, zrobiłam kawę i pokroiłam ciasto, które zupełnie przypadkowo wczoraj upiekłam. Tak, pieczenie i gotowanie to też całkiem dobry zabijacz czasu. 
-A Wy nie na zgrupowaniu?
-Mamy kilka dni wolnego, później znowu treningi a potem Japaniseeee!- Igła zrobił skośne oczy za pomocą palców. 
-Wygracie, będę Wam dzielnie kibicować z przed telewizora.
-No ja myślę.- uśmiechnął się do mnie Ziomek. 
-A jak nowy trener?
-Super koleś! I powiem Ci, niech się wszyscy nas w tym roku boją bo czuję w kościach że staniemy na podium. 
-To to ja wiedziałam, już od dawna.- cudownie było pogadać z nimi o wszystkim i o niczym. 
-A może pojedziesz z nami do Spały? Chociaż na jeden dzień? Toooosia??- chłopaki patrzyli na mnie wyczekująco. 
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, po co ja tam pojadę? 
-Zobaczysz się ze wszystkimi. 
-To nie jest dobry pomysł.- chyba wszyscy pomyśleliśmy o Bartku. 
-Bartkiem się nie przejmuj, popełnił błąd...
-To ja popełniłam błąd.- odparłam wchodząc w słowo Igle.
-Ale nawet nie daj sobie tego wmówić. To wszystko jego wina.
-On mnie nie zdradził. 
-Tak Ci powiedział?
-Tak. Ale..
-Kłamie. 
-Nie kłamie, to moja wina, wtedy w jego mieszkaniu była Agnieszka z Jarskim. Ja popełniłam błąd. I to moja wina.- chłopaki siedzieli z szeroko otwartymi oczami, jeszcze chwila a pewnie otwarli by usta. 
-A wiesz, że Jarski zaręczył się z Agnieszką?- zmienił temat Łukasz. 
-O to super!
-W przyszłym roku mają wziąć ślub.- nareszcie jakaś pozytywna wiadomość. 
-Dobra my tu gadu gadu a wieczorem najpóźniej mamy być w Spale. Pakuj się mała.- rozkazał mi Igła. Zmarszczyłam brwi. 
-Nigdzie nie jadę, 
-Owszem, jedziesz. - i czy miałam jakiekolwiek prawo głosu? Zawsze to samo. 
Około godziny 17 dojechaliśmy do ośrodka sportowego w Spale. Wszyscy, którzy już przyjechali siedzieli w swoich pokojach. Jednak przy recepcji natknęliśmy się na trenera Anastasiego. Przywitałam i przedstawiłam się, pozwolił mi zostać z siatkarzami jak długo zechcę pod warunkiem, że nie będę przeszkadzać. Oczywiście grzecznie przytaknęłam i dostałam klucz do pokoju. Wjechaliśmy na 4 piętro windą, chłopaki poszli do swojego pokoju, mój mieścił się 2 pokoje dalej. Gdzie przechodziłam koło drzwi z nr 408 właśnie się otworzyły i ukazały mi się plecy jednego z siatkarza, krzyknął jeszcze do środka "idę sprawdzić czy Igła przyjechał" i stanęłam twarzą w twarz z Kurkiem. Mina mu zrzedła. 


__________________________________________________________________


Hello Ludziska! Nie zamarzliście? To jest coś strasznego! Ja to powinnam mieszkać w miejscu gdzie jest +25 w zimie. Nie dla mnie takie mrozy, a podobno w lutym ma być -35, nie wiem czy to możliwe. 

Jestem tak zaganiana na uczelni, że nie mam czasu nawet nic dla Was napisać, więc korzystając z chwilki wolnego czasu wyskrobałam dla Was taki oto rozdział ;)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D

Pozdrawiam

Do przyszłego poczytania:

T.

