-No więc?
-Idę na studia.
-Jak to?- zapytał zdziwiony.- Jesteś pewna że to jest dobry pomysł?
-Tak, bardzo dokładnie to przemyślałam.
-Tośka ale OrlenLiga! Słyszysz jak to brzmi?- nie spodziewałam się takiej reakcji Bartka.
-Przepraszam bardzo ale powiedziałeś, że niezależnie jaką decyzję podejmę będziesz mnie wspierał.
-Bo byłem przekonany, że przyjmiesz tą propozycję.
-Więc co? Mam rzucić wszystko i iść do Dąbrowy??
-Właśnie to powinnaś zrobić.
-Wiesz co? Myślałam, że się ucieszysz, że będę bliżej Ciebie, że będziemy mogli się częściej widywać.
-Marnujesz swoją szansę!
-Ale to moja szansa i moje życie!- odwróciłam się do niego tyłem, nie miałam już więcej ochoty z nim rozmawiać.
-Tosia przecież wiesz, że to dla Twojego dobra. Nie powiedziałem tego żeby Ci zrobić na złość czy sprawić przykrość. Zależy mi na Twoim szczęściu a właśnie odrzucasz opcję która szybko się może nie powtórzyć, pasujesz tam. To Twoja życiowa szansa. Jak chciałaś iść do Nysy to nie zastanawiałaś się nawet przez chwilę, chciałaś grać, rozwijać się i wierzyłaś że będziesz najlepsza. Gdzie jest tamta Tośka? Ta wygadana, dążąca do obranego celu dziewczynka, która chciała grać pomimo wszystko i wszystkim.
-Dorosła.
Całą drogę powrotną, która nam jeszcze została zastanawiałam się nad słowami Bartka. Po części miał trochę racji od zawsze marzyłam żeby grać w najlepszej polskiej lidze i idąc do Nysy chodziło mi o rozwijanie się, bycie coraz lepszą żebym doszła do takiego poziomu jakie prezentowały siatkarki grające w Orlenie. Kiedyś dała bym się pokroić za taką propozycję, a teraz ją odrzucam. Tutaj już nie chodziło o to żeby być bliżej Bartka bo byłam świadoma, że tak czy siak będziemy mieli bardzo mało czasu dla siebie, ale chodziło też o spełnianie swoich marzeń o sprawdzenie siebie. Poza tym chciałam też mieć jakąś inną furtkę którą mogła bym wybrać gdyby moja kariera siatkarska nie wyszła albo ewentualnie po skończonej karierze siatkarskiej. Dlaczego Bartek tego nie rozumiał? Chciałam mu to wszystko wytłumaczyć ale chwilowo nie miałam ochoty z nim rozmawiać. W jakiś sposób mnie zawiódł podważając moją ciężko podjętą decyzję.
24 czerwca wróciliśmy do Polski. Do odebrania wyników maturalnych zostały 3 dni, będąc w Bułgarii nie odczuwałam tego stresu bo wydawało mi się że mam jeszcze bardzo dużo czasu jak się okazało to "dużo czasu" ograniczyło się do kilku dni. Nie mogłam spać, jeść ani na niczym się skupić. Na dodatek wrócił temat Dąbrowy.
-Wysłałaś im już odpowiedź?- dopytywał się Bartek.
-Nie.
-Na co czekasz sokoro już podjęłaś decyzję?- milczałam.- Nie powiesz mi? A może dlatego, że w razie gdyby Ci nie poszły matury przyjęła byś tę propozycję? Tak? Powiedz czy tak??
-Przestań.
-Tośka musisz zrozumieć jedną bardzo ważną rzecz. Żeby być siatkarką, dobrą siatkarką musisz tego chcieć bardziej niż czegokolwiek innego, tego się nie robi dla zachcianki. Przemyśl sobie kilka rzeczy a przede wszystkim zadaj sobie pytanie: czego właściwie chcesz.- wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Zostawił mnie z mętlikiem w głowie i łzami w oczach. Sięgnęłam po telefon. Znalazłam w ostatnich kontaktach "Monia" i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach włączyła się poczta. Powiedzenie: do kobiety powinno się dzwonić dwa razy, raz żeby znalazła telefon w torebce i drugi raz żeby odebrała stało się bardzo prawdziwe. Odczekałam chwilę i wybrałam jeszcze raz numer mojej przyjaciółki.
-Halo?- usłyszałam jej głos w słuchawce, jeszcze więcej łez napłynęło do moich oczu bo strasznie się za nią stęskniłam.
-Cześć.
-No wreszcie! Myślałam, że zaginęliście w tej Bułgarii, kiedy wróciliście, jak było?
-Wczoraj wróciliśmy, było super. Pogoda dopisała, jedzenie pyszne mnóstwo atrakcji i w ogóle jestem mega zadowolona.
-A jak tam Bartek?
-Nie wiem, sama Go zapytaj.
-Znowu się pokłóciliście?
-Można tak powiedzieć.
-O co tym razem?
Opowiedziałam jej wszystko od początku zaczynając od propozycji którą dostałam a kończąc na rozmowie która się zakończyła nie dalej jak 20 minut temu.
-Hmmm ciężka sprawa. Fajnie, że się o Ciebie troszczy i dba ale może spróbuj mu to jakoś wytłumaczyć, wyjaśnić.
-Monia ja już nie mam siły z nim rozmawiać. On każdy argument mówi z takimi pretensjami, że odechciewa się wszystkiego. Jeszcze na dodatek mówi to w taki sposób że ja mam wyrzuty sumienia.
-To nie wiem co mam Ci poradzić.
-A ja nie wiem co mam robić. No nic, cieszę się, że przynajmniej mogłam się wygadać. Powodzenia na jutrzejszych wynikach!
-Wzajemnie paaa!
-Papa!
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę kończąc połączenie. Wyszłam z pokoju z zamiarem porozmawiania z Bartkiem po raz kolejny. Niestety nie mogłam Go znaleźć. W kuchni natknęłam się na panią Iwonę.
-Nie wie pani gdzie jest Bartek?
-Nie mam pojęcia. - wtedy wpadłam na pomysł gdzie może być.
Zabrałam butelkę wody ze spiżarni, ubrałam buty i wyszłam z domu. Przeszłam przez ulicę a później przez mały park, będąc już w parku słyszałam odbijaną piłkę. To Bartek śmigał z piłką do kosza po boisku. Usiadłam na ławce obserwując jego grę. Kiedy trafił do kosza, zaczęłam mu bić brawo, wtedy mnie zauważył. Złapał piłkę i przysiadł się do mnie, rzuciłam mu wodę.
-Co tu robisz?
-Szukałam Cię.
-Skąd wiedziałaś, że tutaj jestem?
-Bo Cię znam. Pamiętasz jak pierwszy raz tutaj przyszliśmy? Niecałe trzy lata temu, uczyłeś mnie grać w kosza. Poznałam wtedy Paulę...
-Do czego zmierzasz?
-Do tej "dawnej Tośki" jak to określiłeś. Może dawna Tośka niczym się nie różni od obecnej Tośki. Zawsze mi zależało na nauce, chciałam się uczyć ale zrozum chcę mieć jakąś alternatywę, bramkę numer 2, kiedy siatkówka się skończy. Rozumiesz?
-Ja rozumiem, tylko Ty nie rozumiesz jednej rzeczy.
-Jakiej?
-Siatkówka żeby się skończyć musi się kiedyś zacząć a jak wybierzesz studia to się nie zacznie. NIGDY! Nie ma takiej możliwości, najmniejszej.
-Bartek czy Ci się to podoba czy nie, nie zmienię decyzji.- powiedziałam twardo.
-Więc wróć do domu i wyślij im odpowiedź, że odrzucasz ich propozycję. Teraz, nie jak poznasz wyniki, nie kiedy się już dostaniesz na uczelnię tylko dzisiaj, teraz, zaraz.
-Nie pomagasz mi.
-Bo nie mogę patrzeć jak Polska właśnie traci następczynię Kasi Skowrońskiej.
