Obudziłam się w środku nocy i zaczęłam ryczeć. Chyba do mnie dotarło co się stało, w dzień moja świadomość wyparła ten przykry fakt. Teraz w obliczu nocy wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Kiedy zauważyłam, że na korytarzu zapala się światło nabrałam głęboko powietrza, żeby nie wydać żadnego dźwięku. Mimo to drzwi mojego pokoju się otworzyły i zabłysło światło. Zmrużyłam oczy.
-Tosia, błagam nie płacz.- podszedł do mojego łóżka i usiadł na nim, zrobiłam to samo.- Nie jest tego wart.- przesunęłam się do Łukasza i wtuliłam w jego umięśniony tors.- Obiję mu mordę albo połamię ręce i nogi, tylko nie płacz.- objął mnie rękami kontynuując swój wywód.
-Nie możesz mu nic połamać, jest siatkarzem. Ręce i nogi się mu jeszcze przydadzą.
-To obetnę mu to i owo, do siatkówki to nie jest potrzebne.- kąciki moich ust lekko się podniosły.
-Czemu właściwie nie śpisz?- uzmysłowiłam sobie, że dochodzi 1 pierwsza w nocy.
-Nie chciałaś oglądać, ze mną filmu to sam obejrzałem. Ale idź już spać i przestań beczeć!
Następnego dnia obudził mnie ciekawy zapach wydobywający się z kuchni.
-O wstałaś już?- spojrzałam na zegarek, była 10:29.
-Tak. Co Ty właściwie robisz?
-Obiad nie widać?
-Ale Ty robisz obiad?
-Co taka zdziwiona?
-Bartek totalnie nie umiał gotować.
-Nie rozmawiajmy o nim. Pomożesz mi trochę?
-Jasne tylko poczekaj 5 minut to się przebiorę.- wyszłam z kuchni, po chwili stałam z powrotem koło Łukasza podciągając rękawy koszulki.
Obiad, powiem nieskromnie, wyszedł nam pyszny. Łukasz uwielbiał włoską kuchnie. Gadaliśmy o głupotach i śmialiśmy się wniebogłosy, dopóki ktoś nie zadzwonił do drzwi. Łukasz poszedł otworzyć a ja kończyłam jeść mój obiad w salonie.
-Co tak ładnie pachnie? Ale jestem głodny!- prawie rzuciłam talerz na ławę i pobiegłam do przedpokoju od razu wskakując Igle w ramiona.
-Igła co Ty tu robisz?
-Przyjechałem Cię pocieszyć i poturbować Kurka...
-To samo jej wczoraj mówiłem, należy mu się porządny łomot.- wtrącił swoje trzy grosze Kadziu.
-...ale widzę, że trzymasz się nie najgorzej.- dokończył przerwane zdanie Igła.
-Łukasz zrobił mi obiad i trochę odżyłam.
-Znajdzie się jeszcze coś dla mnie?- zrobił oczy kota ze Shreeka, wyswobodziłam się z uścisku Igły i poszłam podgrzać na patelni to co zostało.- Dziękuję, zabieram Cię do nas.- zakomunikował mi Igła.
Kiedy zajechaliśmy pod dom Ignaczaków był już wieczór. Od razu z domu wyszła Iwonka i mocno mnie uściskała.
-Tosia, jak dobrze Cię znowu widzieć, wchodź. Głodna jesteś?
-Ja jestem!- krzyknął Krzysiu wnosząc do domu moją walizkę. Roześmiałyśmy się i poszłyśmy do kuchni.
U Ignaczaków zawsze było czuć tą radosną, rodzinną atmosferę. Dzieciaki przed telewizorem oglądały bajki, gdzieś z daleka było słychać pracującą pralkę, w kuchni grało radio a ekspres cichutko szumiał parząc przepyszną kawę. Prawdziwie sielankowy obrazek. Najchętniej zaszyła bym się tam na całą resztę życia.
Iwona odgrzewała obiad Krzyśkowi, chciała też mi wcisnąć ale powiedziałam, że jadłam u Łukasza, przemilczałam fakt, że Krzysiek też. Dzieciaki na kolację chciały tosty, więc zadeklarowałam się, że mogę im zrobić.
Miejsce do rozmyślać znalazłam na tarasie, było zimno ale ciepły koc i gorący kubek w dłoniach pozwalały mi nie zamarznąć.
-Już jest zimna.
-Hmmm co?- nawet nie usłyszałam jak Krzysiu usiadł na krześle koło mnie.
-Herbata, już wystygła.
-Aaaa.- byłam tak pochłonięta swoimi myślami, że na to również nie zwróciłam uwagi. Odstawiłam zimny kubek na stolik.
-Trzymaj.- wcisnął mi do ręki swój.
-A Ty?
-A ja sobie zaraz przyniosę.- wyszedł lecz po kilku minutach wrócił z kolejnym kubkiem i jeszcze jednym kocem.- Chodź siądziemy na huśtawce.- otuliliśmy się szczelnie kocami i przez chwilę patrzyliśmy bez słowa w niebo.
-Powiesz wreszcie co się dokładnie wydarzyło?
-Chciałam mu zrobić niespodziankę, z resztą opowiadałam Ci, że nie chcę tutaj przyjeżdżać. Artur namówił mnie, żebym jednak wsiadła w samolot i odwiedziła Bartka. Tak zrobiłam. Tylko chyba najpierw powinnam Go uprzedzić żeby jego kochanka, nowa dziewczyna?, nie wiem jak ją nazwać, zdążyła się wynieść od niego z mieszkania.
-Ale mówimy o tym samym Bartoszu Kurku? Szatynie o niebieskich oczach i 205 cm wzrostu?
-Igła proszę Cię, On nie jest i nigdy nie był święty. Nikt nie jest.
-Nie wierzę.- w końcu stwierdził popularny Igła wygodniej opierając się o oparcie huśtawki.- To do niego nie podobne, nie wierzę.
-A kto mógł być jeszcze w jego mieszkaniu?- Krzysiek nawet nie musiał odpowiadać, odpowiedź była oczywista.
-I co teraz zrobisz?
-Wrócę do Stanów, dokończę ten sezon, został mi tam jeszcze rok później pewnie wrócę do Polski, może skończę jakieś studia tutaj. Coś się wymyśli.
-Ale jak będziesz czegoś potrzebować to wiesz, że masz nas?
-Dzięki Krzysiu, szczęściara z tej Iwonki, że ma Ciebie.- mocno się do niego przytuliłam.
"Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie", święta prawda.
__________________________________________________________________
Tak jak obiecałam, wrzucam Wam nowy post przed świętami!! :D
Teraz ze spokojnym sumieniem, życzę Wam wesołych, spokojnych, zdrowych i spędzonych w rodzinnym gronie świąt Bożego Narodzenia.
Trzymajcie się cieplutko!
Do przyszłego poczytania:
T.
Wyszłam z klatki zalana łzami. Usiadłam na krawężniku zastanawiając się co zrobić. Musiałam jechać do rodziców, nie miałam wyjścia. Przecież nie będę przeszkadzać Bartkowi w pieprzeniu jakiejś lafiryndy. Nagle zadzwonił mój telefon. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-I jak tam zrobiłaś mu niespodziankę?- usłyszałam miły głos Łukasza.
-Chyba większą niż myślałam.
-Stało się coś?
-Zdradził mnie, siedzę pod blokiem i zastanawiam się co robić a ona na górze posuwa jakąś pannę.
-Żartujesz sobie?
-Jestem śmiertelnie poważna.
-Jadę do Ciebie.
-Zanim Ty do mnie dojedziesz to noc mnie zastanie.
-Jestem w Bełchatowie.
-Jak to jesteś w Bełchatowie?
-Tak się złożyło. 5 minut i jestem.
Schowałam telefon do kieszeni i wierzchem ręki wytarłam łzy. Kilka minut później podjechało czarne bmw Kadziewicza. Wysiadł, złapał moją walizkę i wrzucił ją do bagażnika. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Wsiadaj.- szepnął mi do ucha i jedną ręką otworzył drzwi. Posłusznie wskoczyłam na siedzenie pasażera. Ruszyliśmy. Przykleiłam głowę do bocznej szyby jadąc w całkowitej ciszy, nie licząc warkotu silnika.
-Gdzie my właściwie jedziemy?- uzmysłowiłam sobie to dopiero po jakiejś godzinie podróży.
-Do mnie.- spojrzał na mnie.- Nie chcesz?- wzruszyłam ramionami, było mi to obojętne byle dalej od Bartka.
Kiedy zajechaliśmy pod dom Łukasza było już ciemno.
-Masz.- wcisnął mi klucze do ręki a sam poszedł do bagażnika po moją walizkę. Chwilę męczyłam się z zamkiem w drzwiach ale ostatecznie udało mi się je otworzyć.- Czuj się jak u siebie.
-Dzięki Łukasz. Pójdę się trochę odświeżyć.