środa, 15 stycznia 2014

Przegrałam

Przyszło mnóstwo znajomych, wszyscy na czarno. Panowie z zakładu pogrzebowego wkładali trumnę do grobu. Mama płakała na ramieniu mojego ojca, przyciskając chusteczkę do nosa znad niej było widać zaczerwienione oczy. Koło niej stał Bartek, przystojny jak zawsze w czarnym garniturze ze złożonymi z przodu rękami, jego oczy też wyglądały jak by właśnie kroił cebulę. Dalej stali Monika z Michałem i Iwonka z Krzysiem, nie płakali, zachowali kamienną ale spokojną i smutną twarz. Kuba z Agnieszką trzymali się z tyłu, podobnie jak Łukasz Kadziewicz, Łukasz Żygadło, Zbyszek Bartman, chłopaki ze Skry, znajomi z gimnazjum i liceum w Nysie, przybyła też rodzina. Grób został zamknięty, ludzie składali kwiaty na grobie a później podchodzili do moich rodziców i Bartka i składali kondolencje. To wszystko było takie smutne, śnieg dokoła, wygwizdów jak na Syberii. A mimo to stał tam nad grobem i prosił, żebym wróciła, szeptał moje imię ze łzami w oczach. 
Otworzyłam oczy, budząc się z koszmaru, było ciemno. Oczy powoli przyzwyczajały się do mroku. Wciąż byłam w szpitalu, po prawej stał wielki fotel nikogo w nim nie było przez co przez chwilę wydawało mi się, że w sali jestem sama. Dopiero po minucie zorientowałam się, że ktoś spał trzymając mnie za rękę, siedząc na taborecie koło łóżka, to był Bartek. Miał ręce złożone na moim łóżku a na nich oparł głowę, spał. Uśmiechnęłam się, ciesząc się, że nie zostawił mnie i jest tutaj tak blisko. Było mi bardzo niewygodnie, najchętniej zmieniła bym pozycję ale nie chciałam budzić śpiącego Kurka. 

Ponownie obudziłam się kiedy już słońce stało wysoko. 
-Jak się czujesz?- zapytał się Bartek, siedząc w tym ogromnym fotelu, który w sumie przy gabarytach Bartka jakoś dziwnie się skurczył. 
-Dobrze.- wychrypiałam, zbyt długo nic nie mówiłam chyba. 
-Pójdę po lekarza i przyniosę Ci coś do picia. 
Po chwili przyszedł doktor. Zbadał mnie, zadał masę pytań, kazał ruszać nogami i rękami, wszystko było w normie ale byłam osłabiona. Po wyjściu lekarza siedzieliśmy sami z Bartkiem w pokoju w niezręcznej ciszy. Zaczęłam się wiercić na łóżku i w końcu udało mi się spuścić z niego nogi. 
-Co Ty robisz?
-Chcę się wykąpać.- odpowiedziałam, nie patrząc na niego. Podszedł do mnie i poczułam jego rękę na plecach.- Odejdź, poradzę sobie. 
-Nie wygłupiaj się.
-Odejdź!!- krzyknęłam, kiedy drugą rękę włożył mi pod uda, cofnął się. Próbowałam ustać na nogach ale ugięły się pode mną kolana, gdyby nie szybka reakcja Bartka upadła bym. Bez większego problemu wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę łazienki.- Postaw mnie!! Natychmiast!
-Zamknij się wariatko!- spuściłam głowę. Zaniósł mnie do łazienki, pomógł się rozebrać, trzymał mnie kiedy stałam pod prysznicem żebym nie upadła. Dopiero w łazience mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Miał podkrążone oczy, szarą cerę, schudł co było widać najlepiej po jego kościach policzkowych, jego oczy straciły dawny blask, nie błyszczały kiedy na mnie patrzył. Był zmęczony.
Później zaniósł mnie do łóżka. Przyszli moi rodzice i Iwonka z Moniką. 
-To teraz wypis i do domku?- zapytała uśmiechnięta Monika.
-Niezupełnie. 
-A co jeszcze?
-Badanie histopatologiczne.
-Co to takiego?- zainteresował się Bartek, od niechcenia spojrzałam na niego. 
-Badanie to pozwala zdiagnozować czy guz został w całości wycięty czy są jeszcze jakieś jego komórki.- wytłumaczyła mama. 
-A jeżeli nie?- zapytała Iwona. 
-To zostaje mi radio albo chemioterapia.- wszyscy zbledli. 
-Nie ma co się martwić na zapas, będzie dobrze.- Iwona powiedziała to z taką pewnością, że każdy jej uwierzył. 

