-Bo chciałem...- zawiesił się.
-Co chciałeś?
-No wiesz..- plątał się.
-No nie wiem!- zaczął mnie irytować.
-Zrobiłem coś.
-Co zrobiłeś?
-Ale nie wiem jak zareagujesz.
-Kurwa! Kurek mów o co chodzi!
-Wykupiłem dla nas dwutygodniowe wakacje w Bułgarii.
-Ahaha ale się uśmiałam. Poważnie pytam.
-A ja poważnie mówię.- na jego ustach powoli pojawiał się banan.
-Nie zrobiłeś tego.
-Owszem zrobiłem.- rzuciłam w niego poduszką.
-Jak mogłeś debilu mnie tak przestraszyć!?- zaczęłam się na niego wydzierać.
-To znaczy że nie chcesz jechać?
-Jasne, że chcę!!- rzuciłam mu się na szyję.- Ale nie mogę.- odsunął mnie od siebie na kilka centymetrów.
-Jak to nie możesz?- mina mu trochę zrzedła.
-Chyba, że Ci oddam kasę, nie mogę przyjmować takich drogich prezentów.
-Nawet nie żartuj, nie chcę słyszeć o żadnym oddawaniu pieniędzy, to mają być nasze wakacje.- swoje słowa potwierdził namiętnym pocałunkiem.- Wyjeżdżamy na początku czerwca.
Powoli zaczynała się nerwówka związana z maturą. Już 5 maja czekał mnie pierwszy egzamin pisemny z języka polskiego. Oczywiście moje przygotowywanie się do niego polegało na czytaniu streszczeń bo kto by się przejmował czytaniem lektur? No na pewno nie ja. Tego nieszczęsnego dnia wstałam o 7:30, odbyłam wszystkie poranne łazienkowe rytuały i zeszłam na dół gdzie czekała na mnie pani Iwonka ze śniadaniem.
-Dziękuję bardzo ale ja chyba nic nie zjem.- grzecznie podziękowałam.
W szkole byłam o 8:30, od razu zaczęli wpuszczać nas na salę w porządku alfabetycznym, oprócz tego trzeba było się podpisać na liście i przedstawić dowód potwierdzający twoją tożsamość. Kiedy przyszła moja kolej tak strasznie trzęsły mi się ręce że nie byłam w stanie się podpisać a przecież miałam napisać maturę. Podszedł do mnie mój wychowawca.
-Nie denerwuj się tak. Pomyśl sobie, że to mecz i musisz pokonać przeciwnika czyli komisję która będzie sprawdzać Twoją pracę. Lepiej?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie mam siatki.- mój wychowawca zaczął się ze mnie śmiać a ja próbowałam się uspokoić.
Po niecałych trzech godzinach męczarni z językiem polskim, wyszłam w miarę zadowolona. Na następny dzień czekał mnie język angielski którego bałam się chyba jeszcze bardziej niż polskiego. Cóż języki nie były moją mocną stroną.
Później miałam tydzień przerwy od pisemnych egzaminów urozmaicony maturą ustną z języka polskiego. Udało mi się ją zdać na 55%, ufff.
Idąc najpierw na matematykę a dzień później na fizykę czułam się zdecydowanie pewniej niż na językach. Byłam pewna, że będą trudniejsze rzeczy ale okazało się, że nie było tak źle. 21 maja czekał na mnie jeszcze ustny z angielskiego.
Siedząc 20 maja u siebie w pokoju ucząc się słówek zadzwonił mój tata.
-Cześć. Co słychać?- zapytałam wesoło.
-Tosia, usiądź.- powiedział grobowym głosem.
-Siedzę. Coś się stało?
-Dziadek... dziadek nie żyje.
-Kiedy pogrzeb?
-W piątek.
-Jutro przyjadę, mam podzwonić po rodzinie?
-Zajmiemy się tym jak przyjedziesz. Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przypomniało mi się jak dziadek uczył mnie grać w szachy i w karty. Jak chodziliśmy z psem na spacery, opowiadał mi jak to kiedyś było. Był moim największym fanem chociaż nigdy nie przyszedł na mecz. Pamiętam jak poszliśmy kiedyś zbierać truskawki, połowę zjedliśmy i babcia była zła. Było mi strasznie smutno, że nie zdążyłam się z nim pożegnać.
Cicho zapukałam do pokoju Bartka i otworzyłam drzwi.
