Monika z Iwonką były przy mnie cały czas. Moi rodzice kiedy już się upewnili, że nie grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo, po moich długich namowach wrócili do Polski. Bartek, cóż, chyba dla niego przestałam istnieć. Zasłużyłam sobie.
Uczelnia poszła mi bardzo na rękę ponieważ nie brali pod uwagę moich nieobecności, wystarczyło, że zaliczę egzaminy. Koleżanki pożyczyły mi wszystkie swoje notatki i pomału wszystko udało mi się zaliczyć. Byłam wolna, mój kontrakt siatkarski się skończył, ukończyłam pierwszy etap na uczelni coś jak u nas licencjat. Nic mnie tu nie trzymało. W normalnych okolicznościach pewnie bym się ucieszyła z powrotu do Polski ale wiedziałam, że nikt oprócz rodziców na mnie nie czeka. Oczywiście uczelnia zaproponowała mi przedłużenie kontraktu ale nie chciałam tam dłużej być pomijając fakt, że przez najbliższe pół roku miałam się nie przemęczać, czyli treningi odpadały nie mówiąc o meczach. Podziękowałam Arturowi za współpracę, trenerowi i dziewczynom z klubu. Mimo wszystko to były naprawdę udane i owocne 2 lata.
Czas było wracać do domu. Dokładnie 21 maja 2011 roku po raz ostatni wysiadłam z samolotu linii Chicago-Warszawa i stanęłam na płycie lotniska. Był słoneczny i ciepły dzień. Poszłam do głównego terminalu, później po walizkę. Ostatnio kiedy przyleciałam towarzyszyło mi przyjemne podekscytowanie z zobaczenia Bartka teraz było mi wszystko obojętne, nie spieszyłam się, nie denerwowałam ale mimo wszystko jedna rzecz pozostała niezmienna, tęskniłam. Ojciec zabrał mnie do domu. Monika w Łodzi jeszcze na uczelni siedziała przez co nie miałam nawet do kogo paszczy otworzyć. Kolejne dni mijały mi naoglądaniu jakiś seriali w internecie albo bezmyślnym przeskakiwaniu z kanału na kanał telewizyjny. Po głowie kołatała mi się pewna myśl, sprawdziłam stan mojego konta bankowego, widniała na nim całkiem ładna sumka uzbierana ze stypendium i nagród siatkarskich. A gdyby tak sobie kupić samochód? Teoretycznie jeden miałam ale cały czas był w posiadaniu Moniki i najwyraźniej dobrze jej służył. Tak, samochód to świetny pomysł. Usiadłam a na kompie jednocześnie włączając allegro. Przejrzałam może ze 3 strony kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć.
-Cześć, rekonwalescentko.- przywitała mnie uśmiechnięta mordka.
-Igła! Co tu robisz?
-Jak to co? Przyjechałem odwiedzić moją ukochaną siatkarkę.
-Cześć, Tosia. - za Igłą do domu wszedł Ziomek.
-Cześć, kurcze jak Was dobrze widzieć. Wchodźcie, wchodźcie.- zaprowadziłam ich do salonu, zrobiłam kawę i pokroiłam ciasto, które zupełnie przypadkowo wczoraj upiekłam. Tak, pieczenie i gotowanie to też całkiem dobry zabijacz czasu.
-A Wy nie na zgrupowaniu?
-Mamy kilka dni wolnego, później znowu treningi a potem Japaniseeee!- Igła zrobił skośne oczy za pomocą palców.
-Wygracie, będę Wam dzielnie kibicować z przed telewizora.
-No ja myślę.- uśmiechnął się do mnie Ziomek.
-A jak nowy trener?
-Super koleś! I powiem Ci, niech się wszyscy nas w tym roku boją bo czuję w kościach że staniemy na podium.
-To to ja wiedziałam, już od dawna.- cudownie było pogadać z nimi o wszystkim i o niczym.
-A może pojedziesz z nami do Spały? Chociaż na jeden dzień? Toooosia??- chłopaki patrzyli na mnie wyczekująco.
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, po co ja tam pojadę?
-Zobaczysz się ze wszystkimi.
-To nie jest dobry pomysł.- chyba wszyscy pomyśleliśmy o Bartku.
-Bartkiem się nie przejmuj, popełnił błąd...
-To ja popełniłam błąd.- odparłam wchodząc w słowo Igle.
-Ale nawet nie daj sobie tego wmówić. To wszystko jego wina.
-On mnie nie zdradził.
-Tak Ci powiedział?
-Tak. Ale..
-Kłamie.
-Nie kłamie, to moja wina, wtedy w jego mieszkaniu była Agnieszka z Jarskim. Ja popełniłam błąd. I to moja wina.- chłopaki siedzieli z szeroko otwartymi oczami, jeszcze chwila a pewnie otwarli by usta.
-A wiesz, że Jarski zaręczył się z Agnieszką?- zmienił temat Łukasz.
-O to super!
-W przyszłym roku mają wziąć ślub.- nareszcie jakaś pozytywna wiadomość.
-Dobra my tu gadu gadu a wieczorem najpóźniej mamy być w Spale. Pakuj się mała.- rozkazał mi Igła. Zmarszczyłam brwi.
-Nigdzie nie jadę,
-Owszem, jedziesz. - i czy miałam jakiekolwiek prawo głosu? Zawsze to samo.
Około godziny 17 dojechaliśmy do ośrodka sportowego w Spale. Wszyscy, którzy już przyjechali siedzieli w swoich pokojach. Jednak przy recepcji natknęliśmy się na trenera Anastasiego. Przywitałam i przedstawiłam się, pozwolił mi zostać z siatkarzami jak długo zechcę pod warunkiem, że nie będę przeszkadzać. Oczywiście grzecznie przytaknęłam i dostałam klucz do pokoju. Wjechaliśmy na 4 piętro windą, chłopaki poszli do swojego pokoju, mój mieścił się 2 pokoje dalej. Gdzie przechodziłam koło drzwi z nr 408 właśnie się otworzyły i ukazały mi się plecy jednego z siatkarza, krzyknął jeszcze do środka "idę sprawdzić czy Igła przyjechał" i stanęłam twarzą w twarz z Kurkiem. Mina mu zrzedła.
__________________________________________________________________
Hello Ludziska! Nie zamarzliście? To jest coś strasznego! Ja to powinnam mieszkać w miejscu gdzie jest +25 w zimie. Nie dla mnie takie mrozy, a podobno w lutym ma być -35, nie wiem czy to możliwe.
Jestem tak zaganiana na uczelni, że nie mam czasu nawet nic dla Was napisać, więc korzystając z chwilki wolnego czasu wyskrobałam dla Was taki oto rozdział ;)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D
Pozdrawiam
Do przyszłego poczytania:
T.
Bardzo się podoba, tylko niestety ja też nie mam czasu na dłuższy komentarz... sesja :/ niestety ale następnym razem już napiszę coś więcej.. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJeju jak dobrze że już z tego wyszła :)
OdpowiedzUsuńNo ciekawe jak zareaguje i co powie Bartek?
Czekam na kolejny ;* Pozdrawiam