Pierwszy raz miałam okazje porozmawiać z Moniką sam na sam. 
-Nie zdradził mnie! Rozumiesz co to znaczy? Że rozwaliłam swój związek bez powodu! Jestem największą idiotką świata. Boże dlaczego nie chciałam z nim pogadać? No dlaczego?
-Bo...
-Pewnie i tak bym mu nie uwierzyła, ale z drugiej strony teraz mu uwierzyłam. Monika! No powiedz coś!
-Powiedziałabym już dawno ale od pół godziny masz taki słowotok, że nawet jednego słówka nie jestem w stanie wtrącić.
-Co ja mam zrobić?
-Najpierw się położyć, lekarz powiedział żebyś zbyt dużo się nie przemęczała. 
-Ale ja nie o tym!
-Pogadaj z nim. Zależy Ci na nim?
-Pytanie. 
-To szczerze z nim porozmawiaj, wyjaśnij mu wszystko. Tylko szczerze. I nie krzycz, nie denerwuj się. Zrozumie.- westchnęłam, właśnie co do tego nie miałam pewności. 

Przyszły wyniki badania histopatologicznego. Wyrok? Radioterapia. Z jednej strony się przestraszyłam z drugiej mi ulżyło, że nie chemia. Właśnie kończyłam rozmawiać z lekarzem kiedy przyszedł Bartek. Staną w drzwiach. 
-Wejdź, siadaj. 
-Przyszedłem się pożegnać.- ścisnęło mnie w dołku. -Muszę wracać do Polski. 
-Jasne, rozumiem. 
-Co powiedział lekarz?
-Radioterapia. 
-Poradzisz sobie bo jeżeli chcesz to mogę zostać.- bardzo chciałam, żeby został ale mimo to powiedziałam.
-Nie, nie trzeba. Mam Monikę, Iwonę i rodziców, poradzę sobie. Bartek czy możemy porozmawiać?
-Przecież rozmawiamy.
-Ale nie o tym tylko o ostatnim roku i mojej fatalnej pomyłce. 
-Nie teraz spieszę się na samolot. Cześć.- i wyszedł.
-Bartek!- krzyknęłam za nim, ale już nie wrócił. Do oczu napłynęły mi łzy, przez chwilę z nimi walczyłam ale nie miałam szans. Właśnie przegrałam Bartka. 


__________________________________________________________________


Cześć Misiaki!! 
Co u Was słychać? Ja mam straszne zawalenie na uczelni. Tylko w tym tygodniu 5 zaliczeń, na szczęście 4 już za mną, a w piątek równania różniczkowe, niestety o 8 rano. Przecież to środek nocy i o takiej godzinie się śpi a nie pisze zaliczenia z jakiś masakrycznych przedmiotów no ale dobra jakoś dam radę. Koniec z narzekaniem! :D

Oglądaliście najnowszego Hobbita? Ludzie jak tak można skończyć film?? NO JAK!? Poszłam na niego do kina z dwoma kolegami, lecą już napisy końcowe a ja się nie ruszyłam z krzesła, oni się dziwnie na mnie patrzą w końcu nie wytrzymali i pytają "a Ty nie idziesz?", moja odpowiedź: "nie, czekam na dalszy ciąg". Nie doczekałam się, niestety :/

Słuchajcie wczoraj dosłownie bym zaliczyła zgona. Wchodzę na yt przeglądam jakieś filmiki, a tu nagle w propozycja wyskakuje "życzenia dla Marleny" czy jakoś tak, no więc wchodzę w niewinne wyglądający filmik, bo na miniaturce jakaś laska z długimi kręconymi włosami. Uwierzcie kiedy do mnie dotarło, że to facet, na dodatek Michał Szpak, to nie wiedziałam czy skakać z okna czy wydłubać sobie oczy. Jak coś takiego można wrzucić do internetu!? Jak ja bym dostała takie życzenia to zapłakała bym się na śmierć. (Wiem, że filmik ma już jakieś 2 tygodnie, ale chyba jestem zacofana :/) P.S Współczuję jego siostrze. 


Do przyszłego poczytania:

T.


środa, 8 stycznia 2014

I z czego rżysz!?