-Przestań gadać głupoty i dotrzymaj słowa, że będziesz mnie wspierał niezależnie jaką decyzję podejmę.
-Dobrze, tylko żebyś potem nie płakała że zmarnowałaś szansę.- objął mnie i pocałował w czubek głowy.
-Wtedy będziesz mógł mi przyjebać.- powiedziałam z uśmiechem bo byłam zadowolona że Bartek w końcu zaakceptował moją decyzję.
-Nigdy.
Następnego dnia miały być wyniki. O 9 udało się wstać z łóżka ale nic nie zjadłam tak miałam ściśnięty żołądek, w szkole miałam być na godzinę 11. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wróciłam do pokoju, stanęłam przed szafą zastanawiając się jak się ubrać. W sumie to tylko odebranie wyników to chyba nie jest konieczny strój galowy. Założyłam jeansy i białą bokserkę. Ręce mi się strasznie trzęsły kiedy wiązałam adidasy. Jakoś dotarłam do szkoły i przy wejściu od razu natknęłam się na Pulę.
-Hej.
-Hej. Jak tam?
-Strasznie się denerwuję.
-To tak jak ja.- przyznałam jej rację.
-Jedziesz gdzieś na wakacje?
-We wtorek wróciłam z Bułgarii.
-O! Super! Ale nic po Tobie nie widać, wcale się nie opaliłaś.
-Cóż takie uroki bycia rudą. Jak byś Bartka zobaczyła, on jest caaaały brązowy.
Tak gawędząc usłyszałam swoje nazwisko. Odwróciłam się w stronę drzwi, stał tam nasz wychowawca i po dzienniku wzywał do klasy poszczególne osoby. Zanim dostałam do ręki dokument będący dowodem wyników moich matur najpierw musiałam złożyć autograf potwierdzający odbiór tego świstka. Podpisałam się jak najszybciej i zabrałam co było moje. Spojrzałam na kartkę i zamurowało mnie.
_________________________________________________________________
Wczoraj widziałam na uczelni identycznego kolesia jak Grzesiu Kosok O.o ale to nie był on ;D
Jutro jadę do domku!! <3
Może Misiaki teraz będę miała trochę więcej czasu dla Was i coś się pojawi w sobotę (ale nie obiecuję) ;)
A co do spraw siatkarskich to jesteśmy w czarnej dupie, ale pomimo tego że jest źle i nie wygląda to wszystko kolorowo to ja wierzę w chłopaków. To są nasze walczaki, którzy wyszli obronną ręką już z nie jednej opresji. A to całe zamieszanie o Bartmana, cóż wybaczcie ale muszę coś napisać. Nie przepadam za nim ale mam do niego szacunek jako do siatkarza, nie wyszedł mu sezon i to jest fakt, dostał szansę od Anastasiego- brawa dla niego ale jak nie idzie mu w meczu to chyba pora Go zmienić bo gdzie jak gdzie ale w polskiej ekipie mamy zmienników na tej pozycji. I nie mówię jak to co niektórzy piszą, że trzeba go od razu wywalić z kadry, każdy ma prawo do słabszych meczy, każdemu kiedyś się takie mecze zdarzyły i nie chodzi mi tu również o to że to tylko przez Bartmana przegraliśmy bo tak nie jest. Tak jak mówię, nie lubię Go ale każdemu siatkarzowi szacunek się należy za tą ciężką pracę którą włożył a jeżeli już reprezentuje nasz kraj to nie przez przypadek tylko naprawdę coś musi umieć. Przepraszam, że tak się rozpisałam ale nie mogę znieść jak ludzie krytykują siatkarzy, poza tym najczęściej są to ludzie którzy nie znają się na siatkówce. Koniec ;)
"W górę serca bo POLSKA wygra mecz, POLSKA wygra mecz, POLSKA wygra mecz!!"
P.S jeżeli lubicie oglądać filmiki na temat kosmetyków itp to zapraszam na kanał mojej koleżanki. Dopiero się rozkręca więc nie ma jeszcze dużo filmików i podobnie jak ja nie ma też za dużo czasu teraz dlatego nie dodaje filmików ale spokojnie, naciskam ją już żeby wstawiła coś nowego ;) Zapraszam: http://www.youtube.com/user/Madelein92/videos ;D
Do przyszłego poczytania:
T.
Najpierw poszliśmy na śniadanie. Później ruszyliśmy na miasto, było cudownie. Wszędzie pełno ludzi, każdy mówił w innym języku. Żar lał się z nieba, więc postanowiliśmy się trochę ochłodzić. Zdjęliśmy buty i przespacerowaliśmy się brzegiem morza. Jak się okazało to nie nasz polski Bałtyk który maksymalnie osiąga 17 stopni. Woda była cieplutka więc zaczęliśmy się nią chlapać, po kilku minutach byliśmy cali mokrzy.
Czas leciał bardzo szybko. Było już po południu więc stwierdziliśmy że czas na obiad. Bartek wziął mnie na "barana" w drodze powrotnej do hotelu. Kiedy najedzeni wpadliśmy do pokoju było już po 18.
-Nie ruszam się dzisiaj z łóżka. Wołami mnie stąd nie ściągnął.- mamrotałam leżąc rozwalona na środku łóżka.
-Jesteś tego pewna?
-Jak niczego na świecie.- Bartek położył się koło mnie i objął mnie ramieniem.- Weź włącz jakiś film.
-Teraz?? Jak się już wygodnie ułożyłem!?
-Prooooooszę.- zrobiłam "oczy ze Shreka". Zadziałało. Wstał z łóżka i wyciągnął laptopa.
-Jaki gatunek?
-Komedia albo nie, horror albo... hmmm... może... eee... daj mi ten komputer.
Wybrałam "skarb narodów". Jak skończyliśmy oglądać było po 20 i Bartek znowu gdzieś mnie ciągnął. Wyszliśmy z hotelu w bliżej nieokreślonym kierunku. Wieczorem było jeszcze więcej ludzi niż za dnia.
-Chodź wejdziemy tutaj.- skręciliśmy w lewo i weszliśmy do jakiejś małej restauracji gdzie nawet nie było dużo ludzi. Dostaliśmy menu. Po kilku minutach zastanowienia złożyliśmy zamówienie.
-Zaraz przyjdę.- Bartek wstał i poszedł gdzieś w głąb restauracji. Chwilę później wrócił, stanął przy mnie ale cały czas trzymając jedną rękę z tyłu.
-Co tam chowasz?
-Przyznaj się, nie wiesz jaki jest dzisiaj dzień.-powiedział Bartek z uśmiechem na ustach.
-Wiem. Wtorek, 10 czerwca 2008 roku.
-I?
-I coś jeszcze?
-Kotek rocznica dzisiaj nasza, to już rok.- uświadomił mnie wyjmując zza pleców wielki bukiet czerwonych róż.
-W zasadzie to bym się trochę sprzeczała. Miesiąc nie byliśmy razem więc idąc takim tokiem myślenia nasza rocznica wypada za miesiąc.- w tym czasie Bartek poprosił kelnera o wazon.
-Okej w takim razie za rok będziemy obchodzić naszą rocznicę w lipcu. Też 10?
-Wybierzmy sobie dzień. Jak by odjąć mój dzień urodzenia od Twojego to będzie...- szybka kalkulacja 29-21.- ... 8! 8 lipiec będzie naszą rocznicą.
-Może być.
Kelner przyniósł naszą kolację. Jedzenie było przepyszne. Wracając do hotelu stwierdziliśmy że pójdziemy okrężną drogą, bardzo przyjemnie się spacerowało przy świetle lamp mając u boku swojego "księcia z bajki" i jeszcze trzymając w rękach bukiet czerwonych róż.
Kurcze to już naprawdę rok. Zleciało nawet nie wiem kiedy. Mieliśmy wzloty i upadki ale to nie ważne, teraz miałam Go ze sobą tylko dla siebie.