-Zajęty jesteś? To przyjdę później.- Bartek siedział ze słuchawkami na uszach przed komputerem.
-Nie, nie jestem zajęty. Stało się coś?
-Możesz wstać?- chyba był lekko zdziwiony ale spełnił moją prośbę. Podeszłam i mocno się do niego przytuliłam.
-Tosieńko co się stało?- zapytał jeszcze raz, zamykając mnie w swoich silnych ramionach.
-Dziadek zmarł.- powiedziałam dość niewyraźnie. Nic nie powiedział tylko położył swój policzek na czubku mojej głowy. Wtedy poczułam, że Kurek jest dla mnie prawdziwą podporą.
Nagle drzwi Bartkowego pokoju się otworzyły i stanęła w nich pani Iwonka.
-Ooo przepraszam. Nie chcia...- reszta zdania utonęła już za zamkniętymi drzwiami.
-Chodź.- Kurek złapał mnie za rękę.
-Gdzie?
-Na dół, do kuchni.
-Po co?
-Zobaczysz.
Kiedy zeszliśmy na dół kazał mi usiąść w salonie na kanapie, czekać i nie podglądać a on poszedł do kuchni. W między czasie poszłam do swojego pokoju i przyniosłam repetytorium do angielskiego żeby nie marnować czasu. Nagle usłyszałam jakiś huk w kuchni i przeciągłe "auaaaaaa!!" Kurka. Już chciałam tam iść ale głos dochodzący z kuchni nakazywał mi zostać na swoim miejscu. Odkrzyknęłam tylko, że plastry są w górnej szafce pierwszej od okna.
Jeszcze po kilku minutach czekania zjawił się mój chłopak, z jedną ręką z tyłu a drugą w jakiś dziwny sposób obklejoną plastrami. Kiedy do mnie podszedł podał mi pucharek lodów na wierzchu była bita śmietana i starta czekolada.
-Chcesz żebym była gruba?
-To na poprawę humoru.- powiedział wręczając mi deser.
-Dzięki.- wzięłam go od niego i postawiłam na ławie.- Pokaż mi tą rękę.
-Najpierw zjedz.
-Bartek, nie bądź dziecinny. Pokaż mi rękę.-posłuchał.
Poszłam do kuchni po apteczkę, bo nie wiem jak on to zrobił ale starł sobie knykcie prawie do samych kości. Przemyłam mu wodą utlenioną, położyłam gazik i przewiązałam bandażem.
-Na przyszłość, jak się bawisz tarką to uważaj na ręce i w ruchomych częściach ciała plastry się nie trzymają.
-Sama mi kazałaś przykleić plaster.
-Bo nie myślałam że chcesz się pozbyć połowy kostek z ręki.
-Jedz. Powiedz czy Ci smakuje.- deser był na prawdę cudowny, chociaż bardziej mnie ujęło że wpadł na taki pomysł i jeszcze chciało mu się go zrealizować.
Spać poszłam dość wcześnie ale długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok.
Angielski poszedł gładko, chociaż nie byłam orłem z tego przedmiotu. Wychodząc ze szkoły zadzwoniłam do Bartka, że zdałam ale on nie odbierał. Trochę się zdenerwowałam ale zaczęłam iść spacerkiem w stronę domu, w niewygodnych szpilkach. Nagle usłyszałam za sobą trąbienie samochodu. Nie wiedziałam o co temu komuś chodzi, przecież szłam chodnikiem i nikomu to nie powinno przeszkadzać. Postanowiłam się tym nie przejmować i szłam dalej, trąbienie się powtórzyło. Już lekko zirytowana odwróciłam się z zamiarem napyskowania coś na kierowcę ale za kierownicą siedział mój Bartek. Szybko podeszłam i wsiadłam do samochodu.
-Czemu na mnie trąbisz jak na tanią dziwkę?
-A jak Cię miałem zawołać?
-Dobra nie ważne. Zawieź mnie do domu.- zmęczona zatopiłam się w fotelu, zsunęłam niewygodne buty i zamknęłam oczy.
-Jak angielski?
-Zdany.
-O czym wylosowałaś temat?
-Podróże, ale pytania były bez sensu. Nie bardzo miałam jak lać wodę na szczęście nie czepiali się za bardzo. Czekaj! Gdzie Ty jedziesz?- otworzyłam oczy i zobaczyłam przekreślony drogowskaz Nysa.
-No mówiłaś, że mam Cię zawieść do domu.