-Śmiało, tam jest łazienka.- wskazał ręką drewniane drzwi po lewej stronie.
Stałam pod prysznicem zastanawiając się do dalej. Nie miałam już siły. Przypominała mi się każda chwila spędzona z nim, każdy dotyk, pocałunek, śmiech i łzy, kłótnie i spacery, długie podróże, imprezy i wakacje ale najbardziej w pamięć zapadła mi moja studniówka. Łzy spływały mi po policzkach ale nie było ich widać przez obfity strumień wody.
Wydawało mi się, że usłyszałam głos Łukasza, więc zakręciłam wodę.
-Mówiłeś coś do mnie?- krzyknęłam.
-Twój telefon dzwoni.
-A możesz zobaczyć kto?
-Igła.
-Zaraz do niego oddzwonię. A! Łukasz! Możesz mi dać jakiś ręcznik?
-Jasne, powieszę Ci go na klamce drzwi.
-Dzięki. - wyszłam spod prysznica i uchyliłam drzwi żeby sięgnąć po ręcznik. Wytarłam się i zaczęłam szukać mojej piżamy. Znalazłam Bartka koszulkę w której uwielbiałam spać, ale nazwisko "Kurek" na plecach w obecnej sytuacji nie było odpowiednie. Więc dalej grzebałam w swojej torbie i o dziwo znalazłam koszulkę od Daniela. Jeszcze tylko spodenki i byłam gotowa do spania.
-Zrobiłem kolacje.- krzyknął Łukasz kiedy wybierałam numer Igły.
-Dzięki nie jestem głodna.
-To może chociaż film obejrzymy?
-Nie dzisiaj.- zamknęłam za sobą drzwi do pokoju.
-Jak śmiesz nie odbierać ode mnie telefonu?- zapytał Igła z naganą ale również z charakterystycznym dla niego śmiechem w głosie.
-Kąpałam się.
-Czyli już po czy przed?
-Co?- doskonale wiedziałam o co chodzi Igle ale nie chciałam się zagłębiać w temat.
-Nie ważne.
-Kiedy do nas przyjedziecie z Bartkiem?
-Z Bartkiem to nigdy.
-Ale ja naprawdę tym razem posprzątam.- śmiał się Igła.
-Nie jesteśmy razem.
-Jasne a ja jestem króliczkiem wielkanocnym.
-Igła ja nie żartuję.
-Pierdolisz. Jak to nie jesteście? Moja ukochana para się rozstała? Dlaczego?
-To nie jest rozmowa na telefon.
-Przyjadę jutro po Ciebie. A gdzie Ty właściwie jesteś?
-U Kadziewicza i nie ma takiej potrzeby, jutro pojadę do domu wezmę samochód i wpadnę do Was, jeżeli nie masz nic przeciwko.
-Głupia! Jasne, że nie mam. Dlaczego jesteś u Kadzia?
-Igła błagam nie dzisiaj, nie mam siły, chcę iść spać.
-Dobra śpij dobrze. Dobranoc.
-Branoc.
Odłożyłam telefon na półkę i przykryłam się szczelnie kołdrą.
Już prawie spałam ale zarejestrowałam jeszcze w swojej świadomości, że uchylają się drzwi a później między drzwiami a futryną pojawia się głowa Łukasza. Nie byłam jednak pewna czy naprawdę powiedział "śpij spokojnie, Skarbie" czy to była już moja wyobraźnia.
__________________________________________________________________
Witajcie Kochani!
Co u Was słychać? Przygotowania do świąt już rozpoczęte? Ja w ogóle nie czuję tej magii świąt. Ostatnio nawet się zastanawiałyśmy z moją współlokatorką dlaczego i doszłyśmy do wniosku, że to wszystko przez te galerie, które zmieniły wystrój na świąteczny od razu po wszystkich świętych i pomalutku to wszystko już się przejada.
Plany na sylwestra już macie?
Nie będę Wam jeszcze składać życzeń ponieważ mam zamiar się jeszcze do Was odezwać przed świętami! A przynajmniej będę miała powód, żeby znaleźć czas na napisanie nowego rozdziału! :D
Do przyszłego poczytania:
T.
2:2 w setach i po 5:5 w 5 secie. Rozgrzane mięśnie piekły, w gardle sahara, mokre ręce wycierałyśmy w niemal tak samo mokre ręczniki, przeciąganie zagrywki żeby dać sobie więcej czasu na odpoczynek chociaż jedną/ dwie sekundy ale nie odpuszczałyśmy ani na moment. Pełna koncentracja na następnej akcji, po nieudanej mobilizacja do kolejnej.
I wtedy dziewczyny z Rockford University zaczęły popełniać straszliwe błędy. Wygrałyśmy 3:2 ale nie miałyśmy nawet siły się cieszyć, ten mecz to była męczarnia. Padałyśmy na twarz.
Minęła zima, wielkimi krokami zbliżały się święta Wielkanocne.
-Kiedy przyjeżdżasz kochanie?- gadałam z Bartkiem na skypie.
-Właśnie bo tak sobie myślałam...
-No??
-Że nie przyjadę.
-Jak to nie przyjedziesz!?
-Ja nie daję rady, nie jestem w stanie wsiąść w samolot powrotny.
-Tośka! Błagam Cię przyleć.- patrzyłam na jego smutną mordkę i serce mi się kroiło. Chciałam Go przytulić, poczuć jego zapach i ciepło od niego bijące a mimo wszystko wiedziałam że moje serce znów rozpadnie się na miliony kawałków kiedy koła samolotu oderwą się od ziemi w locie do Chicago.
-Bartek, nie mogę. Zobaczymy się dwa miesiące później. Co to dla nas dwa miesiące?
-Kotek, nie rób tego.
-Zobaczymy się w czerwcu ale wtedy zostanę już na dużo dłużej, coś koło 3 miesięcy.
-Przemyśl to sobie jeszcze.- Bartek zakończył rozmowę. Problem jednak leżał w tym, że ja już wszystko sobie przemyślałam. W moim pokoju rozległo się pukanie. Podniosłam swoje dupsko i poszłam otworzyć.
-O cześć, wchodź.
-Tu masz bilet na podróż do domu...
-Artur, ale ja nie lecę na święta do domu.
-Co? Jak to? Jak już jest opłacony.
-Nie lecę.
-Rozmawiałaś z Bartkiem?
-Tak, przed chwilą.
-Szczęśliwy był?
-Nie za bardzo.
-To zrób mu niespodziankę!- wpadł na pomysł Artur. Podeszłam do tego pomysł sceptycznie ale ostatecznie się zgodziłam.
W dzień mojego wylotu do Polski zadzwoniła do mnie Jessica.
-I'm pregnant.- usłyszałam w słuchawce. Myślałam, że się przesłyszałam.
-Powtórz.
-Jestem w ciąży.- zamurowało mnie. -Lajla- dziewczyny do mnie mówiły "Lajla" gdyż "Tosia" czy "Tośka" było zbyt skomplikowane.- nie wiem co robić.
-Porozmawiaj z rodzicami przede wszystkim. Później z władzami uczelni a później z trenerem.
-Boję się.
-Będzie dobrze. Będę za Ciebie trzymać kciuki.- rozłączyłyśmy się, ale będzie sajgon jak się trener dowie. Nie chciałam o tym myśleć bo wiedziałam, że za kilkanaście godzin zobaczę Bartka.
Najpierw z Okęcia musiałam się dotaszczyć taksówką na dworzec główny w Warszawie później autobusem do Bełchatowa. Cieszyłam się w duchu, że kiedyś Bartek dał mi klucze do mieszkania. Cichutko przekręciłam klucz w drzwiach a później równie cicho weszłam do mieszkania. Pierwsze co, to rzuciła mi się w oczy czerwona damska bluzka, która leżała na środku korytarza, na bank nie moja. Później z sypialni usłyszałam jednoznaczne dźwięki, których nie dało się pomylić z niczym. Do oczu napłynęły mi łzy. Złapałam za rączkę swojej walizki i już nie dbając o to żeby zachowywać się cicho, trzasnęłam drzwiami.
__________________________________________________________________
Witajcie Kochani!!
Mam teraz tyle na głowie, założyliśmy, wspólnie z dyrektorem Centrum Sportu na mojej uczelni, wieczorową ligę siatkówki drużyn mieszanych damsko- męskich. Tak, że kilka ostatnich dni to ślęczenie nad regulaminem. O właśnie! Może Wy mi podpowiecie na jakiej wysokości powinna być siatka? Bo niby w Oficjalnych przepisach jest napisane, że dla kobiet 2,24m a dla mężczyzn 2,43m, ale o mieszanych nie ma nic :/ Myślałam, że 2,30m było by tak spoko, co Wy na to?
Ooooch jak ja już chcę święta!!! A tu jeszcze 1,5 tygodnia trzeba jakoś na uczelni przeżyć :/
Trzymajcie się Misie Kolorowe :*
Do przyszłego poczytania:
T.