Mocniej zacisnęłam rękę którą trzymał Bartek, spojrzał na mnie po czym się pochylił i dał mi całusa.
-O czym myślisz?
-O nas.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-I jakie wnioski?
-Wnioski są następujące...- przybrałam poważną minę jaką często mają nauczyciele.-... cieszę się, że tu jesteśmy razem i że Cię mam.
-Oooooo! Bo się wzruszę.- zaczął się ze mnie nabijać.
-Uduszę Cię! Ja tu się produkuję, prawię Ci komplementy a Ty co??
-Kooootek!- zaczęłam przed nim uciekać, biegł za mną, wiedziałam że dawał mi fory bo bez większego problemu byłby w stanie dogonić. Kiedy w końcu mnie dogonił porwał mnie w swoje ramiona i podniósł do góry, zaczęłam piszczeć i bić go różami.
-Głuuuupia!! Taki ładny bukiet zniszczyłaś!- niósł mnie na rękach.
-Tam tam tam!!- krzyczałam, pokazując palcem bliżej niezidentyfikowane miejsce.
-Gdzie gdzie gdzie??
-No tam tam tam!!
-Tam?
-Nie nie nie! W lewo! Nie! Teraz w prawo!! No Bartek nie wydurniaj się!!- prawie płakałam ze śmiechu.
-Ale Ty chcesz?
-KOSZ!!!
Nasza droga powrotna zajęła ponad dwie godziny.
Kolejne dni mijały na wiecznym leniuchowaniu i kąpielach w morzu. Bartek uczył mnie pływać ale dalej się nie nauczyłam, byłam tępym uczniem.
Pierwszy tydzień zleciał jak z bicza trzasł. Bawiliśmy się wyśmienicie i wcale nie chciało nam się wracać. Środek dnia zawsze spędzaliśmy w hotelowym pokoju ponieważ temperatura na zewnątrz była nie do wytrzymania. W hotelu klima chodziła na okrągło.
Niestety zbliżał się termin naszego powrotu do Polski. Z jednej strony byłam bardzo zadowolona, a z drugiej najchętniej nigdy bym stamtąd nie wyjeżdżała. Trzeba przyznać że błogie lenistwo również skłoniło mnie do wielu przemyśleń a mianowicie podjęłam decyzję związaną z najbliższym rokiem ale musiałam jeszcze porozmawiać z Bartkiem a jakoś nie było okazji do poważnej rozmowy. Taka okazja jednak nadarzyła się w autokarze wiozącym nas do naszego ojczystego kraju.
Siedziałam przytulona do Bartka owinięta jego bluzą. Dochodziła już 1 w nocy ale obydwoje nie mieliśmy chęci spać.
-Bartuś? Możemy porozmawiać?
-Stało się coś?
-Pamiętasz jak na stypie rozmawialiśmy o tym że nie wiem co zrobić...- zawiesiłam na chwilę głos.
-Iii...???- zachęcił mnie Bartek.
-I już wiem.
_________________________________________________________________
Przepraszam Was kochani najmocniej ale dzisiejszy dzień to jakaś porażka. Nic dzisiaj nie poszło po mojej myśli a jeszcze muszę coś sobie powtórzyć na jutrzejszą zerówkę z analizy. Chociaż nie, jest jeden plus dzisiejszego dnia. Dzięki Michałowi znów matematyka stała się matematyką a nie ciągiem niezrozumiałych znaków. Dzięki Michał :*
Trzymajcie jutro za mnie kciuki o 15:20 <boi_się> będę rozwalać zadania z całkami podwójnymi i potrójnymi oraz pochodne cząstkowe biegunowe i coś tam jeszcze, hahaha ale będzie jazda ;D
P.S Wiem, że rozdział jest bardzo krótki ale nie zdążyłam go bardziej rozwinąć. Przyznaję się bez winy. Możecie mnie zlinczować. Przepraszam najmocniej.
Lecę się uczyć! :/ papa Misiaki :*
Do przyszłego poczytania:
T.
-Tosia, wiem że to nie najlepszy moment ale mam dla Ciebie prezent.- ciocia wyciągnęła z kieszeni jakieś klucze.- To są klucze do naszego a właściwie już Twojego mieszkania w Krakowie.
-Bardzo dziękuję ale nie mogę tego przyjąć, poza tym ciociu nie jestem pewna czy pójdę do Krakowa, nie wiem czy się tam dostanę.- przecież nie mogłam powiedzieć cioci która studiowała matematykę a jej mąż fizykę oboje na UJ, że nie chcę tam iść.
-Na pewno się dostaniesz, a jeśli nie to przecież możesz wynajmować to mieszkanie, będziesz wtedy w stanie opłacić sobie mieszkanie tam gdzie pójdziesz.
-Na prawdę nie mogę, to za drogi prezent.
-Bierz bierz, a ten przystojny kawaler- wskazała na Bartka a ja starałam się nie wybuchnąć śmiechem- to Twój chłopak?
-Tak.
-A on gdzie studiuje?
-Nie studiuje, gra w siatkówkę.- ciocia się skrzywiła, każdy kto się nie uczy lub przerwał naukę dla niej jest gorszy.
-Ale kiedyś pójdzie na studia.
-Nie wiem, niech ciocia Go sama zapyta.
-Chociaż Ty nie miej takich mądrych pomysłów żeby nie studiować. Pamiętaj to co masz w głowie jest najważniejsze.- ciocia wróciła do salonu.
-Co to za baba??
-Jaka baba?
-Podeszła do mnie zaczęła mnie wypytywać dlaczego nie studiuję itd.- westchnęłam, kiedy mówiłam jej żeby zapytała Bartka nie sądziłam że naprawdę to zrobi.
-To moja ciocia, właśnie mi dała mieszkanie w Krakowie.
-W Krakowie? Idziesz do Krakowa?- uważnie mi się przyglądał.
-Nie wiem, na prawdę nie wiem co robić.
-Jeszcze kilka godzin temu doskonale wiedziałaś.
-Ale sprawdziłam pocztę, władze klubu MKS Dąbrowa Górnicza są zainteresowane współpracą ze mną.
-OrlenLiga.- kiwnęłam głową.
-Bartek, co mam robić?- przytulił mnie.
-Zrób tak żebyś potem niczego w życiu nie żałowała i pamiętaj jakąkolwiek decyzję podejmiesz będę z Tobą.
Nie mogłam spać po nocach zastanawiając się co powinnam zrobić. Myślisz sobie, że masz wszystko zaplanowane a tu jedna wiadomość zmienia wszystko. Propozycja z Dąbrowy kusiła, wiedziałam, że niewiele jest osób które grały w III lidze a później awansują do OrlenLigi. W zasadzie to jest jakiś odsetek, aż grzech było by nie skorzystać ale wtedy była bym z dala od Bartka.
Maj minął szybko i nadszedł czerwiec czyli miesiąc naszych wakacji. Cieszyłam się strasznie bo miałam okazję choć na chwilę oderwać się od tego wszystkiego ale uświadomiłam sobie, że nasi rodzice nie wiedzą co planujemy. Mimo wszystko wypadało by im powiedzieć.
-Mamo, tato musimy wam coś powiedzieć.- stanęliśmy z Bartkiem przed moimi rodzicami, którzy momentalnie zbledli, uświadomiłam sobie, że to nie zabrzmiało dobrze więc spróbowałam naprawić swój błąd.- To nie to co myślicie. Jedziemy z Bartkiem na wakacje.
-Gdzie i kiedy?- zapytała mama.
-Do Bułgarii na tydzień, wyjazd z Polski jest za 3 dni.
-I teraz nam to mówicie??- mama się lekko zdenerwowała.
-Wcześniej jakoś nie było okazji.
-Skąd wyjeżdżacie?
-Z Wrocławia, dlatego jutro jedziemy do mnie.- włączył się do rozmowy Bartek.
-A co z Twoim prawem jazdy?- wyczucie mojego ojca jest czasami zabójcze.
-Jak przyjadę to zrobię, spokojnie.