-Ale nie tego! Przecież ja w Nysie mam rzeczy.
-Wziąłem to co wczoraj spakowałaś.
-Weź się chociaż zatrzymaj bo jazda w galowym stroju nie należy do najwygodniejszych.
Zjechał w jakąś leśną drużkę. Odnalazłam moje ulubione jeansowe spodenki i top w biało szare paski.
-Oooo tak zdecydowanie lepiej.- powiedziałam kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę.
Do mnie do domu dojechaliśmy późnym wieczorem. Bartek wziął nasze torby z samochodu i weszliśmy do domu. W salonie siedział ojciec z telefonem w ręku, miał zaczerwienione oczy. Widać było, że płakał. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam.
-Jesteście?- kiwnęłam głową dalej trzymając go w ramionach.
-Daj mi ten telefon.- wyciągnęłam mu słuchawkę z ręki.- Ja będę dzwonić. Gdzie mama?
-Pojechała do pracy. Ja się pójdę położyć.- odszedł szurając nogami.
-Bartek, jak chcesz to możesz jutro wracać do domu, nie musisz tutaj być.
-Wiem, ale chcę.- siadł koło mnie i dyktował mi wszystkie numery naszej rodziny z notesu ojca.
Ostatni telefon wykonałam po 22. Byłam bardzo zmęczona i na dodatek popsuł mi się humor od przekazywania smutnej wiadomości. Cieszyłam się, że Bartek był przy mnie i w każdej chwili mogłam się do niego przytulić. Poszłam zobaczyć co z ojcem. Chyba spał. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. Po położeniu się do łóżka szybko zasnęłam wtulona w Bartka.
Na następny dzień Bartek z ojcem ustawiali wszystko w salonie a my z mamą przygotowywaliśmy posiłki.
-Tosia jesteś z Bartkiem?- zapytała mama podczas przygotowywania mizerii. Zaskoczyła mnie kompletnie tym pytaniem.
-Tak.
-Długo?
-Już prawie rok.
-Tylko pamiętaj, każde czyny pociągają za sobą jakieś konsekwencje.
-Wiem mamo.
-Nie zrób czegoś czego będziesz żałować. Wybrałaś już kierunek studiów?
-Tak. Geofizykę na politechnice łódzkiej.
-A siatkówka?- wzruszyłam ramionami.
-Nie dostałam żadnej propozycji, najwyżej zapiszę się do AZSu.- powiedziałam to samo co Bartkowi.
Tego dnia też położyliśmy się późno.
Na pogrzeb przybyło bardzo dużo ludzi. Byli goście z Warszawy, Krakowa i Śląska, niektórych osób wcale nie znałam. Zdziwiło mnie to, że nie płakałam. Kiedy zmarła babcia Jadzia czyli matka ojca, żona dziadka Tadka też nie płakałam chociaż można to tłumaczyć tym, że byłam dużo młodsza i chyba nie do końca rozumiałam co się dzieje.
Na stypę przybyło dużo ludzi. Krążyłam z talerzami między salonem a kuchnią. Nagle do kuchni przyszła ciocia Ania.
-Tosiu mogę z Tobą porozmawiać? To ważne.- trochę się przestraszyłam ale zgodziłam się i odeszłyśmy na bok.
_________________________________________________________________
Niestety chociaż mocno trzymałam kciuki za chłopaków to polegliśmy ale przecież to nie koniec świata więc uczy do góry Misiaki! Jutro kolejny mecz! Kolejna nadzieja na zwycięstwo! "W górę serca bo POLSKA wygra mecz!!"
Skoro obiecałam to słowa trzeba dotrzymać dlatego dzisiaj wstawiam nowy rozdział ;D
Wasze komentarze strasznie mnie motywują do dalszego pisania :P
Dzięki kochani :*
Do przyszłego poczytania:
T.
dobrze że Tosia ma Bartka, bez niego byłoby jej ciężko. Fajnie, że oni się tak kochają. Czekam na następny, kiedy mogę się go spodziewać? :)
OdpowiedzUsuńzapraszam w środę ;)
UsuńJakoś tak smutno mi się zrobiło :( Ciekawe co Tosi ciocia chce jej powiedziec. juz nie moge sie doczekac kolejnego rozdziału. pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDawaj kobieto ten nowy rozdział bo dostanę zawału :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że Tosia ma Bartka ;>
Ciekawi mnie co chce jej ciocia ...