Leżałam na szpitalnym łóżku, tępo wpatrzona w sufit. Kiedy lekarz powiedział "guz mózgu" przez chwilę miałam jeszcze nadzieję, że się roześmieje i powie, że wypis już jest przygotowywany ale nie. Przyniósł mi jakąś książkę żebym sobie poczytała o mojej nowej chorobie, leżała jeszcze nietknięta na stoliku. Powinnam panikować a tymczasem uspokoiłam się bo wiedziałam skąd te wszystkie omdlenia, wymioty i bóle głowy. Ja chyba naprawdę jestem nienormalna, albo "chora na głowę" cóż za ironia. 
Samolotem lecieli do mnie Monika z Michałem, Igła z Iwonką i Kadziewicz. Nie wiem jak im się udało dostać kilka dni wolnego w klubach ale cieszyłam się, że ich zobaczę przed... no właśnie przed czym, przed śmiercią? Nie, takiej możliwości nie dopuszczałam ale lekarz powiedział, że jeżeli coś mogło by pójść nie tak to mogła bym stracić trwale pamięć. Chciałam z nimi pogadać póki ich jeszcze pamiętam, tak brzmi zdecydowanie lepiej niż "zanim umrę", chociaż i taka możliwość była wysoce prawdopodobna. 
Więc leżałam, godzinę, dwie, trzy, pięć. Myślałam nad wszystkim co mnie w życiu spotkało, nad tym dobry, nad tym zły i nad Bartkiem, nie umiałam Go przypasować do żadnej kategorii bo oczywiście spędziłam z nim dobre chwile to żal po zdradzie pozostał do dnia dzisiejszego. Dalej nie wiem co miała tamta czego ja nie miałam. Teraz to nie istotne dobrze, że ze sobą nie jesteśmy była bym dla niego tylko ciężarem. 

Myślenie mnie znużyło na tyle, że zasnęłam. Lecz kiedy ponownie otworzyłam oczy koło łóżka siedzieli moi przyjaciele. 
-Czemu mnie nie obudziliście? Długo już tu siedzicie?
-Kilka chwil, a nie obudziliśmy Cię bo spałaś.- patrzyłam na Kadzia przymrużonymi oczami, jego filozofia jest czasem zabójcza.
-Jak podróż?
-Tosia jak się czujesz?- zapytał Łukasz łapiąc mnie za rękę.
-Świetnie.- uśmiechnęłam się szeroko.
-Co powiedział lekarz?
-Że będę miała operację. 
-A później już będzie wszystko w porządku? Tzn wytną i po wszystkim?
-Jeżeli nie zejdę im na stole.- wszyscy się skrzywili.- Sorry, kiepski żart. 
-Nawet w takim momencie nie przestajesz żartować?- karcąco spojrzała na mnie Monika.
-A co mam zamknąć się w łazience i ryczeć?
-A Bartek...- zawahała się Iwonka. 
-Co Bartek?
-Wie?- każdy wiedział, że pomimo tego iż minął już prawie rok od naszego rozstania to dalej był drażliwy temat. 
-Nie, niby po co? Nie jesteśmy już razem. 
-Jak spałaś to rozmawialiśmy o tym, że ktoś by Ci się tu przydał, my nie możemy zostać ale dziewczyny Ci pomogą.- oznajmił Igła. 
-Nie, nie ma takiej potrzeby w przyszłym tygodniu przyjadą moi rodzice, naprawdę nie trzeba. Michał co Ty taki milczący dzisiaj?
-A nie wiem, chyba trochę śpiący jestem. Ale też uważam, że to jest dobry pomysł żeby Iwona z Moniką zostały z Tobą. Będziesz ich potrzebować. 
-Okej, jak chcecie. - skapitulowałam, przecież nie miałam z nimi szans. 