Powróciła codzienna rutyna na uczelni i treningi. Codzienne wstawanie o 6:30 doprowadzało mnie do szału. Te trzy tygodnie minęły stanowczo za szybko, chociaż były też tego plusy. Zaczęłam rozmawiać z mamą, dzwoniłyśmy do siebie na skypie co drugi dzień. Miałyśmy przecież tyle do opowiedzenia sobie przez te ostatnie pół roku.
Bardzo dobrze też zaczęłam się dogadywać z Igłą, stał się dla mnie przyjacielem. Mogłam się mu wyżalić i opowiedzieć nawet o tym o czym raczej nie mówiłam z Bartkiem. Obiecał mnie odwiedzić z Kadziewiczem, który też do mnie bardzo często dzwonił.
Nie minęły dwa tygodnie od mojego wyjazdu z Polski a zadzwoniła do mnie przerażona Monika.
-Nie mam się w co ubrać!?- wyła do kamerki internetowej.- Przecież nie pójdę w jeansach i w koszulce.
-Przecież masz tyle sukienek.
-Ale ja nie wiem którą założyć.
-Otwórz szafę i pokazuj wszystko co masz.- przez kolejne 15 minut siedziałam przy kompie i oglądałam Moniki ciuchy. W końcu udało nam się znaleźć odpowiednią, czarna z koronkowymi rękawami 3/4.- Na pewno się spodobasz Michałowi.
-Boję się.
-Ty!? Zawsze przecież na mnie wrzeszczałaś co powinnam zrobić a czego nie powinnam. Przecież gdyby nie Ty to nie sądzę, żebym teraz była z Bartkiem.
-Ale u Was to było jakoś prościej.
-Prościej? Kłótnia co pół roku i niewidzenie się całymi miesiącami to było prościej?
-Ale Ty wiedziałaś, że się podobasz Bartkowi, a ja nie wiem na czym stoję.
-Jak byś mu się nie podobała to raczej by Cię nie zaprosił na randkę... sorry kawę, ale w sumie wszystko jedno jak to się nazwie bo zamierzenie jest takie samo.
-Dzięki, pomogłaś mi strasznie. Brakuje mi tu Ciebie. Jak mieszkałyśmy razem było zabawnie a ta panna co z nią teraz mieszkam jest straszna. Nie dość, że zajmuje łazienkę na 2 godziny to jeszcze mlaszcze przy jedzeniu. Mówię Ci koszmar.
-Nie zwracaj na nią uwagi.
-Dobra Lila lecę bo kolokwium jutro mam a jeszcze niewiele umiem.
-Oook, to powodzenia będę trzymać kciuki.
W piątek zmęczona po całym dniu na uczelni i wieczornym treningu wchodziła do swojego mini-mieszkania, w jednej chwili zrobiło mi się zimno. Ciemność przed oczami i szum w uszach.
-Tosia!- usłyszałam krzyk ale dochodził z bardzo daleka.- Eeeej! Tosia!- ten ktoś chyba bardzo szybko się zbliżał bo krzyk był zdecydowanie mocniejszy. I wtedy poczułam czyjąś rękę pod moją głową, i zrozumiałam, że leżę na zimnej podłodze mojej sypialni. Nad sobą miałam twarz Artura.
-Co się stało?
-Może Ty mi powiesz co się stało?
-Nie wiem, weszłam do mieszkania i... chyba straciłam przytomność.
-Często Ci się coś takiego zdarza?
-Nie, tzn kilka razy mi się przytrafiło ale ostatnio to jakieś pół roku temu.
-Trzymaj.- podał mi szklankę wody. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. W pewnym momencie twarz Artura zaczęła się znacząco zbliżać do mojej.
-Artur.
-Przepraszam, zapomnij o tym.- wyraźnie się speszył, zaczął się kręcić i w końcu zapytał- dasz sobie radę?- kiwnęłam tylko głową.- Bo ja już muszę iść, mam kilka spraw do załatwienia.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi głośno odetchnęłam. Wzięłam laptopa z szafki nocnej, uruchomiłam tego złoma i włączyłam skypa, musiałam się komuś wygadać. Akurat Igła był dostępny. Gadaliśmy przeszło 3 godziny.
Właśnie wsiadałam do autobusu, który miał nas zawieźć na jutrzejszy mecz kiedy dostałam sms'a: "Nie mogę jechać, wytłumacz to jakoś trenerowi". Mam wytłumaczyć, że podstawowa atakująca nie może jechać na mecz, chyba nie muszę dodawać, że ważny mecz, bo z zeszłorocznymi mistrzyniami stanu. Szybko wystukałam "dlaczego?". "Na razie nie mogę powiedzieć, powiedz mu, że wypadła mi ważna rodzinna sprawa".
Strasznie się bałam, nasz trener to spoko koleś, ale nienawidzi kiedy nagle zmieniają się plany. A skoro Jessica nie mogła grać to ja automatycznie wskakiwałam na jej miejsce.
-Trenerze?
-Tak?
-Jessica, nie pojedzie na ten mecz.- trener który do tej chwili stał do mnie bokiem i sprawdzał czy jest cały sprzęt i czy aby na pewno niczego nie zapomnimy, odwrócił się do mnie gwałtownie a pode mną mało nie ugięły się kolana.
-Jak to nie pojedzie!?- powiedział odrobinę za głośno.
-Powiedziała, że wypadła jej jakaś sprawa rodzinna.
-I nie raczyła mnie o tym wcześniej poinformować?- wzruszyłam ramionami.- Wsiadaj, grasz jutro za nią. Masz, tutaj jest część strategii, reszty dowiesz się na wieczornym treningu.
Nie znałam strategii bo nie byłam na odprawie. Trener dał mi statystyki przeciwniczek do przeanalizowania. Kiedy ruszyliśmy założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam studiować tabele i wykresy.
__________________________________________________________________
Cześć Misiaki!!
Taki mały bonus dla Was, a w zasadzie zadośćuczynienie za to że w zeszłym tygodniu się nie popisałam z rozdziałem ;)
Dzisiaj akurat mam trochę więcej czasu więc piszę dla Was. Teoretycznie powinnam się uczyć na kolokwium, które mam we wtorek z polityki gospodarczej ale wczoraj zaczęłam się trochę uczyć i zasnęłam po 15 minutach. Tego się nie da nauczyć!
A w ogóle jaką akcję miałam ostatnio. Babka nam cofnęła projekt i powiedziała, że mamy go zrobić na następny dzień. Z moją grupą (6 osób) ugadaliśmy się, że siądziemy wieczorem na fb i to ogarniemy. Po czym skończyło się na tym, że jedna dziewczyna wyszukała wskaźniki i zrobiła do nich tabelkę a ja z moją drugą koleżanką siadłyśmy na skypie i w 1h15minut napisałyśmy wszystko podczas kiedy pozostałe 3 dziewczyny zastanawiały się przez ten czas nad wstępem a tak same w rezultacie go napisałyśmy. To jest właśnie praca zespołowa. Byłam strasznie wściekła i właśnie dlatego w zeszłym tygodniu nic nie napisałam.
Do przyszłego poczytania:
T.
-Cześć Antka!- "no kuuuu*wa" przeszło mi przez myśl.
-Cześć.- powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-A cóż to za urocza niewiasta?- zapytał Zbyszek patrząc na Monikę.
-Cześć, Monika.- wyciągnęła do niego rękę po czym on pociągnął ją i przytulił.
-Zbyszek, miło mi.- Bartek mocniej ścisnął mnie za rękę.- To mój kolega Michał.- właśnie podszedł do nas bardzo sympatyczny z twarzy, wysoki brunet. Miałam dziwne wrażenie, że skądś Go znam ale bij zabij nie pamiętam skąd. Przywitał się ze wszystkimi, ale bardzo uważnie przyglądał się mi i Monice.
-Czy my się już gdzieś nie poznaliśmy?- zadał pytanie które nurtowało mnie od kilku minut. To, że ja Go skądś kojarzyłam to jeszcze mogłam sobie uroić ale to, że on zna mnie i Monikę... hmmm... podejrzane.
-Dziwne, jak tylko Cię zobaczyłam pomyślałam o tym samym.- Bartek zmarszczył czoło, podobnie zareagował Zbyszek.
Każdy miał przydzielone miejsce przy stołach. My dzieliliśmy stolik jeszcze z Kadziewiczem i państwem Ignaczak. Wszyscy świetnie się bawili, nikt nie siedział przy stole dłużej niż to było konieczne. Widać było, że Monika złapała bardzo dobry kontakt z Michałem. Kiedy siedziałam przy stoliku z nogami na Bartka kolanach (strasznie mnie już bolały stopy od szpilek, tak tak! założyłam szpilki!) podeszli do nas właśnie oni. Wychylili kielicha i usiedli z nami. Michał zaczął wypytywać Bartka gdzie wcześniej grał i o takie typowo siatkarskie rzeczy jak się okazało Michał też jest siatkarzem i aktualnie gra w Volley Padwa we Włoszech. Nagle w pół zdania Michał urwał i gorączkowo zaczął przeszukiwać swój telefon.
