Czas leciał bardzo szybko. Było już po południu więc stwierdziliśmy że czas na obiad. Bartek wziął mnie na "barana" w drodze powrotnej do hotelu. Kiedy najedzeni wpadliśmy do pokoju było już po 18.
-Nie ruszam się dzisiaj z łóżka. Wołami mnie stąd nie ściągnął.- mamrotałam leżąc rozwalona na środku łóżka.
-Jesteś tego pewna?
-Jak niczego na świecie.- Bartek położył się koło mnie i objął mnie ramieniem.- Weź włącz jakiś film.
-Teraz?? Jak się już wygodnie ułożyłem!?
-Prooooooszę.- zrobiłam "oczy ze Shreka". Zadziałało. Wstał z łóżka i wyciągnął laptopa.
-Jaki gatunek?
-Komedia albo nie, horror albo... hmmm... może... eee... daj mi ten komputer.
Wybrałam "skarb narodów". Jak skończyliśmy oglądać było po 20 i Bartek znowu gdzieś mnie ciągnął. Wyszliśmy z hotelu w bliżej nieokreślonym kierunku. Wieczorem było jeszcze więcej ludzi niż za dnia.
-Chodź wejdziemy tutaj.- skręciliśmy w lewo i weszliśmy do jakiejś małej restauracji gdzie nawet nie było dużo ludzi. Dostaliśmy menu. Po kilku minutach zastanowienia złożyliśmy zamówienie.
-Zaraz przyjdę.- Bartek wstał i poszedł gdzieś w głąb restauracji. Chwilę później wrócił, stanął przy mnie ale cały czas trzymając jedną rękę z tyłu.
-Co tam chowasz?
-Przyznaj się, nie wiesz jaki jest dzisiaj dzień.-powiedział Bartek z uśmiechem na ustach.
-Wiem. Wtorek, 10 czerwca 2008 roku.
-I?
-I coś jeszcze?
-Kotek rocznica dzisiaj nasza, to już rok.- uświadomił mnie wyjmując zza pleców wielki bukiet czerwonych róż.
-W zasadzie to bym się trochę sprzeczała. Miesiąc nie byliśmy razem więc idąc takim tokiem myślenia nasza rocznica wypada za miesiąc.- w tym czasie Bartek poprosił kelnera o wazon.
-Okej w takim razie za rok będziemy obchodzić naszą rocznicę w lipcu. Też 10?
-Wybierzmy sobie dzień. Jak by odjąć mój dzień urodzenia od Twojego to będzie...- szybka kalkulacja 29-21.- ... 8! 8 lipiec będzie naszą rocznicą.
-Może być.
Kelner przyniósł naszą kolację. Jedzenie było przepyszne. Wracając do hotelu stwierdziliśmy że pójdziemy okrężną drogą, bardzo przyjemnie się spacerowało przy świetle lamp mając u boku swojego "księcia z bajki" i jeszcze trzymając w rękach bukiet czerwonych róż.
Kurcze to już naprawdę rok. Zleciało nawet nie wiem kiedy. Mieliśmy wzloty i upadki ale to nie ważne, teraz miałam Go ze sobą tylko dla siebie.
Mocniej zacisnęłam rękę którą trzymał Bartek, spojrzał na mnie po czym się pochylił i dał mi całusa.
-O czym myślisz?
-O nas.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-I jakie wnioski?
-Wnioski są następujące...- przybrałam poważną minę jaką często mają nauczyciele.-... cieszę się, że tu jesteśmy razem i że Cię mam.
-Oooooo! Bo się wzruszę.- zaczął się ze mnie nabijać.
-Uduszę Cię! Ja tu się produkuję, prawię Ci komplementy a Ty co??
-Kooootek!- zaczęłam przed nim uciekać, biegł za mną, wiedziałam że dawał mi fory bo bez większego problemu byłby w stanie dogonić. Kiedy w końcu mnie dogonił porwał mnie w swoje ramiona i podniósł do góry, zaczęłam piszczeć i bić go różami.
-Głuuuupia!! Taki ładny bukiet zniszczyłaś!- niósł mnie na rękach.
-Tam tam tam!!- krzyczałam, pokazując palcem bliżej niezidentyfikowane miejsce.
-Gdzie gdzie gdzie??
-No tam tam tam!!
-Tam?
-Nie nie nie! W lewo! Nie! Teraz w prawo!! No Bartek nie wydurniaj się!!- prawie płakałam ze śmiechu.
-Ale Ty chcesz?
-KOSZ!!!
Nasza droga powrotna zajęła ponad dwie godziny.
Kolejne dni mijały na wiecznym leniuchowaniu i kąpielach w morzu. Bartek uczył mnie pływać ale dalej się nie nauczyłam, byłam tępym uczniem.
Pierwszy tydzień zleciał jak z bicza trzasł. Bawiliśmy się wyśmienicie i wcale nie chciało nam się wracać. Środek dnia zawsze spędzaliśmy w hotelowym pokoju ponieważ temperatura na zewnątrz była nie do wytrzymania. W hotelu klima chodziła na okrągło.
Niestety zbliżał się termin naszego powrotu do Polski. Z jednej strony byłam bardzo zadowolona, a z drugiej najchętniej nigdy bym stamtąd nie wyjeżdżała. Trzeba przyznać że błogie lenistwo również skłoniło mnie do wielu przemyśleń a mianowicie podjęłam decyzję związaną z najbliższym rokiem ale musiałam jeszcze porozmawiać z Bartkiem a jakoś nie było okazji do poważnej rozmowy. Taka okazja jednak nadarzyła się w autokarze wiozącym nas do naszego ojczystego kraju.
Siedziałam przytulona do Bartka owinięta jego bluzą. Dochodziła już 1 w nocy ale obydwoje nie mieliśmy chęci spać.
-Bartuś? Możemy porozmawiać?
-Stało się coś?
-Pamiętasz jak na stypie rozmawialiśmy o tym że nie wiem co zrobić...- zawiesiłam na chwilę głos.
-Iii...???- zachęcił mnie Bartek.
-I już wiem.
_________________________________________________________________
Przepraszam Was kochani najmocniej ale dzisiejszy dzień to jakaś porażka. Nic dzisiaj nie poszło po mojej myśli a jeszcze muszę coś sobie powtórzyć na jutrzejszą zerówkę z analizy. Chociaż nie, jest jeden plus dzisiejszego dnia. Dzięki Michałowi znów matematyka stała się matematyką a nie ciągiem niezrozumiałych znaków. Dzięki Michał :*
Trzymajcie jutro za mnie kciuki o 15:20 <boi_się> będę rozwalać zadania z całkami podwójnymi i potrójnymi oraz pochodne cząstkowe biegunowe i coś tam jeszcze, hahaha ale będzie jazda ;D
P.S Wiem, że rozdział jest bardzo krótki ale nie zdążyłam go bardziej rozwinąć. Przyznaję się bez winy. Możecie mnie zlinczować. Przepraszam najmocniej.
Lecę się uczyć! :/ papa Misiaki :*
Do przyszłego poczytania:
T.
kiedy następny rozdział bo nie mogę się doczekać?;P
OdpowiedzUsuńwybacz ale dopiero w środę, sesja i inne przyjemności, naprawdę przepraszam :*
UsuńSwietny rozdzial :) pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny rozdział!Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com