Kolejne dni to były przygotowania do operacji, największym szokiem dla mnie było zgolenie mi włosów. Wyglądałam strasznie. Dziewczyny przywiozły mi perukę, przynajmniej nie straszyłam nikogo swoim wyglądem. 
24 Lutego miała się odbyć operacja, nie spałam już od 3 nocy, około 8 usłyszałam pukanie i drzwi się otworzyły. Stał w nich Bartek z wielkim bukietem w ręce.
-Co tu robisz?- zapytałam siadając na łóżku.
-Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
-Po co?-nalał wody do dzbanka, który stał na nocnym stoliku. 
-Jak to po co? Martwiłem się, gdyby nie Kubiak to pewnie bym dalej nie wiedział. 
-Dlaczego się martwiłeś?
-Tośka brałaś coś?- usiadł koło mnie. 
-To Ty coś chyba brałeś. Najpierw mnie zdradzasz a teraz nagle się mną interesujesz?
-Nigdy Cię nie zdradziłem. 
-Jasne, a to niby dlaczego ze sobą nie jesteśm?
-Bo nagle przestałaś odbierać ode mnie telefony a Igła przyjechał po Twoje rzeczy oddając mi przy okazji Twoje klucze. 
-Byłam u Ciebie, kilka dni przed Wielkanocą, miałam nie przyjeżdżać ale Artur mnie namówił. Weszłam do Twojego mieszkania a na korytarzu leżała damska bluzka. Nie moja. A Ty w sypialni pieprzyłeś jakąś inną dziewczynę!!- nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć, mimo mojego gniewu Bartek zaczął się śmiać.- I z czego rżysz!? 
-Przed Wielkanocą? Nie weszłaś wtedy do sypialni, prawda?
-Oczywiście, że nie!- zaprzeczyłam oburzona a Bartek coraz bardziej rechotał. 
-Jak byś weszła to przekonałabyś się, że to nie byłem ja. Kuba przyjechał do mnie z Agnieszką. Ja wtedy byłem prawdopodobnie na treningu.- prawda docierała do mnie naprawdę wolno, nie zdradził mnie. Bartek mnie nie zdradził! Krzyczał cichy głosik w mojej głowie a mimo wszystko nie mogłam w to uwierzyć.- Dlaczego nie porozmawiałaś ze mną? Dlaczego nie odebrałaś ani jednego telefonu ode mnie?
-Bo tak było łatwiej.- do oczu napłynęły mi łzy.
-Antonina Jarecka? Proszę na wózek, za chwilę zawiozę panią na salę operacyjną.-nawet nie zauważyłam jak do sali weszła pielęgniarka. 
-Sorry, muszę iść.- podszedł do mnie i mocno przytulił, wtedy się przestraszyłam, że mogę Go więcej nie zobaczyć, jeżeli operacja się nie powiedzie, stracę Go. Na zawsze. 
Pielęgniarka wywiozła mnie z sali, na korytarzu jeszcze natknęłam się na moich rodziców, Monikę i Iwonkę. Uściskali mnie ale to nie było pożegnanie, pozwolili mi wierzyć, że jeszcze się zobaczymy.
Położyli mnie na stole, pielęgniarka podała środek usypiający. Zaczęłam odpływać.


__________________________________________________________________


Tadam! Jestem! :D
Ha! I udało mi się nawet wyrobić :D 
Już! Już nie bulwersować mi się :* Wiem, że jestem zła i niedobra ale czasem trochę napięcia trzeba wprowadzić :D

Smutno mi, skończył się mój ukochany serial! :( Dlaaaaaczego!? Ktoś jeszcze oprócz mnie oglądał Nikitę?? Jeżeli tak to jednoczę się z Wami w bólu ;)

Aaaach jak mi się nie chciało wracać na uczelnię, chyba za bardzo się rozleniwiłam przez te święta. 


Do przyszłego poczytania:

T.

niedziela, 5 stycznia 2014

Dr. House

Na święta wróciłam do domu, jednak największą niespodzianką był dla mnie Michał, którego spotkałam u Moniki wpadając do niej jak zwykle na ploteczki. Byli razem, pasowali do siebie. 

Dokończyłam pierwszy sezon w USA z całkiem niezłym wynikiem, 1 miejsce w stanie i 5 w kraju, udało nam się przebić wynik z poprzedniego roku. Na wakacje nie wróciłam do Polski, znalazłam sobie dorywczą pracę i pracowałam w barze mlecznym, a dzięki stypendium sportowemu i naukowemu mogłam wynająć sobie małe mieszkanie z koleżanką, która też była polką. Dogadywałyśmy się nie najgorzej ale do zostania przyjaciółkami trochę nam jeszcze brakowało. 
Klucze do mieszkania Bartka zostawiłam Igle, który zgodził się odebrać moje rzeczy z Jego mieszkania i zwrócić klucze. Bartek początkowo próbował się ze mną skontaktować ale nie odbierałam telefonów. Kadziu później mi mówił, że nawet chciał do mnie jechać ale sezon mu na to nie pozwolił. Nie pomyliłam się, dalej dla niego ważniejsza była siatkówka, nigdy bym jej nie przebiła. Smutne było tylko to, że zmarnowałam tyle lat i nerwów na związek z Bartkiem, ale nie żałowałam żadnej z decyzji którą podjęłam, teraz z perspektywy czasu to doceniam. 