-Tylko uważajcie na siebie.- uznaliśmy, że to koniec rozmowy i poszliśmy do siebie zostawiając rodziców przed telewizorem.
Wieczór zleciał mi na pakowaniu się.
-Weź też jakąś ładną sukienkę.-spojrzałam na Bartka.
-Po co?
-Może pójdziemy gdzieś na dzikie bansy.- spakowałam pierwszą lepszą sukienkę lekko zdziwiona.
Do Nysy dojechaliśmy już po południu, akurat trafiliśmy na obiad. Rodzicom Bartka również oznajmiliśmy, że pojutrze wyjeżdżamy. Przyjęli to spokojnie, a my zaczęliśmy odliczać godziny do wyjazdu.
Tego wieczoru leżałam u Bartka na łóżku a on wyrzucał z szafy wszystkie swoje rzeczy i pokazywał mi je. Odpowiadałam tylko "bierz" albo "zostaw" to było nawet zabawne. Mniej zabawnie zrobiło się kiedy chciałam wziąć jeszcze kilka swoich rzeczy ale okazało się że moja walizka jest za mała. Wpadłam na genialny pomysł żeby te kilka swoich rzeczy wrzucić do Bartka walizki.
Dzień wyjazdu był pełen nerwów, oczywiście najpierw nie zadzwonił budzik, później szybkie śniadanie i pakowanie walizek do samochodu.
-Chryste! Coś Ty tam napakowała?? Cegły?- Bartek dźwigał moją walizkę.
-Nie, kilka najpotrzebniejszych rzeczy.
-I to musi być takie ciężkie??
-Pakuj! Sezon w Skrze przed Tobą!- pokręcił tylko z rozbawieniem głową.
Przed południem obraliśmy kierunek Wrocław. Pogoda była piękna ale przerażała mnie perspektywa 20 godzin jazdy z Wrocławia do Achtopolu. Nie chciałam nawet myśleć ile Bartek zapłacił za te wakacje, próbowałam to z niego wyciągnąć ale nie chciał mi powiedzieć.
Przedarliśmy się przez korki, później gorączkowo szukaliśmy miejsca parkingowego do tej pory nie wiem jak udało nam się znaleźć niepłatny parking we Wrocławiu. Wzięliśmy walizki i ruszyliśmy na dworzec. Nie muszę chyba wspominać że ledwie zdążyliśmy przez moje jęki że walizka jest za ciężka i Bartkowe błagania żebym się pospieszyła, w efekcie zamieniliśmy się za walizki bo Kurka była lżejsza a nie mógł nieść dwóch gdyż taszczył jeszcze mój tak zwany "bagaż podręczny". Ale wsiedliśmy, no dobra runęliśmy jak te kłody na siedzenia z wielką ulgą to znaczy ja z ulgą bo Bartek od razu zaczął narzekać że ma mało miejsca. Na szczęście autokarem jechało bardzo mało ludzi i mógł wyciągnąć swoje dłuuuuugie kończyny dolne. Ruszyliśmy.
Po 20-sto godzinnej "przejażdżce" autobusem, 10 czerwca 2008 roku o godzinie 8:30 dotarliśmy na miejsce. Pogoda była przepiękna, szybko złapaliśmy taksówkę, która zawiozła nas do hotelu. Po szybkim zakwaterowaniu się wpadliśmy jak burza do przydzielonego nam pokoju. Bartek rzucił się na łóżko ja zaczęłam okupować łazienkę.
-Załóż sukienkę!!- usłyszałam wołanie Kurka zza drzwi.
-Po co??
-Porywam Cię!!
-Gdzie??
-Zobaczysz!!
-To podaj mi ją z walizki.
-Której?
-Jednej z dwóch.
-Ale której?
-A skąd mam wiedzieć??
-Chryste! Trzy światy z Tobą.
Zdążyłam wziąć prysznic i dopiero wtedy Bartkowi udało się znaleźć moją sukienkę. Szybko się w nią ubrałam i wyszłam z łazienki. Później Bartek poszedł wziąć szybki prysznic a ja rzuciłam się na nieziemsko wygodne łóżko.
-Gotowa?-zapytał Bartek wychodząc z łazienki, kiwnęłam głową.- Madame?- podał mi rękę, podałam mu swoją i wyszliśmy z pokoju.
-To gdzie idziemy?
-Zobaczysz.
_________________________________________________________________
Jestem!! Wiem, że późno ale musicie mi wybaczyć, miałam dzisiaj 3 kolokwia. Umieram!! Jeszcze jutro mnie czeka jedno :/
Niestety z Brazylią polegliśmy i to dwukrotnie ale przecież to dopiero początek turnieju i chłopaki na pewno się odkują w końcu to nasze walczaki!!
A w ogóle to Kadziewicz świetnie się sprawdza w roli "dziennikarza", nareszcie ktoś kompetentny kto zna się na siatkówce. I chłopaki też jakoś chętniej i swobodniej udzielają wywiadów Kadziowi. Z chęcią bym jeszcze raz zobaczyła Łukasza w barwach biało- czerwonych z orzełkiem na piersi. A Wy?
Dobra kochani lecę się dalej uczyć :(
Do przyszłego poczytania:
T.
-Mów.- wstrzymałam oddech.
-Bo chciałem...- zawiesił się.
-Co chciałeś?
-No wiesz..- plątał się.
-No nie wiem!- zaczął mnie irytować.
-Zrobiłem coś.
-Co zrobiłeś?
-Ale nie wiem jak zareagujesz.
-Kurwa! Kurek mów o co chodzi!
-Wykupiłem dla nas dwutygodniowe wakacje w Bułgarii.
-Ahaha ale się uśmiałam. Poważnie pytam.
-A ja poważnie mówię.- na jego ustach powoli pojawiał się banan.
-Nie zrobiłeś tego.
-Owszem zrobiłem.- rzuciłam w niego poduszką.
-Jak mogłeś debilu mnie tak przestraszyć!?- zaczęłam się na niego wydzierać.
-To znaczy że nie chcesz jechać?
-Jasne, że chcę!!- rzuciłam mu się na szyję.- Ale nie mogę.- odsunął mnie od siebie na kilka centymetrów.
-Jak to nie możesz?- mina mu trochę zrzedła.
-Chyba, że Ci oddam kasę, nie mogę przyjmować takich drogich prezentów.
-Nawet nie żartuj, nie chcę słyszeć o żadnym oddawaniu pieniędzy, to mają być nasze wakacje.- swoje słowa potwierdził namiętnym pocałunkiem.- Wyjeżdżamy na początku czerwca.
Powoli zaczynała się nerwówka związana z maturą. Już 5 maja czekał mnie pierwszy egzamin pisemny z języka polskiego. Oczywiście moje przygotowywanie się do niego polegało na czytaniu streszczeń bo kto by się przejmował czytaniem lektur? No na pewno nie ja. Tego nieszczęsnego dnia wstałam o 7:30, odbyłam wszystkie poranne łazienkowe rytuały i zeszłam na dół gdzie czekała na mnie pani Iwonka ze śniadaniem.
-Dziękuję bardzo ale ja chyba nic nie zjem.- grzecznie podziękowałam.
W szkole byłam o 8:30, od razu zaczęli wpuszczać nas na salę w porządku alfabetycznym, oprócz tego trzeba było się podpisać na liście i przedstawić dowód potwierdzający twoją tożsamość. Kiedy przyszła moja kolej tak strasznie trzęsły mi się ręce że nie byłam w stanie się podpisać a przecież miałam napisać maturę. Podszedł do mnie mój wychowawca.
-Nie denerwuj się tak. Pomyśl sobie, że to mecz i musisz pokonać przeciwnika czyli komisję która będzie sprawdzać Twoją pracę. Lepiej?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie mam siatki.- mój wychowawca zaczął się ze mnie śmiać a ja próbowałam się uspokoić.
Po niecałych trzech godzinach męczarni z językiem polskim, wyszłam w miarę zadowolona. Na następny dzień czekał mnie język angielski którego bałam się chyba jeszcze bardziej niż polskiego. Cóż języki nie były moją mocną stroną.
