-Bo Daniel powiedział, że od Kadziewicza wie, że ten idzie z Gackiem na sylwestra do Ignaczaka. I też mamy zaproszenie.
-Co? Kto idzie z Gackiem? Kadziewicz?
-Daniel!
-A kto to Ignaczak? Ten libero z Asseco?- Bartek przytaknął.- A Monika może iść z nami?
-Raczej tak.
-Nie gadamy! Pracujemy!- krzyknął trener.
Zaczęła się słuszna rozgrzewka, kilka okrążeń dookoła boiska, później atak i zagrywka.
-Trenerze! Kurek nie może być z Jarecką w jednym zespole bo nie będzie gry!- krzyknął Plina.
-Kurek! Do Wlazłego! Antiga do Jareckiej!- zarządził Nawrocki przyglądając się krytycznym okiem obydwu zespołom.
-Ale my nie mamy szans!- odezwał się kapitan Skry. Faktycznie nasz skład prezentował się imponująco, może z wyjątkiem libero którego nie mieliśmy. Ja, Antiga, Falasca, Bąkiewicz, Możdżon i Plina na środku. U przeciwników na ataku był oczywiście Mariusz, na przyjęciu Kurek z Frankowskim, na środku Wnuk z Cedzyńskim a na rozegraniu Dobrowolski oraz z Gackiem na libero. Mecz się zaczął, nikt się nie obijał ani nikt nie zwracał uwagi na to że jestem dziewczyną traktowali mnie jak równą sobie co było bardzo fajne, przez to musiałam się dużo bardziej starać. Zabawne było to, że jak ja atakowałam to blokował mnie Bartek przez co miałam większą motywację do zdobycia punktu, nie powiem kilka razy udało mi się Go oszukać. Zaatakować nad jego blokiem nie dałam rady ale Bartka trzeba było sposobem. Wygraliśmy 3:1. Przez całą drogę do domu nabijałam się z Bartka.
-No ale jaki Wy mieliście skład a jaki my?- bronił się Bartek.
-Daj spokój co Ty chcesz od chłopaków poza tym graliście z lepszą obroną bo mieliście Gacka. I nie zapominajmy, że ja byłam na ataku, to też było na waszą kożyść.
-Przecież dobrze grasz.
-Ale jestem niższa i mam mniej siły no i niżej skaczę.- przewrócił oczami.- A tak w ogóle to ten sylwester ma być u Ignaczaka w domu?
-Nie, w jakimś lokalu ale on się podjął organizacji i trzeba mu napisać czy idziemy czy nie bo trzeba jeszcze kasę wpłacić.
-To ja napiszę do Moniki.- odpowiedź przyszła szybko "nie chcę iść sama".- Monika nie chce iść sama.
-Przecież pójdzie z nami.
-Oj Bartek jak Ty nic nie rozumiesz.
-To zadzwoń do niego.- Bartek podał mi swój telefon.- Igła.- szybko przepisałam numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach ktoś odebrał.
-Halo?
-Dzień dobry Jarecka z tej strony my się nie znamy ale...
-Dziewczyna Kurka?- padło pytanie.
-No tak.- zerknęłam na Bartka.- Ja się chciałam zapytać czy na sylwestra koniecznie parami się przychodzi czy...
-Nie, można samemu.- znów wszedł mi w słowo pan Krzysztof.- Coś mi też wspominał Zbyszek że przyjdzie z Michałem...
-Łooo to party hard.- usłyszałam śmiech w słuchawce.
-Nie, nie, nie źle się zrozumieliśmy. Chodziło o to że oni przyjdą bez pary.
-Aha okej.
-Ale mam nadzieję, że przyjdziecie?
-Raczej tak jeszcze do pana zadzwonimy.- rozłączyłam się.
-I?- zagadną Bartek.
-Nie ma problemu coś wspomniał, o Zbyszku i Michale którzy też przyjdą sami. Boże mam nadzieję, że to nie TEN Zbyszek.
-Łap!- Bartek rzucił coś w moją stronę kiedy szliśmy już do bloku. W moich rękach znalazły się jakieś klucze.
-A co to?
-Klucze Głuptasku.
-Widzę, Głuptasku, ale do czego?
-Do mieszkania.- westchnęłam.
-Królowej Elżbiety czy Baraka Obamy?
-Bartka Kurka.
-A to nie znam.- zaczęłam wbiegać po schodach uciekając przed Bartkiem.
Z Moniką uzgodniłam, że przyjedzie po mnie do Bełchatowa a później ja ją odwiozę do domu i przy okazji zabiorę samochód. Na te kilka dni był mi w sumie potrzebny.
W wigilijny poranek zabrałam się za pieczenie ciasta. Nie wypadało przyjechać z pustymi rękami. Bartek pojechał wczoraj wieczorem do Nysy, Monika koło południa powinna zjawić się w Bełchatowie. Musiałam się spieszyć.
Około 11 ciasto było w połowie zrobione, kiedy próbowałam przekroić biszkopt na 3 równe plastry rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
-Wejdź!!- krzyknęłam bo nie mogłam odejść od stołu.
-Hej! Co tak ładnie pachnie??
-Biszkopt.
-Mnomnomnomn będzie jedzenie!- ucieszyła się Monika.
-Nie będzie, co najwyżej w lodówce masz spagetti z wczoraj chcesz to sobie przygrzej.- Monia przejrzała zawartość lodówki.
-A mogę jogurt?
-Bierz. Ej! Właśnie! Rozmawiałam z Ignaczakiem, jakieś chłopaki też przychodzą bez pary. Będzie fajnie, jedź z nami. Proszę, proszę, proszę, proszę.
-Okej, okej. Niech Ci będzie.
Z Bełchatowa wyruszyliśmy około 14. Podrzuciłam moją przyjaciółkę pod dom i ruszyłam do Wodzisławia Śląskiego gdzie mieszkała moja babcia. Lekko drżącym palcem nacisnęłam na dzwonek. Drzwi się otworzyły.
__________________________________________________________________
Witajcie Robaczki!! :*
11 godzin na uczelni to stanowczo za dużo! Padam na twarz!
Jestem z siebie niezmiernie dumna bo udało mi się wyrobić i wrzucić Wam ten rozdział w środę! Juhuu!! :D
Trzymajcie się cieplutko bo dni coraz chłodniejsze :*
Do przyszłego poczytania:
T.
Haha! Nie pytajcie skąd taki wieeeeeelki odstęp tam się zrobił, sama nie wiem :D Zauważyłam dopiero jak wstawiłam, sorry ;)
OdpowiedzUsuńHehe jakoś nie zwróciłam uwagi. Masz racje 11 godz to zdecydowanie za dużo ale Cię przebije ja siedzę tak prawie codziennie a jutro to nawet 12 xd rozdział świetny i przepraszam że tak krótko ale padam ze zmęczenia. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOjej! To naprawdę współczuję :*
Usuń