-Co jest?- zapytała się Monika.
-Moment.- po krótkiej chwili spojrzał na nas z wielkim bananem na twarzy.- Już wiem skąd się znamy.
-No oświeć nas.- wysunął w naszą stronę telefon, na wyświetlaczu było zdjęcie a na nim ja, Monika i Michał, na jakimś meczu. Wtedy mnie olśniło. Byliśmy na meczu jak Bartek zaczął grać w Skrze, spojrzałam na Monikę patrzyła na zdjęcie z głupią minął.
-Kiedy to było?
-Plus minus dwa lata temu.- powiedziałam, -Teraz pamiętam, poznaliśmy się na Superpucharze powiedziałeś, że Twój przyjaciel gra w Częstochowie.
-Zbyszek.
-Ten Zbyszek?- zapytałam, szczerze zdziwiona.
-Ten sam.
Następnego dnia wracaliśmy do Bełchatowa. Monika cały czas wysyłała sms'y.
-Eeeej!!! Ziemia do Moniki!!- odwróciłam się na fotelu do Moni.
-Co?
-Z kim piszesz?
-Z nikim.
-Ta jasne, a mi na ręce wyrósł kaktus. Co to za przystojniak?- moja przyjaciółka lekko się speszyła.
-No... nikt...- coś ona kręciła. I wtedy mnie olśniło.
-Michał!- na jej policzki wypłynęły piękne czerwone rumieńce. Już nic nie musiałam wiedzieć, oparłam się wygodnie. Bartek plótł place mojej ręki w swoje, 5 minut później spałam.
Monika wróciła do Łodzi, Bartek na halę a ja zostałam sama w mieszkaniu. Sprzątałam, oglądałam filmy, gotowałam i od czasu do czasu chodziłam z Bartkiem na treningi. Niestety wielkimi krokami zbliżał się dzień mojego wyjazdu. Przez to nie mogłam spać i straciłam apetyt, nie chciałam tam wracać. Coraz częściej myślałam, że głupio zrobiłam odrzucając Dąbrowę, byłam bym dziesięć razy bliżej Bartka niż byłam teraz.
-Nie wsiądę tam!
-Toooośka, nie zachowuj się jak dziecko.
-Ale ja nie chcę.
-Bo Cię siłą wsadzę do tego samolotu i jeszcze przywiążę pasami.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale, już.- zaczął mnie prowadzić w stronę rękawa samolotu.- Tutaj podaj pani grzecznie paszport i wsiadaj.
-Baaaarteeeeek!!- jojczyłam mu od samego rana.
-Niedługo znowu się zobaczymy. Szybko minie zobaczysz.- pocałował mnie na pożegnanie i wepchnął do korytarza. Kochany chłopak.
__________________________________________________________________
Przepraszam za takie opóźnienia ale nie mam czasu na nic. Studia zabierają mi cały czas wolny teraz.
Poza tym jestem jednym z redaktorów strony: http://ligasiatkarska.pl/
Trzymajcie się Misiaki cieplutko już niedługo kolejny rozdział :D
Do przyszłego poczytania:
T.
Drzwi otworzyła moja uśmiechnięta mama na mój widok uśmiech zamarł na jej czerwonych ustach.
-Cześć mamo.
-Tosia? A co Ty tutaj robisz? Myślałam, że jesteś w Stanach?
-Wróciłam na święta. Wpuścisz mnie czy będziemy tutaj tak stać? Zimno jest.- otworzyła szerzej drzwi i przesunęła się w bok żebym mogła wejść. Zdjęłam kurtkę i buty, mama wzięła ode mnie ciasto i zaniosła je do kuchni. Poszłam przywitać się z rodziną. Najszczęśliwsza była chyba moja babcia, która podczas składania życzeń powiedziała mi na ucho, że bała się że już nigdy mnie nie zobaczy. Najciężej było dzielić się opłatkiem z ojcem, bałam się do niego odezwać. Zachowywał pozory ale widziałam, że jest na mnie zły i pełen żalu. Wieczór, jak co roku, zakończył się pasterką. Kiedy po mszy wyszliśmy z kościoła padał lekki, lepiący się śnieg. Było mroźno. Piękne święta. Napisałam sms'a do Kurka: "śpisz?", po minucie przyszła odpowiedź "nie, myślę o Tobie :P" mimowolnie uśmiechnęłam się czytając Bartka słowa, wcisnęłam "odpisz" i wystukałam "mogę teraz do Ciebie przyjechać?", "przyjeżdżaj, już się za Tobą stęskniłem".
Dotarliśmy pod dom, niektórzy goście zaczęli się już zbierać, inni wchodzili do domu.
-Babciu?- zatrzymaliśmy się przy moim samochodzie.
-Tak córciu?- babcia zawsze mówiła do mnie "córciu".
-Ja będę jechać.
-Absolutnie! Ciemno jest, ślisko, późno jeszcze coś Ci się stanie. 4 godziny za kierownicą, to chyba nie jest najlepszy pomysł.
-Ale ja nie jadę do domu. Jadę do Nysy do mojego chłopaka, 2 godziny i będę u niego.- wszyscy już weszli do domu.
-Chłopaka? Dlaczego jesteś pokłócona z rodzicami?
-Ja nie...
-Dziecko, przecież wiedzę.
-Mają do mnie żal o to że zrezygnowałam ze studiów na rzecz siatkówki. Oni mi tego nigdy nie wybaczą.
-Oni już Ci wybaczyli tylko nie chcą się do tego przyznać. Jak chcesz to jedź, tylko odwiedź mnie z tym chłopakiem. Jak się nazywa?
-Bartek Kurek.
-A czym się zajmuje?
-Jest siatkarzem, w tym roku wygrali złoty medal Mistrzostw Europy a na co dzień gra w Bełchatowie.
-No to pięknie, obiecujesz, że mi Go tu kiedyś przywieziesz?
-Obiecuję, trzymaj się babciu.- pocałowałam ją w policzek i wsiadłam do samochodu, dwie godziny później witałam się z Bartkiem.
Obudziłam się kiedy coś rzuciło się na mnie, później krzyk Bartka.
-Młody!! Po pierwsze się puka, po drugie nie można tak rzucać się na ludzi!!
-Tooooosiaaa!!!- krzyknął mały Kubuś i rzucił mi się na szyję.- Kiedy psyjechałaś?- zapytał podczas gdy Bartek już wyprowadzał Go za drzwi.- A co lobicie??- było słychać jeszcze przez drzwi.
-Nie ładnie tak wyrzucać brata za drzwi.
-Śpij nie pierdol.- położył się z powrotem koło mnie i mocno przytulił, po chwili oboje spaliśmy.
Kolejny raz obudziłam się bo mi było strasznie gorąco. Wielkie, niedźwiedzie ramię Bartka przygniatało mnie całym swoim ciężarem a do tego jeszcze gruba kołdra uniemożliwiała mi jakikolwiek ruch.
-Bartek?- szepnęłam, nic.- Bartek.- powiedziałam trochę głośniej. Nic.- Barteeek.- powiedziałam jeszcze głośniej i dla wzmocnienia efektu lekko Go szturchnęłam. Spał jak kamień.- Bartek!
-Co się stało? Czemu krzyczysz?
-Bo jesteś głuchy, weź tą rękę bo się zaraz uduszę.
Pierwszy dzień świąt to było totalne lenistwo z resztą podobnie jak drugi.
Czas do sylwestra minął bardzo szybko ani się obejrzeliśmy już byliśmy w drodze do Rzeszowa. Bartek, zawiózł nas pod dom pana Ignaczaka. Od razu w drzwiach pojawił się sprawca całego zamieszania. Niezbyt wysoki (jak na siatkarza, ale w sumie libero nie musi być wysoki), energiczny i uśmiechnięty od ucha do ucha pan.
-Dzień dobry.- przywitaliśmy się z nim.
-Tośka jestem, miło mi pana poznać.
-To że mam trochę więcej lat nie znaczy, że trzeba mnie tytułować per pan, Igła jestem. Wchodźcie.- później zapoznał się z nim Monika.
Iwona, żona Krzyśka udostępniła nam łazienkę a później poczęstowała przepysznym ciastem a do tego kawa. Od razu z Iwonką złapałyśmy dobry kontakt. Wieczorem wszyscy zaczęliśmy się szykować na imprezę.
Krzysiek poprosił jakiegoś swojego kolegę, żeby zawiózł nas (a później też przywiózł) na sylwestra. Kilkoro gości już się zjawiło. W większości to byli siatkarze, których albo znałam osobiście albo przynajmniej z widzenia. Przeczesywałam wzrokiem salę kiedy moje spojrzenie padło na pewną osobę.
-O nieeee.- jęknęłam i schowałam się za Bartka.