Później miałam tydzień przerwy od pisemnych egzaminów urozmaicony maturą ustną z języka polskiego. Udało mi się ją zdać na 55%, ufff.
Idąc najpierw na matematykę a dzień później na fizykę czułam się zdecydowanie pewniej niż na językach. Byłam pewna, że będą trudniejsze rzeczy ale okazało się, że nie było tak źle. 21 maja czekał na mnie jeszcze ustny z angielskiego.
Siedząc 20 maja u siebie w pokoju ucząc się słówek zadzwonił mój tata.
-Cześć. Co słychać?- zapytałam wesoło.
-Tosia, usiądź.- powiedział grobowym głosem.
-Siedzę. Coś się stało?
-Dziadek... dziadek nie żyje.
-Kiedy pogrzeb?
-W piątek.
-Jutro przyjadę, mam podzwonić po rodzinie?
-Zajmiemy się tym jak przyjedziesz. Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przypomniało mi się jak dziadek uczył mnie grać w szachy i w karty. Jak chodziliśmy z psem na spacery, opowiadał mi jak to kiedyś było. Był moim największym fanem chociaż nigdy nie przyszedł na mecz. Pamiętam jak poszliśmy kiedyś zbierać truskawki, połowę zjedliśmy i babcia była zła. Było mi strasznie smutno, że nie zdążyłam się z nim pożegnać.
Cicho zapukałam do pokoju Bartka i otworzyłam drzwi.
-Zajęty jesteś? To przyjdę później.- Bartek siedział ze słuchawkami na uszach przed komputerem.
-Nie, nie jestem zajęty. Stało się coś?
-Możesz wstać?- chyba był lekko zdziwiony ale spełnił moją prośbę. Podeszłam i mocno się do niego przytuliłam.
-Tosieńko co się stało?- zapytał jeszcze raz, zamykając mnie w swoich silnych ramionach.
-Dziadek zmarł.- powiedziałam dość niewyraźnie. Nic nie powiedział tylko położył swój policzek na czubku mojej głowy. Wtedy poczułam, że Kurek jest dla mnie prawdziwą podporą.
Nagle drzwi Bartkowego pokoju się otworzyły i stanęła w nich pani Iwonka.
-Ooo przepraszam. Nie chcia...- reszta zdania utonęła już za zamkniętymi drzwiami.
-Chodź.- Kurek złapał mnie za rękę.
-Gdzie?
-Na dół, do kuchni.
-Po co?
-Zobaczysz.
Kiedy zeszliśmy na dół kazał mi usiąść w salonie na kanapie, czekać i nie podglądać a on poszedł do kuchni. W między czasie poszłam do swojego pokoju i przyniosłam repetytorium do angielskiego żeby nie marnować czasu. Nagle usłyszałam jakiś huk w kuchni i przeciągłe "auaaaaaa!!" Kurka. Już chciałam tam iść ale głos dochodzący z kuchni nakazywał mi zostać na swoim miejscu. Odkrzyknęłam tylko, że plastry są w górnej szafce pierwszej od okna.
Jeszcze po kilku minutach czekania zjawił się mój chłopak, z jedną ręką z tyłu a drugą w jakiś dziwny sposób obklejoną plastrami. Kiedy do mnie podszedł podał mi pucharek lodów na wierzchu była bita śmietana i starta czekolada.
-Chcesz żebym była gruba?
-To na poprawę humoru.- powiedział wręczając mi deser.
-Dzięki.- wzięłam go od niego i postawiłam na ławie.- Pokaż mi tą rękę.
-Najpierw zjedz.
-Bartek, nie bądź dziecinny. Pokaż mi rękę.-posłuchał.
Poszłam do kuchni po apteczkę, bo nie wiem jak on to zrobił ale starł sobie knykcie prawie do samych kości. Przemyłam mu wodą utlenioną, położyłam gazik i przewiązałam bandażem.
-Na przyszłość, jak się bawisz tarką to uważaj na ręce i w ruchomych częściach ciała plastry się nie trzymają.
-Sama mi kazałaś przykleić plaster.
-Bo nie myślałam że chcesz się pozbyć połowy kostek z ręki.
-Jedz. Powiedz czy Ci smakuje.- deser był na prawdę cudowny, chociaż bardziej mnie ujęło że wpadł na taki pomysł i jeszcze chciało mu się go zrealizować.
Spać poszłam dość wcześnie ale długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok.
Angielski poszedł gładko, chociaż nie byłam orłem z tego przedmiotu. Wychodząc ze szkoły zadzwoniłam do Bartka, że zdałam ale on nie odbierał. Trochę się zdenerwowałam ale zaczęłam iść spacerkiem w stronę domu, w niewygodnych szpilkach. Nagle usłyszałam za sobą trąbienie samochodu. Nie wiedziałam o co temu komuś chodzi, przecież szłam chodnikiem i nikomu to nie powinno przeszkadzać. Postanowiłam się tym nie przejmować i szłam dalej, trąbienie się powtórzyło. Już lekko zirytowana odwróciłam się z zamiarem napyskowania coś na kierowcę ale za kierownicą siedział mój Bartek. Szybko podeszłam i wsiadłam do samochodu.
-Czemu na mnie trąbisz jak na tanią dziwkę?
-A jak Cię miałem zawołać?
-Dobra nie ważne. Zawieź mnie do domu.- zmęczona zatopiłam się w fotelu, zsunęłam niewygodne buty i zamknęłam oczy.
-Jak angielski?
-Zdany.
-O czym wylosowałaś temat?
-Podróże, ale pytania były bez sensu. Nie bardzo miałam jak lać wodę na szczęście nie czepiali się za bardzo. Czekaj! Gdzie Ty jedziesz?- otworzyłam oczy i zobaczyłam przekreślony drogowskaz Nysa.
-No mówiłaś, że mam Cię zawieść do domu.
-Ale nie tego! Przecież ja w Nysie mam rzeczy.
-Wziąłem to co wczoraj spakowałaś.
-Weź się chociaż zatrzymaj bo jazda w galowym stroju nie należy do najwygodniejszych.
Zjechał w jakąś leśną drużkę. Odnalazłam moje ulubione jeansowe spodenki i top w biało szare paski.
-Oooo tak zdecydowanie lepiej.- powiedziałam kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę.
Do mnie do domu dojechaliśmy późnym wieczorem. Bartek wziął nasze torby z samochodu i weszliśmy do domu. W salonie siedział ojciec z telefonem w ręku, miał zaczerwienione oczy. Widać było, że płakał. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam.
-Jesteście?- kiwnęłam głową dalej trzymając go w ramionach.
-Daj mi ten telefon.- wyciągnęłam mu słuchawkę z ręki.- Ja będę dzwonić. Gdzie mama?
-Pojechała do pracy. Ja się pójdę położyć.- odszedł szurając nogami.
-Bartek, jak chcesz to możesz jutro wracać do domu, nie musisz tutaj być.
-Wiem, ale chcę.- siadł koło mnie i dyktował mi wszystkie numery naszej rodziny z notesu ojca.
Ostatni telefon wykonałam po 22. Byłam bardzo zmęczona i na dodatek popsuł mi się humor od przekazywania smutnej wiadomości. Cieszyłam się, że Bartek był przy mnie i w każdej chwili mogłam się do niego przytulić. Poszłam zobaczyć co z ojcem. Chyba spał. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. Po położeniu się do łóżka szybko zasnęłam wtulona w Bartka.
Na następny dzień Bartek z ojcem ustawiali wszystko w salonie a my z mamą przygotowywaliśmy posiłki.
-Tosia jesteś z Bartkiem?- zapytała mama podczas przygotowywania mizerii. Zaskoczyła mnie kompletnie tym pytaniem.
-Tak.
-Długo?
-Już prawie rok.
-Tylko pamiętaj, każde czyny pociągają za sobą jakieś konsekwencje.