W grudniu znów mogłam przyjechać do Polski na 3 tygodnie, oczywiście w okresie świątecznym. Spotkałam się z Igłą, Kadziewiczem i Łukaszem Żygadło, oczywiście z Michałem Kubiakiem też, czasami nawet częściej niż bym sobie tego życzyła. Za jedno mogłam Bartkowi podziękować, pewnie gdyby nie on nie poznała bym tak wspaniałych ludzi, który z biegiem czasu okazali się dla mnie przyjaciółmi. 

Luty 2011 roku zmienił wszystko. Mecz rozpoczął się jak każdy inny, gwizdek, serw, odbiór, wystawa, atak, niezależnie z kim grałyśmy, cel był jeden ale schemat ten sam, najpierw jedna później druga przerwa techniczna, zmiana boisk i kolejny set, wszystko zaczynało się od nowa. Rutyna przerywana czasem na żądanie trenera, którejś z ekip. Tak samo miał wyglądać międzystanowy mecz z Downtown Minneapolis ale nie wyglądał. Po pierwszych dwóch setach zaczęłam czuć się naprawdę źle, ból głowy stawał się nie do wytrzymania, na pierwszej przerwie technicznej pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam całe śniadanie. Poprosiłam trenera o zmianę,zgodził się ale miał to zrobić dopiero po następnej akcji. Serwowały przeciwniczki a mi dźwięk rozjechał się z obrazem, jak źle nagrany film kiedy obraz leci szybciej niż dialogi. Piłka już dawno spadła koło mojej nogi a ja dalej nie słyszałam jej dźwięku, widziałam, że dziewczyny coś do mnie krzyczą ale ich zwyczajnie nie słyszałam. W moich uszach rozbrzmiał bardzo wkurzający dźwięk, jakby dzwonek w później było mi już wszystko jedno, nie straciłam przytomności bo widziałam ludzi wokół siebie i czułam ręce ludzi którzy znosili mnie z boiska ale mnie sparaliżowało nie mogłam ruszyć ręką ani nogą, nie mówiąc o tym żeby wydać z siebie jakikolwiek głos. Oprócz tego byłam śmiertelnie przerażona bo nie wiedziałam co się ze mną dzieje. 
Karetka zawiozła mnie do szpitala, zostałam poddana szczegółowym badaniom. Resztę dnia przespałam a przynajmniej tyle na ile pozwolili mi lekarze. Tak minęły kolejne dwa dni, wszystko się unormowało (podobno samo) a lekarze dalej nie wiedzieli co było przyczyną takiego stanu. Bezczynnie leżałam w szpitalu bo każdy bał się mnie wypisać i wszyscy dookoła powtarzali, że wyniki są w normie, ale jeżeli wyniki były w normie to w takim razie co to było to 3 dni temu??

Odpowiedź przyszła następnego dnia, dość niespodziewanie niczym w filmie dr. House. Lekarz ponownie zadawał mi miliony pytań, aż doszedł do najmniej (dla mnie) istotnego pytania: 
-Jak się pani czuła przez ostatni rok?- byłam już tak zmęczona i sfrustrowana, że wypaliłam -Gdybym ciągle nie mdlała to można by powiedzieć że świetnie- lekarz zbladł i kazał pielęgniarce zawieźć mnie na rezonans. 

Wieczorem znów mnie odwiedził "dr. House" jak nazywałam Go w myślach, z nietęgą minął.
-Wiemy już co pani jest.
-Super! To znaczy, że możecie mnie już stąd wypisać?
-Nie, absolutnie nie. 
-A chociaż będę żyć?- zacisnął usta a ja przestraszyłam się nie na żarty.- Panie doktorze co mi jest?


__________________________________________________________________

Siemano! Miałam Wam napisać rozdział jeszcze przed sylwestrem ale nie ogarnęłam sprawy i jak zwykle obudziłam się pięć po wpół do ;D

Mam nadzieję, że Wasz sylwester był udany ;D Bo mój nawet bardzo! Nie ma to jak drzeć się do ludzi stojących pod blokiem "Szczęśliwego Nowego Roku" stojąc na 6 piętrze ;D 

Ale cóż pora wracać do rzeczywistości :/ 

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał bo już niebawem kolejny, muszę trochę przyspieszyć bo to opowiadanie równie dobrze mogło by mieć dwa razy tyle wpisów ale nie jestem pewna czy chciało by się Wam to czytać ;) więc żeby Was nie zanudzić przyspieszymy i skończymy to opowiadanie mam nadzieję za 2-3 miesiące :D



Do przyszłego poczytania:

T.