__________________________________________________________________
Uduście, zakopcie, odkopcie i jeszcze raz zabijcie. Taka obsuwa to mi się jeszcze nie zdarzyła. Ale po pierwsze jakoś nie wiedziałam jak skończyć ten rozdział, po drugie trochę mało czasu. Mam tylko nadzieję, że mi wybaczycie :*
Poza tym dorwałam dwie nowe (dla mnie) książki: Miłoszewski Bezcenny i Severski Niewierni. Więcej Wam napiszę jak je przeczytam. Chociaż tego pierwszego mogę Wam polecić Ziarno Prawdy. Akcja się dzieje w Sandomierzu (ale to nie Ojciec Mateusz :P) czyli w moim rodzinnym mieście. Naprawdę warte przeczytania dla kogoś kto lubi kryminały. :D
Do przyszłego poczytania:
T.
-Więc?- patrzyłam wyczekująco na Bartka z rękami założonymi na biodrach.
-Bo Daniel powiedział, że od Kadziewicza wie, że ten idzie z Gackiem na sylwestra do Ignaczaka. I też mamy zaproszenie.
-Co? Kto idzie z Gackiem? Kadziewicz?
-Daniel!
-A kto to Ignaczak? Ten libero z Asseco?- Bartek przytaknął.- A Monika może iść z nami?
-Raczej tak.
-Nie gadamy! Pracujemy!- krzyknął trener.
Zaczęła się słuszna rozgrzewka, kilka okrążeń dookoła boiska, później atak i zagrywka.
-Trenerze! Kurek nie może być z Jarecką w jednym zespole bo nie będzie gry!- krzyknął Plina.
-Kurek! Do Wlazłego! Antiga do Jareckiej!- zarządził Nawrocki przyglądając się krytycznym okiem obydwu zespołom.
-Ale my nie mamy szans!- odezwał się kapitan Skry. Faktycznie nasz skład prezentował się imponująco, może z wyjątkiem libero którego nie mieliśmy. Ja, Antiga, Falasca, Bąkiewicz, Możdżon i Plina na środku. U przeciwników na ataku był oczywiście Mariusz, na przyjęciu Kurek z Frankowskim, na środku Wnuk z Cedzyńskim a na rozegraniu Dobrowolski oraz z Gackiem na libero. Mecz się zaczął, nikt się nie obijał ani nikt nie zwracał uwagi na to że jestem dziewczyną traktowali mnie jak równą sobie co było bardzo fajne, przez to musiałam się dużo bardziej starać. Zabawne było to, że jak ja atakowałam to blokował mnie Bartek przez co miałam większą motywację do zdobycia punktu, nie powiem kilka razy udało mi się Go oszukać. Zaatakować nad jego blokiem nie dałam rady ale Bartka trzeba było sposobem. Wygraliśmy 3:1. Przez całą drogę do domu nabijałam się z Bartka.
-No ale jaki Wy mieliście skład a jaki my?- bronił się Bartek.
-Daj spokój co Ty chcesz od chłopaków poza tym graliście z lepszą obroną bo mieliście Gacka. I nie zapominajmy, że ja byłam na ataku, to też było na waszą kożyść.
-Przecież dobrze grasz.
-Ale jestem niższa i mam mniej siły no i niżej skaczę.- przewrócił oczami.- A tak w ogóle to ten sylwester ma być u Ignaczaka w domu?
-Nie, w jakimś lokalu ale on się podjął organizacji i trzeba mu napisać czy idziemy czy nie bo trzeba jeszcze kasę wpłacić.
-To ja napiszę do Moniki.- odpowiedź przyszła szybko "nie chcę iść sama".- Monika nie chce iść sama.
-Przecież pójdzie z nami.
-Oj Bartek jak Ty nic nie rozumiesz.
-To zadzwoń do niego.- Bartek podał mi swój telefon.- Igła.- szybko przepisałam numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach ktoś odebrał.
-Halo?
-Dzień dobry Jarecka z tej strony my się nie znamy ale...
-Dziewczyna Kurka?- padło pytanie.
-No tak.- zerknęłam na Bartka.- Ja się chciałam zapytać czy na sylwestra koniecznie parami się przychodzi czy...
-Nie, można samemu.- znów wszedł mi w słowo pan Krzysztof.- Coś mi też wspominał Zbyszek że przyjdzie z Michałem...
-Łooo to party hard.- usłyszałam śmiech w słuchawce.
-Nie, nie, nie źle się zrozumieliśmy. Chodziło o to że oni przyjdą bez pary.
-Aha okej.
-Ale mam nadzieję, że przyjdziecie?
-Raczej tak jeszcze do pana zadzwonimy.- rozłączyłam się.
-I?- zagadną Bartek.
-Nie ma problemu coś wspomniał, o Zbyszku i Michale którzy też przyjdą sami. Boże mam nadzieję, że to nie TEN Zbyszek.
-Łap!- Bartek rzucił coś w moją stronę kiedy szliśmy już do bloku. W moich rękach znalazły się jakieś klucze.
-A co to?
-Klucze Głuptasku.
-Widzę, Głuptasku, ale do czego?
-Do mieszkania.- westchnęłam.
-Królowej Elżbiety czy Baraka Obamy?
-Bartka Kurka.
-A to nie znam.- zaczęłam wbiegać po schodach uciekając przed Bartkiem.
Z Moniką uzgodniłam, że przyjedzie po mnie do Bełchatowa a później ja ją odwiozę do domu i przy okazji zabiorę samochód. Na te kilka dni był mi w sumie potrzebny.
W wigilijny poranek zabrałam się za pieczenie ciasta. Nie wypadało przyjechać z pustymi rękami. Bartek pojechał wczoraj wieczorem do Nysy, Monika koło południa powinna zjawić się w Bełchatowie. Musiałam się spieszyć.
Około 11 ciasto było w połowie zrobione, kiedy próbowałam przekroić biszkopt na 3 równe plastry rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
-Wejdź!!- krzyknęłam bo nie mogłam odejść od stołu.
-Hej! Co tak ładnie pachnie??
-Biszkopt.
-Mnomnomnomn będzie jedzenie!- ucieszyła się Monika.
-Nie będzie, co najwyżej w lodówce masz spagetti z wczoraj chcesz to sobie przygrzej.- Monia przejrzała zawartość lodówki.
-A mogę jogurt?
-Bierz. Ej! Właśnie! Rozmawiałam z Ignaczakiem, jakieś chłopaki też przychodzą bez pary. Będzie fajnie, jedź z nami. Proszę, proszę, proszę, proszę.
-Okej, okej. Niech Ci będzie.
Z Bełchatowa wyruszyliśmy około 14. Podrzuciłam moją przyjaciółkę pod dom i ruszyłam do Wodzisławia Śląskiego gdzie mieszkała moja babcia. Lekko drżącym palcem nacisnęłam na dzwonek. Drzwi się otworzyły.
__________________________________________________________________
Witajcie Robaczki!! :*
11 godzin na uczelni to stanowczo za dużo! Padam na twarz!
Jestem z siebie niezmiernie dumna bo udało mi się wyrobić i wrzucić Wam ten rozdział w środę! Juhuu!! :D
Trzymajcie się cieplutko bo dni coraz chłodniejsze :*
Do przyszłego poczytania:
T.
Czas leciał szybko, ciągle tylko uczelnia, trening, mieszkanie i tak w kółko. Za nami były już pierwsze mecze wyjazdowe, byłam pod dużym wrażeniem organizacji. Dziewczyny były bardzo miłe i dużo mi pomagały, miały do mnie dużo cierpliwości pod względem języka chociaż i tak się już trochę poprawił od momentu mojego przyjazdu.
Na hali spędzałam jak najwięcej czasu, do upadłego ćwiczyłam zagrywkę i ataki, mięśnie paliły mnie niemiłosiernie ale ćwiczyłam dalej. Nie mogłam się pogodzić z kwadratem dla rezerwowych. Oczywiście od czasu do czasu wchodziłam na boisko ale to były tylko zmiany zadaniowe. Na każdym treningu starałam się pokazać trenerowi, że powinien dać mi szansę gry od samego początku meczu. Niestety nie dostrzegał albo nie chciał dostrzec mojego poświęcenia.
Cieszyłam się jak głupia na powrót do domu, tzn. do Bartka. Uzgodniliśmy, że wigilię spędzę u mojej babci gdzie zjeżdżała się co roku cała rodzina a pierwszy i drugi dzień świąt u Bartka.
Latałam po całym mieszkaniu i zbierałam rzeczy, które planowałam zabrać. W ogóle nie mogłam się ogarnąć, euforia związana z zobaczeniem się z Bartkiem była zbyt duża. Następnego dnia rano miałam lot do Warszawy, Artur przyjechał po mnie o 7 rano. Jeszcze leżałam w łóżku ale nie spałam, w ogóle nie mogłam zmrużyć oka tej nocy.
-Gotowa?- zapytał Artek.