-Wiem mamo.
-Nie zrób czegoś czego będziesz żałować. Wybrałaś już kierunek studiów?
-Tak. Geofizykę na politechnice łódzkiej.
-A siatkówka?- wzruszyłam ramionami.
-Nie dostałam żadnej propozycji, najwyżej zapiszę się do AZSu.- powiedziałam to samo co Bartkowi.
Tego dnia też położyliśmy się późno.
Na pogrzeb przybyło bardzo dużo ludzi. Byli goście z Warszawy, Krakowa i Śląska, niektórych osób wcale nie znałam. Zdziwiło mnie to, że nie płakałam. Kiedy zmarła babcia Jadzia czyli matka ojca, żona dziadka Tadka też nie płakałam chociaż można to tłumaczyć tym, że byłam dużo młodsza i chyba nie do końca rozumiałam co się dzieje.
Na stypę przybyło dużo ludzi. Krążyłam z talerzami między salonem a kuchnią. Nagle do kuchni przyszła ciocia Ania.
-Tosiu mogę z Tobą porozmawiać? To ważne.- trochę się przestraszyłam ale zgodziłam się i odeszłyśmy na bok.
_________________________________________________________________
Niestety chociaż mocno trzymałam kciuki za chłopaków to polegliśmy ale przecież to nie koniec świata więc uczy do góry Misiaki! Jutro kolejny mecz! Kolejna nadzieja na zwycięstwo! "W górę serca bo POLSKA wygra mecz!!"
Skoro obiecałam to słowa trzeba dotrzymać dlatego dzisiaj wstawiam nowy rozdział ;D
Wasze komentarze strasznie mnie motywują do dalszego pisania :P
Dzięki kochani :*
Do przyszłego poczytania:
T.
-Bogdan przecież piłeś, nie możesz jechać.
-Tato co się stało?- wszyscy patrzyli na mojego ojca.
-Przepraszam ale musimy jechać.
-Gosia ma rację oboje piliście, nie powinieneś siadać za kółko.- włączyła się do rozmowy pani Iwona.
-Ja nie piłem.- odezwał się Bartek.
-Ale co się stało??- czułam, że nic dobrego ale ojciec nie chciał nic powiedzieć.
-Tosia, zobaczymy się jak przyjedziesz po maturach. Bartek zawieziesz nas do domu?- zapytał podając mu kluczyki.
-Tato!!!!- zaczęłam krzyczeć.- Co się stało!!
-Tosia...- pociągnął mnie za rękę- nic o czym musiała byś wiedzieć.
-Powiedz mi!!- spojrzał na mnie z bólem w oczach.
-Dziadek miał zawał jest w szpitalu.
-Jadę z wami! Dajcie mi chwilę.- pobiegłam na górę, wysypałam wszystkie rzeczy z mojej sportowej torby, pobiegłam do łazienki chwyciłam kosmetyczkę, wróciłam do pokoju zabrałam kilka potrzebnych mi rzeczy i zbiegłam na dół. Bartek już siedział za kółkiem, usiadłam z przodu, rodzice żegnali się z państwem Kurek. Podeszli do nas Kuba z Moniką.
-Jarski, rano weźmiesz kluczyki od mojego samochodu i przyjedziecie do nas, dokumenty są w schowku. Monika pokaże Ci drogę.- Bartek odpalił samochód, moi rodzice wsiedli do samochodu i ruszyliśmy.
Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Bartek skupiony na drodze albo na tym żeby nie zasnąć w końcu było już późno, ja bez większego zainteresowania patrzyłam w boczną szybę. Rodzice siedzieli oparci o siebie z zamkniętymi oczami, byłam przekonana, że nie śpią. Nagle poczułam na swoim udzie czyjąś dłoń, spojrzałam w dół i przykryłam ogromną Bartkową rękę swoją mniejszą, zimniejszą i bledszą.
-Prześpij się.- szepnął, odrywając wzrok od jezdni żeby spojrzeć na mnie.
-Nie chce mi się spać.- czując Bartka ciepło poczułam się trochę lepiej.
Pod szpital zajechaliśmy koło 3 nad ranem. Bartek jeszcze dobrze nie zaparkował a ja już byłam na zewnątrz i biegła w kierunku wejścia. Szybko podeszłam do informacji.
-Tadeusz Jarecki, przywieziony wczoraj, zawał serca.- powiedziałam na jednym wydechu. Irytowało mnie to jak wolno przysadzista pani za kontuarem wstukuje informacje do komputera, wszystko robiła za wolno. Rodzice zdążyli mnie dogonić i stojąc ze mną przy ladzie czekali na udzielenie informacji.
-1 piętro, OIOM, dr. Wroczek.- szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę schodów.- Ale jest zakaz odwiedzin!-krzyknęła jeszcze za nami flegmatyczna pani z recepcji. Nie słuchaliśmy jej.
Całą drogę pokonaliśmy biegiem, ani na moment się nie zatrzymując. Kiedy weszliśmy na odpowiedni oddział, pierwsze co to natknęliśmy się na panią w białym kitlu.
-Gośka a co Ty tu robisz?- moja mama miała znajomości w całym szpitalu, w końcu w nim pracowała tylko na innym oddziale.
-Mojego teścia przywiozło wczoraj pogotowie, na dole powiedzieli że tutaj leży.
-Jarecki? Przywieźli wczoraj ale nie wiedziałam że to Twój teść. Jest zakaz odwiedzin ale może pójdę do Wroczka to się czegoś od niego dowiecie.
-Była bym Ci wdzięczna, Halinko.- energicznym krokiem, cicho szurając białymi klapkami poszła do końca korytarza i skręciła w lewo po chwili wychodząc z wysokim mężczyzną również ubranym na biało jak ona. Rodzice chwilę porozmawiali z nim, w tym czasie ja siedziałam na bardzo niewygodnych plastikowych krzesłach. Podszedł do mnie mój ojciec.
-Jedź z Bartkiem do domu, my tutaj poczekamy.- powiedział, kucając przede mną.
-Poczekam z Wami.
-Nie ma takiej potrzeby, przyjedziesz z Bartkiem jak się trochę prześpicie.
-Ale jak by się coś działo to dzwońcie.
-Dobrze kochanie będziemy dzwonić.
Ruszyłam do wyjścia, kiedy wyszłam ze szpitalnego budynku zachłysnęłam się rześkim, porannym, kwietniowym powietrzem. Chwilę mi zajęło zanim odnalazłam czerwonego seata moich rodziców, wsiadłam do środka, Bartek wyglądał na zdziwionego.
-Jedziemy do domu.
-A co z Twoim dziadkiem?
-Leży na OIOMie.
Jadąc tak w ciszy zasnęłam. Obudziłam się jak poczułam, że Bartek odpina moje pasy i wyciąga mnie z samochodu.
-Tosia, gdzie są klucze od domu.
-Powinny być razem z kluczami od samochodu.- odpowiedziałam półprzytomnie. Bartek cały czas trzymając mnie na rękach otwierał dom. Kiedy już udało nam się dostać do środka, jednym kopnięciem Kurek zamknął drzwi i zaniósł mnie do pokoju, szczelnie przykrył kocem i cichutko zamknął drzwi. A ja znów odpłynęłam. Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Spojrzałam na zegarek, było kilka minut po 7. W pierwszej chwili nie wiedziałam co ja tutaj robię i jak się znalazłam u siebie w domu, ale po paru sekundach wszystko sobie przypomniałam. Szpital. Dziadek. Nocna podróż. Bartek za kółkiem. Właśnie a gdzie jest Bartek? Po cichutku wyszłam z mojego pokoju, zaglądając do każdego mijanego przeze mnie pomieszczenia, po Bartku ani widu ani słychu. Dopiero kiedy doszłam do salonu zobaczyłam mojego wielkoluda śpiącego w dziwnej pozycji na kanapie.
-Bartek- delikatnie Go ruszyłam, natychmiast otworzył oczy.
-Tak?
-Nie możesz tak spać, wszystko Cię będzie boleć, chodź.- pociągnęłam Go za sobą w stronę mojego pokoju. Położył się a ja poszłam jeszcze się napić czegoś do kuchni. Kiedy wróciłam Bartek spał, położyłam się koło niego i również usnęłam.
Obudził mnie dźwięk dzwonka tylko jeszcze nie bardzo wiedziałam co dzwoni. Bartek też się obudził i wyglądał na równie skołowanego jak ja. Pierwsze co to spojrzeliśmy na swoje telefony ale to nie było to.
-Drzwi.- powiedzieliśmy jednocześnie i pędem zerwaliśmy się z wyrka.
-No ile można na Was czekać.- zaczęła z wyrzutem Monika wchodząc do domu.
-Sorry spaliśmy. O której wyjechaliście, że już jesteście?
-Rano, obiecaliśmy dostarczyć samochód to jesteśmy.
-Rano? To znaczy, że która jest godzina?
-12 dochodzi.- odparł Kuba oddając Bartkowi kluczyki.
-To ja skoczę do szpitala, poczekacie na mnie?- zwróciłam się do chłopaków.
-Podrzucimy Cię. Monika jedziesz z nami?
-Nie, idę się wyspać i dalej zakuwać do matury. Zdzwonimy się jeszcze Tosia.- pożegnała się i wyszła.
-Chłopaki dajcie mi pół godzinki. I kluczyki do samochodu.- tym razem zwróciłam się do Bartka.
-Przecież Ty nie masz prawa jazdy.
-Chryste! Do mojego ojca samochodu mam tam torbę.
Starałam się jak najszybciej wyszykować, żeby chłopaki nie musieli na mnie czekać. Zadzwoniłam jeszcze do ojca, który poprosił mnie żebyśmy podstawili pod szpital jego samochód.
Bartek ponownie zasiadł za kółkiem czerwonego Seata a ja z Jaroszem w Bartkowej audicy. Zaparkowaliśmy pod szpitalem, zamknęliśmy samochód moich rodziców i poszłam schodami na 1 piętro. Od razu zobaczyłam moich rodziców na korytarzu, biali jak kreda z wielkimi workami pod oczami, widać, że niewyspani i zmęczeni.
-Nie pozwolono nam do niego wejść.- stanęłam razem z nimi i patrzyłam przez oszklone drzwi na mojego dziadka. Przy łóżku zwisało milion kabelków, wężyków i rurek.
-Mamo? Wyjdzie z tego?
-Lekarze nic nie wiedzą.
-Tosia wracaj do Nysy, nie ma sensu żebyś tutaj siedziała, jak się czegoś dowiemy to zadzwonimy do Ciebie.
-Na pewno nie jestem tutaj potrzebna?
-Tak na pewno, jedź dziecko. Powodzenia na maturze.- wyściskałam się z rodzicami i pobiegłam do samochodu.
Do Nysy dotarliśmy bez większych przygód. Byłam tak zmęczona dzisiejszym dniem, że chciałam jak najszybciej iść spać ale miałam jeszcze mnóstwo niepowtórzonego materiału. Znów wyciągnęłam wszystkie książki jakie tylko miałam od matmy i fizyki i zaczęłam się uczyć. Przerwało mi pukanie do drzwi.
-Proszę.- stał w nich młody Kurek z niewyraźną miną.
-Tosia? Bo ja Ci muszę coś jeszcze powiedzieć.- o nie tylko nie to, przeszło mi przez myśl.
_________________________________________________________________
Vive godnie wczoraj przywitano!! "ISKRA to jest potęga, ISKRA najlepsza jest, ISKRĘ trzeba szanować, ISKRĘ ten nasz KS!!" Atmosfera była super! Krzysiu Lijewski gdyby nie był piłkarzem ręcznym zostałby premierem a Boguś Wenta wsiadając już do autokaru odpowiedział na pytanie czy denerwowali go sędziowie, padła odpowiedź: "nie, sędzia też człowiek", jak bym go nie znała to powiedziałabym że oaza spokoju z tego naszego Bogusia; a Tkaczyk rozwalił system pytając się fanów czy znają przyśpiewkę, uwaga cytuję: "kto nie skacze ten jest coś tam" po czym młyn zaczął się drzeć "KTO NIE SKACZE TEN JEST Z PŁOCKA!!". Nie wiem czy była/będzie gdzieś relacja z fety ale warto obejrzeć, chłopaki odpowiadali na pytania swoich fanów na poważnie lub trochę mniej.
Niestety nie udało mi się złapać koszulki :(
A teraz wracamy do siatki!
Trzymamy kciuki w piątek za naszych!! Gdzie będziecie oglądać mecz?? Ja prawdopodobnie urządzam sobie gdzieś ze znajomymi naszą małą "strefę kibica" i idziemy do pubu. Będzie się działo!!
Do przyszłego poczytania:
T.
-Mam dwie wiadomości: bardzo dobrą i bardzo dobrą, którą chcesz usłyszeć pierwszą?- usłyszałam głos Bartka w słuchawce.
-Bardzo dobrą.-odpowiedziałam chociaż pytanie było dla mnie tak samo idiotyczne jak odpowiedź, która raczej była oczywista.
-Ale którą? Tą bardziej bardzo dobrą czy tą mniej bardzo dobrą?- pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to czy on coś brał?
-Mów i mnie nie denerwuj!
-Siedzisz?
-Leżę.
-Może to i lepiej. Dostałem powołanie do reprezentacji!!!-zamarłam, sprawdziłam kalendarz. Dzisiaj jednak nie był 1 kwiecień, więc chyba mówił prawdę.
-Łaaał!! Gratuluję!!!!!- zaczęłam piszczeć do słuchawki.
-Ale jeszcze nie wstawaj! Druga wiadomość to taka, że od przyszłego sezonu będę grał w Skrze!!! Razem z Jarskim!!- zabrakło mi słów, mój chłopak będzie grał w moim ukochanym zespole.- Jesteś tam?
-Tak jestem, naprawdę strasznie Ci gratuluję. Na ile kontrakt podpisałeś?
-Na 2 lata. Musimy to uczcić!
-Koniecznie, jak tylko zrobi się cieplej to zrobimy grilla.
-A kiedy Ci się kończy rok szkolny?
-W przyszły piątek.
-To zrobimy w przyszły piątek, muszę jeszcze do rodziców zadzwonić.- zakończyliśmy rozmowę.
Bełchatów, tam Bartek spędzi najbliższe dwa lata. Chciałam być blisko niego, ale planowałam iść do Krakowa na studia a wtedy już nie była bym blisko Kurka.
Spojrzałam na mapę. Odnalazłam Bełchatów i wtedy rzucił mi się w oczy wielki napis "ŁÓDŹ". Szybko włączyłam komputer, odnalazłam stronę politechniki łódzkiej i zaczęłam przeglądać ofertę tej uczelni. Po blisko 1,5h czytania opisu wszystkich kierunków, znalazłam swój, może nie wymarzony ale satysfakcjonujący mnie kierunek. Nawet zgadzał się z przedmiotami które zadeklarowałam do zdawania na maturze a mianowicie: geofizyka. Czyli kierunek już wybrałam, uczelnię też, zostało tylko zdać przyzwoicie maturę.
-Dziewczyny to jest nasz ostatni mecz, co wy robicie? Oddajecie go bez walki! Tak nie może być!! Wiem, że jesteście zmęczone ale to jest tie-break! I to nie byle jaki bo o mistrzostwo polski! Wasze już 4 mistrzostwo polski! Macie grać na 100%, bij zabij ale wygraj! Do roboty!!- motywował nas trener w naszym ostatnim meczu w tym sezonie a dla niektórych dziewczyn ostatnim meczu w tym klubie. Przegrywałyśmy 8:5 i nie mogłyśmy znaleźć sposobu na nasze przeciwniczki z Pszczyny.
Wypiłam duży łyk wody, zakręciłam butelkę, rzuciłam ją razem z ręcznikiem na ławkę i wbiegłyśmy na boisko.