-Tak tak tylko jeszcze trochę się pomaluję i możemy jechać.- pognałam do łazienki, pociągnęłam rzęsy tuszem, przeczesałam włosy i wrzuciłam szczotkę do kosmetyczki. Otworzyłam drzwi łokciem trzymając w jednej ręce kosmetyczkę w drugiej poskładane ubrnaia, które miałam zamiar wziąć ze sobą a nie spakowałam ich wczoraj bo jeszcze były mokre po praniu. Odwracając się o mały włos nie wpadłam na Artura. Trzymał coś w ręku ale nie miałam za bardzo czasu się temu przyglądać bo szybko schował je za siebie.
-Co tam chowasz?- zapytałam upychając rzeczy wyniesione z łazienki do walizki.
-A takie tam.- podeszłam do niego i założyłam ręce na piersi.
-Więc?
-Proszę, z okazji świąt.- wyciągnął paczuszkę w moją stronę. Niepewnie wyciągnęłam rękę.
-Ale ja nic nie mam dla Ciebie.- wzruszył ramionami.
-Otwórz.
-Zwariowałeś, dziękuję bardzo.- rzuciłam mu się na szyję. Dostałam od niego słuchawki.
-Dobra, dobra zwijaj się, zaraz wyjeżdżamy.
Kiedy samolot kołował już na płycie lotniska Okęcie, nie mogłam usiedzieć na miejscu. Podczas wysiadania byłam pierwsza przy drzwiach i tylko czekałam aż dołączą rękaw. Jak tylko drzwi się otworzyły a przed sobą zobaczyłam wąskie przejście ruszyłam z miejsca, najpierw szłam bardzo energicznym krokiem ale to było dla mnie zbyt wolno, zaczęłam biec. Zatrzymałam się dopiero przy bramkach gdzie sprawdzili mój paszport i przybili pieczątkę później znów przyspieszyłam i zaczęłam biec do poczekalni, wiedziałam, że tam na mnie czeka Bartek. Widziałam go już biegnąc po schodach, stał odwrócony tyłem. Dopiero kiedy byłam od niego oddalona o jakieś 5 metrów zwolniłam kroku. Stojąc za nim wdychałam zapach miętówek i Bartkowych perfum. Objęłam Go rękami w pasie przytulając twarz do jego pleców. Obrócił się i mocno mnie przytulił. To było cudowne uczucie móc go przytulić po tak długim okresie rozłąki.
-Cześć.- szepnął mi do ucha.
-Cześć. Dobrze Cię widzieć. - Kurek złapał mnie za rękę i poprowadził do taśmy po bagaż.
Gdy tylko weszliśmy do mieszkania w Bełchatowie, Bartek zamknął drzwi przyciskając mnie do nich i namiętnie całując. Wziął na ręce i zaniósł do sypialni.
-Mmmm, fajna koszulka.- powiedział kiedy oboje leżeliśmy na łóżku.
-Też mi się podoba.
-Ale zdecydowanie lepiej będzie wyglądała na mojej podłodze.- zgrabnym ruchem ściągnął mi ją przez głowę. Nie pozostałam mu dłużna rozpinając guziki jego koszuli, miałam tylko problem z jednym guziczkiem.- Oj Ty łajzo.- wymruczał Kurek, sam go rozpinając.
Obudziłam się następnego ranka szczęśliwa, że to nie był tylko sen i Bartek dalej śpi koło mnie, oddychając miarowo, pogrążony we śnie. Poszłam do łazienki, przemyłam twarz wodą zmyć z twarzy resztki snu. Następnie poszłam do kuchni, nastawiłam czajnik i usiadłam przy stole. Leżały na nim jakieś gazety. Wzięłam pierwszą lepszą i zaczęłam czytać. Miło było znów poczytać sobie polską gazetę i nie zastanawiać się nad znaczeniem co 10 słowa. W tym czasie czajnik się wyłączył a ja zaparzyłam kawę, oczywiście bez cukru z niewielką ilością mleka. Zegar cichutko tykał, wskazując 7:42. Jak na centrum Bełchatowa było zadziwiająco cicho.
Pierwszy raz od dawna przeczytałam całą gazetę od deski do deski, miałam właśnie sięgnąć po kolejną z małego stosiku ale wszedł Bartek.
-Cześć wyspałeś się?- podszedł do mnie i krótko pocałował mnie w usta.
-Cześć. Nie ale nie narzekam, więcej takich nocy.- uśmiechnęłam się na jego słowa.- Zaraz muszę lecieć na trening, jedziesz ze mną?
-Jasne tylko się ubiorę. A Bartek...- urwałam.
-No?
-Albo nie już nic.
-No mów.
-Nie to głupi pomysł.
-Głupi nie głupi mów.
-Bo tak sobie pomyślałam, że może mogła bym z Wami chociaż rozgrzewkę zrobić no wiesz, żeby nie wypaść z rytmu, w końcu całe dwa tygodnie przede mną bez gry. Ale nie wiem czy trener Nawrocki by się zgodził.
-Weź na wszelki wypadek rzeczy zapytamy go.- stwierdził Bartek i wrócił do robienia kanapek.
Jak tylko weszliśmy na halę, natknęliśmy się na Nawrockiego.
-Dzień dobry.- przywitaliśmy się.
-O dzień dobry.
-Trenerze?- zagadnął Bartek.
-Tak?
-Tosia ma prośbę.
-Słucham?
-Mogła bym zrobić z chłopakami rozgrzewkę?
-A nie chcesz później z nimi zagrać? Święta już niedługo więc nie będę ich przemęczał. Przebieraj się.- przebiegłam przez oblodzony parking do Bartkowego samochodu żeby wziąć torbę z rzeczami. Później szybko do szatni i przebrałam się. Jak się okazało na parkiecie boiska byłam pierwsza, a mówią, że na kobietę zawsze trzeba najdłużej czekać.
-Cześć moja ulubiona siatkarko!- krzyknął Plina jak tylko zobaczył mnie odbijającą piłkę.
-Cześć.
-Będziesz dzisiaj z nami grała?
-Jak widać.- wyszczerzył się w uśmiechu.
-Bartek już Ci mówił?
-O czym?
-Ups.- zrobił skwaszoną minę.
-Daniel? O czym?- akurat z szatni wyszedł mój chłopak.- Bartek! O czym mi nie powiedziałeś?
-Danieeel! Czy Ty musisz wszystko popsuć??
__________________________________________________________________
Witajcie Kochani! Coś ostatnio mam problemy z wyrobieniem się, przez co mam straszne wyrzuty sumienia, że Was zaniedbuję. Przepraszam! :*
Do przyszłego poczytania:
T.
Ryczałam w poduszkę do 1 w nocy. O godzinie 8 rano usłyszałam pukanie do drzwi.
Poszłam je otworzyć przypominając w ruchach zombie.
-Co Ci się stało?- zapytał Artur.
-Nic.- powiedziałam głosem wypranym z uczuć.
-No ej! Przecież widzę.- wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
-Nie wiem czy to był dobry pomysł.
-Przyzwyczaisz a teraz się trochę ogarnij, bo mamy w planach zwiedzanie uczelni i spotkanie z Twoim nowym klubem. Raz! Raz!- popatrzyłam na niego zbolałym wzrokiem ale pomaszerowałam do łazienki. Kiedy wyszłam z niej zobaczyłam, że Artur grzebie u mnie w lodówce, która nawiasem mówiąc była pełna.- Nic nie zjadłaś.- powiedział głosem pełnym wyrzutu.
-Nie miałam apetytu wczoraj.
-To ja Ci zrobię przynajmniej porządne śniadanie.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale".- i już wyciągał jakąś miskę z górnej szafki, nie miałam pojęcia skąd on wiedział, gdzie co jest.
-Artur?
-Hmm?
-Skąd to wszystko wiesz?
-Ale co?
-Co gdzie jest? Pełna lodówka itd.
-A myślisz, że kto zaopatrzył Cię w to wszystko?- uśmiechnął się do mnie znad drzwiczek lodówki.
-Dzięki.- zrobił mi omleta, chociaż i tak nie zjadłam całego.
Pierwszy tydzień był naprawdę ciężki, na wykładach niewiele rozumiałam na treningach byłam przeciętna co mi nie odpowiadało. Zawsze byłam chwalona a tutaj musiałam naprawdę ciężko pracować. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że byłam próżna i wbita w dumę. Zatrzymałam się na pewnym poziomie siatkarskim i przestałam się rozwijać bo każdy mi mówił, że jestem taka dobra, a to nie była prawda. Łatwo jest się wyróżniać na tle przeciętnych zawodniczek, zdecydowanie trudniej doskoczyć do tych naprawdę dobrych.
Artur tak jak obiecał nie zostawił mnie na pastwę losu, przychodził niemal codziennie na co wkurzał się strasznie Bartek bo czasami jak gadaliśmy przez skyp'a mówiłam, żeby chwilę poczekał bo przyszedł Artur.