Serwowały Pszczynianki, przyjęła Jowita perfekcyjnie podając do Weroniki, szybka piłka do Eweliny i ... 8:6! Poszłam na zagrywkę, poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku bo wiedziałam, że nie mogę zepsuć tej piłki. Spojrzałam na trenera, kiwnął głową dając mi do zrozumienia że mam zielona światło. Cofnęłam się na koniec hali, podrzuciłam wysoko piłkę i z całej siły uderzyłam na moim maksymalnym zasięgu, nikt jej nie odebrał ale zadrżałam spoglądając na sędzinę, która niepewnie pokazała boisko. Kolejny raz stanęłam za linią 9 metra, już trochę bardziej pewna siebie. Kolejny mocny serw ale tym razem przeciwniczki utrzymały piłkę w grze. Popis pod siatką dała Natalia, stawiając pojedynczy blok. Remis! Jednak nie popadałyśmy w euforię bo to w dalszym ciągu nie był wygrany mecz. Trzecią zagrywkę już wykonałam flotem, przeciwniczki przyjęły bez większych problemów, jednak przy ataku któraś z nich wpadła w siatkę, to świadczyło o tym jak bardzo są zdenerwowane. I znów ja wprowadzałam piłkę do gry, spojrzałam na drugą stronę boiska, cztery dziewczyny stanęły daleko na przyjęciu pewnie spodziewając się mocnego ataku, ale ja chciałam puścić piłkę po taśmie, uderzyłam ale za wysoko Pszczynianki zorganizowały ładną akcję ale Jowita jakimś nadprzyrodzonym sposobem wyjęła tą piłkę, niewiele myśląc wyskoczyłam do niej i uderzyłam z drugiej czego nie spodziewały się Pszczynianki. 10:8 dla nas i czas dla przeciwniczek bo straciły 5 punktów w jednym ustawieniu. Siadłam na ławce bardzo zmęczona, wytarłam pot ręcznikiem, ktoś rzucił mi butelkę z wodą. Trener coś krzyczał a ja poczułam, że odpływam zrobiło mi się ciemno przed oczami więc schowałam głowę między kolana, wzięłam kilka głębszych oddechów jeszcze raz wypiłam łyk wody i wstałam lekko się chwiejąc.
-Tośka wszystko w porządku? Jesteś zielona.- podeszła do mnie Ewelina.
-Tak wszystko gra. Łykniemy ich dzisiaj!- krzyknęłam do dziewczyn wskazując na przeciwniczki. I może to zdanie wystarczyło wszystkim żeby uwierzyć że po raz kolejny na naszych szyjach zawisną złote medale.
-Brawo dziewczyny jestem z Was dumny.- cieszył się trener kiedy wychodziliśmy po wygranym meczu z hali. Wsiadłyśmy zmęczone do autokaru, którym miałyśmy jechać przez najbliższe dwie godziny do domu ze złotymi medalami na szyi.
Zakończenie roku dla mnie było czymś nierzeczywistym. Wiedziałam, że już nigdy nie wrócę do szkoły, że kończy się jakiś etap w moim życiu i rozpoczyna się kolejny a mimo to wiedziałam, że nie będzie mi brakować tego miejsca. Czułam, że będę tęskniła za Eweliną i dziewczynami z Nysy ale nie za tą szkołą. Ludzie wokół mnie przytulali się płakali, składali sobie obietnice że na pewno się jeszcze spotkają tu, tam, gdzieś tam. Wydawało mi się to wszystko sztuczne i na pokaz, a ja siedziałam spokojnie na ławce i czekałam aż pozwolą mi wrócić do domu bo nie mogłam się doczekać spotkania z Bartkiem.
-Nie wyglądasz na zbyt szczęśliwą.
-Chcę już stąd wyjść.
-Słuchaj wiem, że nie byłyśmy najlepszymi koleżankami i na pewno nigdy nie będziemy ale chciałam Cię przeprosić.- uniosłam jedną brew patrząc na Paulę.- Wiesz za tą akcję z Bartkiem, za złośliwości w Twoim kierunki i za masę innych rzeczy.
-To jakiś kolejny Twój podstęp?
-Nie, to jest szczere. Wiem, że byłam największą zołzą w klasie ale nie chcę być tak zapamiętana.- i wtedy przypomniała mi się akcja sprzed półtora roku kiedy to natknęłam się na Paulę w łazience. Pamiętam co sobie wtedy pomyślałam, że ona ukrywa się za maską, dzisiaj tą maskę zdjęła. W sumie nie wiedziałam co powiedzieć.
-Dzięki Paula, że to powiedziałaś, nie chowam do Ciebie żadnej urazy. Życzę Ci powodzenia w tenisie.
-Dzięki ale rzucam tenis.
-Dlaczego?
-Nienawidzę go!- roześmiała się- Tenis zawsze był marzeniem mojego ojca, ale mam już dość w końcu jestem pełnoletnia i będę robić to co zawsze chciałam.
-Czyli?
-Chcę być pediatrą.- kiedyś bym pomyślała, że więcej dzieci zabije niż wyleczy ale dzisiaj zobaczyłam całkiem miłą dziewczynę.
-Mam nadzieję, że Ci się uda.- przytuliłyśmy się.
-A ja wiem, że Ty kiedyś będziesz znaną siatkarką.- i wtedy zaszkliły mi się oczy, szkoda, że dopiero na zakończeniu szkoły dogadałam się z Paulą.
Kiedy wróciłam do domu czekało na mnie kolejne zaskoczenie. Na podjeździe zobaczyłam samochód moich rodziców, przyjechała razem z nimi Monika. Bartek też już na mnie czekał ale również nie sam, razem z Jarskim. Szybko przebrałam się w coś wygodniejszego niż galowy stój w którym musiałam iść na zakończenie. Pan Adam powiedział, że nie miał czasu jechać do sklepu więc we czwórkę (ja, Kurek, Monia i Jarski) pojechaliśmy do tesco po potrzebne produkty na grilla. Kupiliśmy też wino, w końcu było kilka rzeczy, które trzeba było oblać.
Dzień chylił się ku końcowi i robiło się coraz zimniej, ale to nam nie przeszkadzało. Gwar rozmów ani na moment nie ucichł. Przysunęłam się do Bartka, który zarzucił mi swoją bluzę na ramiona.
-Muszę z Tobą porozmawiać.- odwróciłam jeszcze na moment głowę patrząc na Jarskiego i Monikę którzy świetnie się dogadywali, kątem oka zobaczyłam, że Bartek zrobił to samo.
-Stało się coś?
-Wybrałam kierunek studiów. Geofizyka na politechnice w Łodzi.
-A co z siatkówką?- wzruszyłam ramionami.
-Nie dostałam propozycji z żadnego klubu, najwyżej zapiszę się do AZSu.
-Łódź?-zapytał Bartek a ja tylko kiwnęłam głową.- Będziemy blisko siebie.- ponownie kiwnęłam głową a Bartek otoczył mnie swoim wielkim ramieniem i do siebie przytulił. Siedzieliśmy tak przez chwilę ale nagle wstał mój ojciec.
-Córa, mamy prezent dla Ciebie.- również wstałam.-wykupiliśmy kurs prawa jazdy. Jak tylko napiszesz maturę to zaczynasz naukę.
-Dzięki tato.- uściskałam Go- i mamo- podeszłam również do niej i mocno przytuliłam. Wtedy zadzwonił telefon mojego ojca. Odebrał go i chociaż było ciemno widziałam że momentalnie zbladł.
-Gośka musimy wracać, natychmiast.- odezwał się po skończonej rozmowie biały ściana.
_________________________________________________________________
Witajcie Kochani!!
Dzisiaj wyjątkowo wracam do Was z kolejnym rozdziałem! Taki mały prezent na dzień dziecka! :D
Dziękuję za miłe komentarze od Was które bardzo motywują mnie do dalszego pisania :*
Do przyszłego poczytania:
T.