Z każdym dniem bardziej brakowało mi Bartka. Brakowało mi też rodziców, nie dzwonili nawet, nie pisali, zerwali ze mną kompletnie kontakt.
Pewnego październikowego dnia spieszyłam się na trening, zaspałam i nawet nie zdąrzyłam zjeść śniadania. Z rozmachem otworzyłam drzwi szukając jednocześnie kluczy w mojej torbie, przekraczając próg potknęłam się o coś, spojrzałam w dół a tam stał przeogromny kosz z czerwonymi różami. Stanęłam jak wryta. I, że to niby dla mnie? Na pewno nie. Przestawiłam kosz żebym miała jak przejść, zamknęłam drzwi i pognałam na trening.
Wielkimi krokami zbliżał się pierwszy mecz, za każdym razem jak o nim pomyślała czułam ściskanie w dołku. Wiedziałam, że nie znajdę się w pierwszej szóstce, czułam się z tym źle.
Dopiero na wykładzie dotarło do mnie, że jest 21 październik, moje urodziny. Na śmierć zapomniałam.
Wieczorem weszłam na skypa, od razu wyświetlił mi się dymek z nadchodzącym połączeniem. Bartek. Wcisnęłam przycisk "odbierz" i nagle na ekranie mojego komputera zobaczyłam kilka dobrze mi znanych twarzy, m. in. Bartka, Mariusza, Daniel, Marcin i Piotrka Gacka. Nie zdąrzyłam się odezwać a chłopaki zaczęli się drzeć "sto lat", kiedy wreszcie skończyli Bartek zapytał się mnie czy dostałam prezent.
-Jaki prezent?
-Zamówiłem kwiaty, mieli Ci je dostarczyć.
-Aaaaa kwiaty! Tak, tak dostałam!- miałam nadzieję, że nie wyczytał nic z mojej twarzy, w końcu bukiet dalej stał za drzwiami.
Jak tylko zakończyłam rozmowę z Bartkiem dopadłam do drzwi i wniosłam kosz do środka, jak bym była w Polsce pewnie tych kwiatków by nie było zanim bym rano drzwi otworzyła.
Zalogowałam się na facebooka i szok! Bartman złożył mi życzenia, własnym oczom nie wierzyłam. Kliknęłam "Lubię to!" niech się cieszy.
_________________________________________________________________
Cześć Misie moje kolorowe! Przepraszam, że dzisiaj a nie wczoraj wstawiam nowy rozdział ale wczoraj od 8 do 18:40 non stop na uczelni bez żadnego okienka na dodatek z "wuefem". Żeby nie było W-F spoko, bo siatkówka ale jak się siedzi tyle godzin to naprawdę wolała bym Go mieć w jakiś inny dzień.
Z AZSu nici. Treningi są właśnie w środy! Cały świat przeciwko mnie!
Trzymajcie się Miśki! :*
Do przyszłego poczytania:
T.
W nocy z 19 na 20 września nie mogłam zasnąć. Miotałam się po całym łóżku starając się nie obudzić Bartka. Około 3 nad ranem włączyłam komputer i najpierw sprawdziłam fejsa, później pocztę a na końcu yt. W wielkim świecie nic się nie działo. Na fb było jedno zaproszenie do grona znajomych, Zibi Bartman. Miałam wielką ochotę odrzucić za tą "Antkę" ale dobra, głupszym się ustępuje. Na poczcie cisza, z yt puściłam moją ulubioną listę odtwarzania i założyłam słuchawki. Przejrzałam interię, onet i wp. Nudziłam się. Wyłączyłam muzykę i postanowiłam nadrobić zaległości w moim ulubionym serialu "How i met your mother". Jeden z lepszych seriali komediowych, jak dla mnie. Powoli zaczynało wstawać słońce, nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu.
-Ale mnie przestraszyłeś.
-Czemu nie śpisz?
-Nie mogłam zasnąć.- Bartek sięgnął przez moje ramię do przycisku wyłączającego awaryjnie laptopa. -Ej no oglądałam! Poza tym popsujesz komputer.- pocałował mnie namiętnie w usta i wziął na ręce, zaniósł do łóżka i przez resztę nocy żadne z nas nie zaprzątało sobie głowy snem.
-Masz wszystko?- zapytał Bartek kiedy około 13 wychodziliśmy z mieszkania.
-Nie wiem. Nie chcę nigdzie jechać, zaraz zadzwonię do Artura i powiem, że się rozmyśliłam.
-Nie marudź tylko się zastanów. Telefon? Komputer? Ładowarka jedna i druga? Paszport?
-Mam, chyba mam.
-To chyba czy masz? Tośka, spóźnimy się na samolot.
-Dobra jedźmy już. A! Monika zgłosi się do Ciebie po samochód.
-Po mój samochód?- zapyta zdziwiony Kurek.
-Po mój samochód. Bez sensu żeby stał i nikt nim nie jeździł więc stwierdziłam, że na ten czas jak mnie nie będzie będzie nim jeździć Monika.
-Okej. To jedziemy.- Bartek otworzył drzwi do samochodu od strony pasażera. Szybko je zatrzasnęłam.
-Muszę?- mój chłopak zaczerpnął głęboko powietrza, a później powoli je wypuścił.
-Musisz.- zrobiłam minę jak z tego mema "okej". Wsiadłam do samochodu.
Po około 2 godzinach jazdy szukaliśmy miejsca na parkingu na Okęciu. Bartek wyciągnął moje dwie (po co Ci aż dwie?- zapytał Bartek podczas gdy ja byłam z siebie bardzo zadowolona, że tak zgrabnie udało mi się spakować) walizki i ruszyliśmy do głównego terminalu. Później wszystko potoczyło się szybko odprawa i pożegnanie. Nie chciałam puścić Bartka i pójść tym wąskim korytarzem do samolotu. To było za trudne. Kurek głaskał mnie po plecach i przekonywał, że niedługo znów się zobaczymy, że czas do Bożego Narodzenia szybko zleci, że będzie dzwonił. Na odchodnym powiedział mi jeszcze "będzie dobrze". Do samolotu wsiadłam ostatnia. Usiadłam na swoim fotelu w klasie ekonomicznej, wierciłam się niemiłosiernie aż w końcu w mojej głowie pojawił się wielki czerwony napis: "Tośka! Co Ty do cholery robisz w tym samolocie!?". Szybko wstałam zabierając za sobą mój bagaż podręczny i skierowałam się do wyjścia. Z rozpędu wpadłam na jedną ze stewardes.
-Mogę w czymś pomóc?- zapytała zgrabna blondynka ubrana w niebieski uniform.
-Muszę wysiąść.
-To niestety już jest nie możliwe, zaraz startujemy i musi pani zapiąć pasy, ale jeżeli sprawa jest poważna to postaramy się ją załatwić na lotnisku w Chicago.
-W Chicago to już będzie za późno.- wyszeptałam sama do siebie i wróciłam na miejsce. Włożyłam rękę do swojej torby w poszukiwaniu słuchawek ale zamiast nich znalazłam pudełko kinderków, których wcześniej z całą pewnością tam nie było. Bartek. I wtedy przypomniałam sobie jego ostatnie słowa, normalnie jak w tej reklamie co dziecko idzie pierwszy raz do szkoły a mama daje mu batoniki kinder. Uśmiechnęłam się z głupoty Bartka. Odnalazłam słuchawki i założyłam je na uszy. Musiałam zasnąć bo obudziła mnie ta sama blondynka, która nie chciała mnie wypuścić z samolotu.
-Niedługo lądujemy.- uśmiechnęłam się do niej.
-No nareszcie moja gwiazda przyleciała!- ucieszył się na mój widok Artur. Przytulił mnie na przywitanie.
-Cześć.
-Jak podróż?
-W porządku, szybko zleciało.
-Chodź, weźmiemy bagaże i zawiozę Cię do Twojego nowego apartamentu.- zmarszczyłam czoło i spojrzałam na Artura pytającym wzrokiem.- No powiedzmy apartamentu.- nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Mój nowy apartament okazał się pokojem z kuchnią w uczelnianym akademiku.
Kiedy Artur wyszedł i zostawił mnie samą, siadłam na łóżku i się rozpłakałam.
__________________________________________________________________
Siemano Mordeczki!! :D
Wykurowałam się już (w miarę), ale zdemotywował mnie mój lekarz. Powiedziałam, że chcę zaświadczenie na uczelnię bo muszę jakoś usprawiedliwić nieobecności a on co? Spojrzał na mnie i powiedział: "jasne, jak nic się nie dzieje to zaraz wypiszemy" z mojej strony nastąpiła chwila konsternacji bo jak stwierdził, że nic się nie dzieje skoro nawet mnie nie zbadał? Okej nie wnikam :D
I mam dylemat, nie wiem czy się zapisać od AZSu czy nie ;) oczywiście na siatkę. Z jednej strony chętnie bym poszła z drugiej boję się, że będę tam najsłabsza i nie wiem co zrobić ;)
W niedzielę idę na mecz Skra- Effector ;D Jak już się pewnie domyśliliście, studiuję w Kielcach, a co za tym idzie mieszkam tam przez większą cześć roku. Ale nie martwicie się, pozostanę wierna Skrze :D JEDNO SERCE JEDNO BICIE SKRA BEŁCHATÓW PONAD ŻYCIE!
Do przyszłego poczytania:
T,
1 września chłopaki mieli lecieć do Izmiru natomiast ja z panem Adamem wylatywaliśmy dzień po nich. Nasz hotel mieścił się tylko kilka kroków od hotelu siatkarzy. Późnym wieczorem kiedy zakwaterowaliśmy się w hotelu, padałam z nóg. Hotel nie był jakiś super luksusowy ale i tak nie zamierzałam w nim spędzać za dużo czasu, w zasadzie to tylko spać. Właśnie miałam zamiar walnąć się na łóżko i z niego nie wstawać kiedy ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć z myślą, że to może tata Bartka ale gdy tylko je otworzyłam poczułam na swoich ustach bardzo dobrze mi znane usta Bartka. Odwzajemniłam pocałunek.
-Co tutaj robisz?
-Przyszedłem się przywitać.
-Jak tutaj wszedłeś?
-Drzwiami.- suszył zęby w pięknym uśmiechu.- Stęskniłem się za Tobą.- nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, że ja też bo Bartek podniósł mnie i przystawił do ściany namiętnie całując. Oplotłam lewą rękę na jego szyi a palce prawej włożyłam w jego włosy, nogi zawinęłam na Bartka biodrach. Zaniósł mnie do łóżka i delikatnie położył na materacu. Jego usta powoli przesunęły się na moją szyję.
-Nie.- powiedziałam lekko go odpychając.
-Dlaczego?
-Może dlatego, że jutro grasz mecz?? Nie możesz być zmęczony.- Bartek przewrócił oczami.
-Ja się wcale tak szybko nie męczę.- roześmiałam się na te słowa. Jeszcze długo gadaliśmy i leżeliśmy przytuleni. Około 22 Bartek niepostrzeżenie opuścił mój hotel i równie niepostrzeżenie przemknął pod czujnym okiem Castellaniego.
W nocy nie mogłam spać, najpierw długo nie mogłam zasnąć później gdy już zasnęłam śniły mi się jakieś głupoty związane ze mną i Bartkiem. Pierwszy sen był bardzo rzeczywisty, śniło mi się że byłam poważnie chora ale w szpitalu byłam całkiem sama, nigdzie było ani Bartka ani moich rodziców. Obudziłam się zlana potem, ciężko dysząc. 'Tośka to tylko sen, Bartek jest kilkanaście kroków dalej i kilka godzin temu wyszedł od Ciebie całując Cię w usta, to tylko sen' przekonywałam sama siebie. Kiedy już udało mi się uspokoić i ponownie zasnąć znów miałam sen, tym razem jakby przedstawiał przeszłość ponieważ znajdowałam się znowu w liceum w Nysie i to była studniówka, sądziłam, że moja bo byłam na niej z Kubą Jaroszem.
Rano obudziłam się, niewyspana i z nieprzyjemnym uczuciem w brzuchu przypominałam sobie sny ostatniej nocy. Ale przecież to tylko sny, nie byłam żadnym cholernym medium żebym obawiała się, że coś takiego naprawdę może mnie spotkać. Poszłam zmyć z siebie nieprzyjemności nocy. O 8:30 zapukał do mnie pan Adam, z pytaniem czy idę z nim na śniadanie z chęcią się zgodziłam.
Wieczorem poszliśmy kibicować naszym w starciu z Francuzami. Jak się okazało kibicowaliśmy bardzo skutecznie bo chłopaki wygrali z nimi 3:1. Europejski maraton się zaczął lub jak czasami mówią komentatorzy "worek się rozwiązał". Następny mecz był z reprezentacją Niemiec również wygrany do 1, a trzeciego dnia Polacy znowu wygrali tym razem pokonując gospodarzy rozgrywek czyli Turcję. Takim sposobem wyszliśmy z grupy na pierwszym miejscu. Po pięknie wygranych meczach chłopaki mieli 3 dni wolnego od meczów, a następnie przystąpili do walki o półfinały, na pierwszy ogień poszła reprezentacja Hiszpanii, pokonana do 2 w dramatycznym tie breaku. Polacy szli jak burza pokonując po kolei Słowaków i Greków, takim oto sposobem zaczęli grę o medale. W półfinale natrafiliśmy na Bułgarów, którzy dosłownie zostali zmieceni z boiska, przez co już mieliśmy co najmniej srebrny medal. 13 września przystąpiliśmy do finału w którym znów natknęliśmy się na francuzów, dla chłopaków ten mecz to była bułka z masłem po prostu grali jak z nut. Pewnie pokonali ponownie reprezentację Francji 3:1.
Po powrocie do hotelu była wielka feta i dużo alkoholu. Bawiliśmy się aż do białego rana.
Wieczorem 14 września wróciłam do Polski i zaczęłam pakowanie bo 20 września znów miałam lecieć samolotem ale tym razem na obcy kontynent, czyli do Stanów Zjednoczonych.
16 września wrócili siatkarze, zadowoleni i ze złotymi medalami na szyi.
-Jutro grill u Plińskiego.- zakomunikował mi Bartek w drodze do domu.
-20 wylatuję.
-Ale jutro jest 17.
-Ale ja się muszę spakować i chcę spędzić z Tobą trochę czasu a nie z całą reprezentacją.
-Czyli nie idziemy?- popatrzyłam na Bartka odwracając wzrok od jezdni.
-Naprawdę chcesz tam iść?
-Jak nie chcesz to nie pójdziemy.- stwierdził.
-Okej, o której ten grill??
-Jesteś kochana!- dostałam całusa w policzek.- o 17.
Następnego dnia wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy do Daniela. Najpierw zahaczyliśmy o jakiś sklep, kupiliśmy kiełbaski i wino.
Myślałam, że na ognisku będzie tylko kilka osób a tu zjechało się całe zgrupowanie.
-Cześć!- przywitaliśmy się z Danielem.
-Chodźcie, chodźcie już wszyscy w zasadzie są.
Bartek ruszył między ludzi witając się ze wszystkimi, a ja szłam za nim wszystkim się przedstawiałam, no prawie wszystkim. Widać było, że wszyscy się dobrze znają i świetnie bawią w swoim towarzystwie. Kiedy nasze kiełbaski skwierczały na grillu a Bartek poszedł do łazienki przypałętał się do mnie Kadziewicz.
-Co taka piękna kobieta robi sama?
-Czeka na swojego chłopaka.
-Chłopaka? Tego wypłosza Kurka? A nie wolała byś kogoś dojrzalszego?- oczywiście cała rozmowa była utrzymana w tonie żartobliwym, wiedziałam, że Łukasz się nabija.
-Za staruszków się nie biorę. - akurat zjawił się Bartek.
-No wiesz co! Nie jestem stary, jestem młody i piękny.
-O co come on?- zapytał Kurek.
-Twoja dziewczyna mi ubliża.
-Twój kolega mnie podrywa.- nie pozostałam dłużna.
-Ja jej nikomu nie oddam!- mój chłopak otoczył mnie ramieniem.- Cześć Zbyszek.- podał rękę jakiemuś wysokiemu (a to niespodzianka!) brunetowi.
-Siema. Cześć Zbyszek jestem.- wyciągnął do mnie rękę.
-Cześć Tośka.
-Tośka? Tosia? Antka?
-Tośka. Nie Antka.
-Spoko Antka.
-Możesz do mnie nie mówić Antka?
-Ale mi się podoba Antka. Zabronisz mi?
-A żebyś wiedział, że Ci zabronię.- jeszcze go dobrze nie poznałam a koleś już działał mi na nerwy. Czułam, że się nie polubimy.
Impreza skończyła się późno w nocy. Do Bełchatowa dojechaliśmy niemalże nad ranem, jakimiś nadludzkimi siłami zdołałam wziąć prysznic a kiedy położyłam się do łóżka to już po kilku sekundach spałam.
__________________________________________________________________
Cześć Misiaki!!
Jestem chora :( tak mnie rozłożyło, że nawet nie jestem w stanie dzisiaj iść na uczelnię (dlatego mam trochę więcej czasu dla Was :*)
http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/1011115,wyprawa-na-kazbek-sciagnieto-zwloki-wspinacza-z-polski,id,t.html?cookie=1#czytaj_dalej jeden z nich to mój znajomy, Łukasz. Mam nadzieję, że jeszcze jakimś cudownym sposobem odnajdą Go całego i zdrowego, chociaż szanse są bardzo małe.
Wracam grzać się pod ciepłą kołderkę, całuski :**
Do przyszłego poczytania:
T.